piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 14. Lily Evans.



Nie chciałem spać, ale wycieńczenie było ode mnie silniejsze. Sny oczywiście nie zapewniły mi spokojnej nocy. Od najgorszych koszmarów, po erotyczne fantazje rodem z mugolskiego pornosa.
            Obudziłem się o piątej. Na dworze było jeszcze zupełnie ciemno. James, Remus i Peter jeszcze spali. Prince też spał. Byłem głodny. Nie jadłem od ponad doby. Miałem zamiar pokutować śmierć Ariany trochę dłużej, ale głód również okazał się silniejszy ode mnie. Jestem słabszy, niż myślałem. Ona oddała za nas życie. Umarła głównie przeze mnie, a ja nawet nie potrafię sobie jedzenia odmówić. Jestem drobnomieszczański i żałosny. Tak, te dwa słowa idealnie mnie określają…
            Stwierdziłem, że nie wytrzymam, pomimo moich szczerych chęci. Czułem się coraz gorzej, więc postanowiłem,  z ciężkim sercem, pójść do kuchni, aby coś zjeść. Cokolwiek.
            Rzuciłem na siebie Zaklęcie Kameleona. Właściwie to niepotrzebnie, bo nikt oprócz Filcha, pani Norris, no i może McGonagall nie plącze się po zamku o piątej rano.
            Omijając posągi, zakręty i schody, dotarłem do obrazu z wielką misą owoców. Połaskotałem gruszkę, a moim oczom ukazała się klamka. Nacisnąłem ją i wszedłem. Ujrzałem ze cztery tuziny małych skrzatów krzątających się po kuchni. Jedne zmywały, drugie gotowały, trzecie sprzątały i jeszcze wiele innych prac wykonywały pozostali. Chcąc, nie chcąc trzeba przyznać, że skrzaty odwalają w Hogwarcie kawał dobrej roboty. Poza tym, kto wstaje tak wcześnie?
            Podbiegł do mnie jeden z nich:
            - Och, jak miło pana znowu widzieć, sir Black. W czym mógłbym panu pomóc?
Uprzejmość skrzatów była w porządku, ale w tym momencie wydawała mi się nie na miejscu. Czy nikt skrzatom nie powiedział o tej tragedii? Czy nikt im nie powiedział, że to wszystko to moja wina? Nie zdziwiłbym się, gdyby te skrzaty mnie skopały, opluły i poniżyły. A zasłużyłem sobie na to.
            - Mógłby któryś z was dać mi bułkę?
            - Bułkę? Suchą bułkę? Sir Black żartuje? – dziwił się skrzat
            - Nie, nie żartuję. Chciałbym suchą bułkę i małą butelkę wody.
            - Jak pan sobie życzy, sir. – powiedział, ukłonił się nisko i zniknął.
Pomimo zapachu ciepłych czekoladowych muf finów, pączków, rogalików i drożdżówek, postanowiłem być twardy i zabrać stąd tylko suchą bułkę i wodę. Mam zamiar trzymać taką dietę przez… do odwołania. Może nigdy jej nie odwołam? Może normalne śniadania będę jadł tylko w święta? No właśnie, Święta…
            Skrzat wrócił z dziesięcioma ciepłymi bułkami i pięcioma wcale niemałymi butelkami wody mineralnej.
            - O dzięki, będę miał na kilka dni. – uśmiechnąłem się smutno i odwróciłem się, ruszając w stronę wyjścia.
            - Ale, sir Black! Panie Black, proszę zaczekać! – krzyczał za mną, ale ja już zamykałem drzwi.
Ponownie rzuciłem na siebie Zaklęcie Kameleona i poszedłem do Wieży. W Pokoju Wspólnym nikogo jeszcze nie było, ale zdziwiłem się, gdy zobaczyłem wszystkich Huncwotów tak rano na nogach. Przecież nie było jeszcze szóstej.
            - Syriusz, gdzieś ty był?! – krzyknął Glizdogon, jak zwykle opanowany i spokojny – Martwiliśmy się o ciebie.
            - Uważaj, nie zlej się ze strachu. – zadrwiłem – Byłem na śniadaniu.
            - Tak rano nie ma śniadania. – powiedział Remus
            - Byłem na śniadaniu w kuchni. – sprecyzowałem – Przyniosłem sobie bułki i wodę, i jeżeli któryś z was spróbuje mnie namówić do zmiany odżywiania, że tak to ujmę, to nie ręczę za siebie. – zagroziłem i zabrałem się za swoje bułki.
Jeszcze ciepłe, świeże bułeczki, popijane chłodną wodą – niebo w gębie. Choć pewnie jeszcze kilka dni temu za takie śniadanie poszedłbym na skargę do Dumbledore’a.
            - Przez ile zamierzasz tak jeść? – zapytał Peter
            - A co cię to obchodzi?
            - Syriusz, on się naprawdę o ciebie martwi…
            - Już ci mówiłem gdzie mam jego zmartwienie.
