sobota, 28 lutego 2015

Rozdział 17. Tajemne przejścia.



Sobotnim rankiem obudziłem się z lekkim bólem głowy. Było to spowodowane myślą o tym, że mam dzisiaj odbyć kilkugodzinny szlaban. Ciekawe co mi każe robić... Mam nadzieję, że nic okropnego.

            - Syriusz, weź ze sobą dwukierunkowe lusterko. Będziemy chociaż w kontakcie. – powiedział James.
            - Przecież wiem. Na żaden szlaban się bez tego nie wybieram. – powiedziałem i schowałem kawałek lustra do kieszeni.
            - Miłego dnia. – powiedział James z lekką ironią w głosie.
            - Dzięki, do zobaczenia potem.

Wyszedłem z dormitorium. W ogóle mi się nie chciało iść na ten durny szlaban. Mogłem tyle innych ciekawych rzeczy robić. Na przykład… Nie, jednak nie. Od śmierci Ariany nic nie wydaje mi się interesujące. Może jedynie denerwowanie Smarka jest okej. Po drodze spotkałem Vivian, ale bez Cornelii. Patrzyła się na mnie z tym przebiegłym uśmiechem na twarzy. Wyglądała niczym Ślizgonka…
            - Ty bez Cornelii? – zapytałem
            - Tak, nie czuje się najlepiej. – powiedziała i zmieniła wyraz twarzy na lekko zakłopotany.
            - Co jej jest?
            - Chyba to przez to dojrzewanie. – odpowiedziała zdawkowo Vivian.

Zbyt zdawkowo.

            - Dobra, o resztę nie pytam. – zaśmiałem się – Pozdrów ją ode mnie. Ja lecę na szlaban.
            - Za co szlaban?
            - Za Smarkerusa. Pozwolił sobie na więcej niż powinien.

Powiedziałem i zniknąłem za portretem Grubej Damy. Był piękny słoneczny dzień. Mógłbym sobie spokojnie siedzieć w Pokoju Wspólnym nic nie robiąc. Tymczasem muszę iść na kilkugodzinny szlaban. Najgorsze jest to, że za tydzień czek mnie to samo. Stanąłem przed gabinetem McGonagall i już miałem pukać, ale zanim podniosłem rękę, ona otworzyła drzwi.

            - Wejdź, Black. – powiedziała.

Przed jej biurkiem siedziała jakaś kobieta. Przyjrzałem się dokładniej. To była Eugenia Jenkins we własnej osobie. Czy sprawa śmierci Ariany aż tak wzburzyła Ministerstwo, że sama Minister Magii musiała się zjawić w Hogwarcie? Przy oknie stał Dumbledore i patrzył na zasypane śniegiem błonia.

            - Czyli to jest pan Black. – powiedziała z uśmiechem Jenkins – Ten słynny Black, który jako jedyny w swojej rodzinie trafił do Domu Lwa. Musisz być naprawdę…
            - Do rzeczy, pani Minister. – powiedziała McGonagall z kwaśną miną. 

Jenkins pokręciła głową.


- Chciałabym z tobą, Syriuszu, porozmawiać o tym co wydarzyło się dokładnie po tym, jak uciekłeś z Arianą z Hogwartu.

Przełknąłem ślinę i kiwnąłem głową.

            - Usiądź. – powiedziała i wskazała na fotel obok.

Właściwie, to nie miałem wyboru. Usiadłem.

            - Opowiedz mi wszystko do początku. – powiedziała – Jak wydostaliście się z zamku?
            - Wyszliśmy przejściem pod Wierzbą Bijącą. – powiedziałem patrząc jej prosto w oczy. 

Nie miałem nic do ukrycia. Chciałbym, żeby to ona odwróciła wzrok.

            - W Hogwarcie są jakieś tajemne przejścia? – zdziwiła się Jenkins i spojrzała na Dumledore’a oczekując odpowiedzi.
            - Owszem, są, ale uczniowie nie mają do nich dostępu. – powiedział Dumbledore wciąż stojąc twarzą do okna.
            - Jak nie mają dostępu skoro dwójka uczniów wyszła jednym z nich?! – oburzyła się.
            - Syriuszu, jak dowiedziałeś się o istnieniu tajnych przejść? – zapytał Dumbledore, jak zawsze z olimpijskim spokojem.
            - Przypadkowo natrafiłem na nie z Jamesem kilka lat temu. – odpowiedziałem – Nie korzystaliśmy z nich nigdy.

Było to tak obrzydliwe kłamstwo. Korzystaliśmy z tych przejść setki, co ja mówię, tysiące razy! Byliśmy w Hogsmeade częstszymi gośćmi, niż niejeden czarodziej w podeszłym wieku. Chodziliśmy prawie codziennie na kremowe piwo i mieliśmy gdzieś, że to można nazwać „ucieczką”.

W kąciku ust McGonagall pojawił się uśmiech, który po chwili ukryła. Poznała się na kłamstwie, Dumbledore pewnie też, ale jakże bystra pani Minister wierzyła w każde moje słowo.
             
            - Kto oprócz ciebie i twojego kolegi wie jeszcze o przejściach?
            - Remus Lupin i Peter Pettigrew, nikt poza nami.

 Pokręciła głową z dezaprobatą, uniosła brwi i zapytała:

            - Co było dalej?
            - Kiedy byliśmy już w Hogsmeade, Ariana aportowała się ze mną do Kryształowej Groty. Znaleźliśmy się w jakimś lesie pięć mil od jaskini. W lesie, macocha Ariany rzuciła na nią Cruciatusa i przyznała się, że pomaga osobie, która więzi Jamesa.

Jenkins zrobiła wielkie oczy, w których widać było głębokie zdziwienie. Niemal szok.

            - Chcesz mi powiedzieć, że Amy Rivera Whitford, druga żona Edwarda Whitforda, rzuciła na swoją pasierbicę Zaklęcie Niewybaczalne?! Przecież to absurd! Pan Whitford cieszy się wielkim szacunkiem swoich współpracowników, to niemożliwe, żeby…
            - A jednak. – przerwała jej McGonagall – Mam nadzieję, że Ministerstwo zajmie się schwytaniem zarówno pani Whitford, jak i Szamanki.

Jenkins puściła to mimo uszu. Po raz kolejny spojrzała mi głęboko w oczy.

            - Kontynuuj, Syriuszu.
            - Poszliśmy znaleźć jakieś schronienie, bo Ariana miała nogę rozciętą jakimś czarnomagicznym zaklęciem. Niosłem ją, a po jakimś czasie znalazłem opuszczoną norę, gdzie spędziliśmy noc.
W oczach Jenkins pojawił się błysk. Nie no proszę… Minister chyba nie powinien odbierać rzeczy w TEN sposób. McGonagall była zażenowana. Też musiała zobaczyć reakcję Jenkins na słowa „spędziliśmy noc”.

            - Mów dalej, Black. – powiedziała McGonagall mierząc mnie surowym wzrokiem.
            - Tak, jak mówię. Spędziliśmy tam noc, a nazajutrz z samego rana wyruszyliśmy w dalszą drogę. Właściwie bez przeszkód znaleźliśmy się w Kryształowej Grocie. Usłyszeliśmy krzyk Jamesa i pobiegliśmy za dźwiękiem. Eilis związała go jakimiś magicznymi łańcuchami. Ariana zaczęła prosić ją, żeby go wypuściła, a ona powiedziała, że uwolni go, jeżeli Ariana odda jej swój Dar Powietrza. Ja zacząłem protestować, ale Szamanka i mnie oplotła tymi łańcuchami. Ariana podjęła ostateczną decyzję, pomimo moich i Jamesa błagalnych próśb. Po wszystkim Eilis odesłała nas do Hogwartu. – powiedziałem i spojrzałem na McGonagall – Co z tym szlabanem?

            Popatrzyła na mnie z bólem w oczach.

- Wracaj do Wieży, Black. Po raz pierwszy i ostatni puszczę ci płazem twoje wybryki.
- Dziękuję, pani profesor. Dowidzenia.

Wyszedłem z gabinetu McGonagall. Nie byłem w humorze. Po raz kolejny musiałem przywołać do siebie tragiczne wydarzenia z owego dnia, w którym to straciłem sens życia.

            No ale cóż. Moje życie wciąż płynie dalej. Nie mam zamiaru przestać spełniać swoich marzeń. Nawet jeżeli są one nierealne…


*


            Reszta dnia była, o dziwo, przyjemna. Patrzyłem bez cienia zainteresowania na Glizdogona, który marszczył czoło na wszystkie możliwe sposoby uporczywie próbując wymyślić coś jeszcze, co mógłby wpisać na pracę z obrony przed czarną magią. Dla mnie temat wypracowań był tematem zamkniętym. Choć nie byłem pewien, czy dobrze postąpiłem zabierając z pokoju Ariany jej wypracowania. Mam delikatne wyrzuty sumienia, ale pokrzepia mnie myśl o tym, że James postąpił gorzej. Później sobie myślę o tym, jaką przykrość wyrządził Arianie, a potem czuję się jeszcze bardziej przybity. Cały czas w jakiejś maleńkiej części mojej świadomości mam myśl, która przypomina mi, jak bardzo go nie cierpię za jego podłość. 

Jednocześnie po mojej głowie plącze się myśl, która nie pozwala mi zapomnieć o tym, kim on właściwie dla mnie jest, kim są dla mnie Huncwoci. Kogo mam poza nimi?
 
„Nikogo” – zaśmiałem się w myśli.

Pokrzepiająca myśl, że to jeszcze nie koniec, pozwoliła mi pójść do dormitorium, aby porozmawiać z Princem. Jak pies z psem. Umiejętność transformacji stała się jakby nieoderwalną częścią mnie. Czuję się jakbym to od zawsze był animagiem. Uczucie głęboko nierealne i niewyjaśnione.

Rozmowa z Princem, a raczej monolog, którego Prince musiał być przykrym świadkiem relaksowała. Na szczęście Prince nie potrafił mówić i nie mógł mnie wyśmiać.
Do pokoju weszli Huncwoci, ale nie sami. Ucieszyłem się, że nie przyszli w towarzystwie Evans, a w towarzystwie dwóch gryfońskich Ślizgonek – Vivian i Cornelii. Wszyscy mieli wyśmienite humory, a szerokie (oszałamiające w dwóch przypadkach) uśmiechy gościły na ich twarzach.

James rzucił we mnie jakimiś słodyczami z Miodowego Królestwa.
 
            - Byłeś w Hogsmeade? – zdziwiłem się.

Wycieczki do magicznej wioski w dniu, kiedy Minister dowiedziała się o przejściach stało na granicy między kompletną głupotą, a przesadzoną lekkomyślnością. Moja krew.

            - Tak. Adrenalina troszeczkę mi skoczyła, jak zobaczyłem, że w tunelu są jacyś ludzie z Ministerstwa.

Uśmiechnąłem się krzywo. Jenkins wyjątkowo szybko podjęła działania rozwikłania sprawy Szamanki. Niestety zaczęła od przejść w Hogwarcie. Pech mi ostatnio dopisuje.

            - Żeby ich tylko nie zamknęli – powiedział Lunatyk z obawą w głosie.
            - Nie zamknął ich. – powiedział James, a widząc nasze pytające wyrazy twarzy wyjaśnił: - Słyszałem, jak mówili, że nie ma sensu zamykać przejść. Mają zobowiązać nauczycieli, aby pilnowali, żeby żaden uczeń z nich nie korzystał. Krótko mówiąc – przejścia będą pilnowane praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę. Co właściwie wyklucza używanie ich…
            - Niekoniecznie. – powiedział Lunatyk, a w jego oczach pojawił się błysk, który gwarantował, że wpadł mu do głowy świetny, a jednocześnie szaleńczy pomysł – Poczekajcie chwilę… - powiedział i wybiegł czym prędzej z pokoju.

Wymieniliśmy z Jamesem zdziwione spojrzenia. To samo zresztą zrobiły dziewczyny, po czym oznajmiły, że już pójdą do siebie, bo jest trochę późno. Pożegnaliśmy się z nimi i w ciszy wyczekiwaliśmy powrotu Remusa. Dziesięć minut… Piętnaście minut…

W końcu po czterdziestu minutach do pokoju z hukiem wpadł Lunatyk.

            - Mam! – krzyknął i rzucił na podłogę stertę książek.

Popatrzyłem na niego z politowaniem.

            - Chcesz z tych książek wybudować mury obronne do wejść naszych tuneli? – zapytałem z lekką drwiną w głosie i ironicznym uśmieszkiem igrającym w kąciku ust.

            - Nie, drobnomieszczański idioto. – powiedział Remus nie zważając na słowa. Jego podniecenie sięgało zenitu, a w oczach zagościła czerń rozszerzonych źrenic – Patrz – rzucił mi pod stopy kartkę papieru, na której było pełno linii, prostokątów, kwadratów i okręgów. Początkowo nic nie rozumiałem, ale po dłuższym przyjrzeniu zrozumiałem, że to nie są przypadkowo narysowane figury geometryczne, tylko plan Hogwartu.

 Mimowolnie otworzyłem usta z wrażenia.

           - Skąd to masz? – zapytałem, a James wyrwał mi kartkę z rąk, żeby również obejrzeć.
            - Znalazłem tę mapę kiedyś, kiedyś. Myślałem, że się nie przyda. W końcu znamy każdy zakamarek w Hogwarcie, ale zostawiłem ją sobie. Nawet nie wiem po co… Teraz sobie za to dziękuję.
            - Nie dziękuj. – powiedział James opryskliwym tonem – W czym ma nam pomóc ta mapa?
            - A w tym, że w tych książkach są zaklęcia, które sprawią, że będziemy mogli widzieć poszczególne osoby na mapie.
            - Jakie os…?
            - Imiona i nazwiska różnych osób w miejscach, w których się znajdują, ciołku! – krzyknął Remus na Glizdogona, który skulił się z obrażoną miną.

Uśmiechnąłem się do siebie.

            - Chcesz nam powiedzieć – zaczął James – że potrafisz zaczarować tę mapę tak, żebyśmy mogli praktycznie kontrolować Hogwart?!

Lunatyk zrobił zdziwioną minę, po czym uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu.

            - Ja nie. Syriusz potrafi.

10 komentarzy:

  1. Ciekawe. Proszę, napisz, że Ariana wróci. Strasznie za nią tęsknię. Mam nadzieje, że kolejny rozdział pojawi się szybciej.

    /Rose

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :). Zapraszam do siebie :)
    http://huncwocihogwart.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Póki co przeczytałam dwie notatki i mam ochotę na więcej! Przez ostatnie dni przedarłam się przez wiele blogów i muszę stwierdzić, że masz talent. Dziś pewnie braków nie nadrobię, ale w kolejnych dniach na pewno mi się uda. :) Syriusz poszedł na szlaban, szlabanu nie było. Dobrze wybrnął o tajemnych przejściach. I oczywiście świetny wątek z mapą. Sama nie wiem, jak opiszę to u siebie, ale będzie ciężko. Tobie za to poszło z łatwością, tak przynajmniej się to czyta. :) Dodam Twojego bloga na swoją stronę, pozwolę sobie. :P Pozdrawiam! I dziękuję za komentarz. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zamknięcie przejść może być utrudnieniem dla Huncwotów... W końcu jak inaczej dostaną się do Hogsmeade na piwo kremowe? Może nauczyciele nie wiedzą o wszystkich ukrytych miejscach? Ale przecież Huncwoci sobie ze wszystkim zawsze radzą, a jak stworzą mapę, to już w ogóle nikt ich nie złapie :D
    http://nocturne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę doczekać się dalszych losów. Szkoda mi Ariany. Niesamowita postać. Pojawi się jeszcze praaaaaawda? Proszę :>
    I jakoś zawsze wolałam Syriusza niż Jamesa.. dużo fajniejszy gość *_*

    Kiedy kolejny rozdział?
    Pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nowy rozdział? Wchodzę od paru dni z wyczekiwaniem nowej części, a tu pach, cały czas ten nieszczęsny luty mi wyskakuje. Dziewczyno, litości!!! :(
    http://za-czasow-huncwotow.blogspot.com
    PS Nadrobiłam wszelkie zaległości. Uff!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej!!!
    Dobrze widzisz, to znowu ja. ;)
    Nominowałam Cię na swoim blogu (http://za-czasow-huncwotow.blogspot.com) do Liebster Award. Zadałam Tobie parę pytań, na które bardzo chciałabym znać odpowiedź. :)
    Pozdrawiam serdecznie,
    mam nadzieję, że weźmiesz w tym udział. :)
    Chcę czymkolwiek skłonić Cię do pisania! Tęsknię za Twoim opowiadaniem.

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej świetne, świetne i jeszcze raz świetne, jest to drugi blog, który jest dla mnie jakimś fenomenem, który jest zupełnie inny niż inny, niestety tamta osoba przestała pisać :( ale przez to, że ona przestała pisać zaczęłam czytać twojego i nie żałuje tej decyzji :) i proszę ty tak nie rób, bo twój jest świetny i pisz dalej :D PROOOOSZĘĘĘĘĘ :D Ania

    OdpowiedzUsuń
  9. hej świetny blog .... mam nadzieje że Ariana sie pojawi w naatępnych rozdziałach bo bardzo mi jej brakuje .... kiedy pojawi sie kolejne rozdziały napisz PROSZE!!!!!! /Zuzia:D

    OdpowiedzUsuń