            - Przestańcie! – krzyknął James, który do tej pory leżał na łóżku, nic nie mówiąc – Od wczoraj tylko się kłócicie, a ja muszę tego wysłuchiwać. Wszyscy macie głęboko w dupie to, że właśnie zamordowano naszą przyjaciółkę?! Wiecie ile jej zawdzięczamy?!
            - Ja dobrze wiem, ile jej zawdzięczamy, ale oni przyjmują swoją starą strategię unikania tematu i udawania, że wszystko jest w porządku! – zdenerwowałem się. Jak on mógł powiedzieć, że mam wszystko gdzieś?
            - Lepsze to, niż darcie się i kopanie we wszystko dookoła! – krzyknął Lunatyk
Na szczęście, albo i nieszczęście, ktoś zapukał do drzwi. Poszedłem otworzyć. W drzwiach ujrzałem Lily Evans. Piegatą, rudą, bladą dziewuchę o zielonych oczach. Zagotowało się we mnie. Jaki trzeba mieć tupet, żeby do nas przyjść po śmierci Ariany?! Do pięt jej nie dorastała!
            - Czego chcesz? – zapytałem.
Czułem ciarki biegnące po jej plecach. Wypowiedziałem to pytanie tak lodowatym i nienawistnym tonem, że dziwne, że jeszcze się nie rozryczała.
            - Przyszłam porozmawiać. – powiedziała z lekko obawą w głosie.
            - Idź porozmawiać ze swoimi koleżaneczkami. – i chciałem kłapnąć drzwiami, ale musiała oczywiście swoją rączką je zatrzymać.
            - Lily? Wejdź. – zaprosił ją Remus z promiennym uśmiechem.
Myślałem, że niedowidzę i niedosłyszę. Chciałem zabić tą dziewczynę! Nienawidziłem jej z całego serca, a on ją zaprasza do NASZEGO pokoju. Tutaj czuć jeszcze perfumy Ariany, a ona zaraz wszystko rozwieje tymi swoimi rudymi kudłami. Szkoda, że nie zamówiłem w wakacje w żadnym mugolskim sklepie szamponu dla psów. Na prezent świąteczny dla niej nadawałby się w sam raz. No tak, Święta…
            - Chciałam z wami porozmawiać o Arianie. – powiedziała
            - A to ciekawe. Przyszłaś może tutaj odpokutować? – zadrwiłem – Dlaczego nie przyszłaś razem z Riverą, co?
            - Nie przyszłam z nią, ponieważ już się nie przyjaźnimy. – powiedziała – Zrozumiałam jaka jest podła i ile krzywdy chciała wyrządzić Arianie.
            - O… ma to po mamusi! A, wy nie wiecie! Mamusia Emily pomagała Eilis uprowadzić Jamesa, co ciekawsze, zaatakowała Arianę w lesie obok Kryształowej Groty i potraktowała ją całkiem dobrze wyćwiczonym „Cruciatusem”.
            - Co?! – wykrzyknęła cała czwórka
            - To, co słyszycie. Ale spokojnie, powiedziałem o tym McGonagall i obiecała, że powie o wszystkim w Ministerstwie.
            - Obawiam się, że jeśli ją złapią, to będziecie musieli , ty i James, zeznawać w Wizangemocie. – powiedział Lunatyk
            - Bardzo dobrze. Z chęcią przyczynię się do dożywocia w Azkabanie tej podłej zdziry.
            - O czym dokładnie chciałaś z nami porozmawiać, Lily? – zapytał się jej James miłym tonem. MIŁYM!!!
            - Chciałam was przede wszystkim przeprosić za moje tamto zachowanie i..
            - Ale my przeprosin nie przyjmujemy. Wyjdź stąd.
            - Syriusz! – krzyknęli na mnie wszyscy trzej
Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Co oni chcą tu uskuteczniać?! Bo póki co, to wygląda jak jakaś pieprzona mugolska telenowela, a kilka miałem nieprzyjemność oglądać!
            - Więc chciałam was przeprosić i jednocześnie zaproponować pomoc w nauce, bo wiem, że w tych trudnych chwilach uczenie się będzie wam ciężko przychodziło. – kontynuowała – Pytanie tylko, czy chcielibyście przyjąć moją pomoc? Chciałabym, żeby to było coś jak odkupienie win.
            - A więc wyjdź stąd kurwa na wieki wieków amen! – krzyknąłem. Nie miałem zamiaru dłużej słuchać tych łgarstw.
            - Syriusz, uspokój się. – powiedział James protekcjonalnym tonem, a zwracając się do Lily zmienił go na milszy i głębszy – No pewnie, że przyjmujemy. I przeprosiny i twoją pomoc. Będziemy ci ogromnie wdzięczni.
Czy on już całkiem zwariował?! Dwa dni temu zamordowano Arianę! Jego dziewczynę! A on szuka pomocy u innej?! Może go jeszcze zacznie pocieszać?!
            - Więc gdybyście mieli jakiś problem, z czymkolwiek, to przychodźcie i mówcie. – uśmiechnęła się
Wiedziałem. Bezczelna dziwka wpieprzająca się w życie innych. A ten już się ślini! Nie mogę uwierzyć, że zapomni o Arianie w dwa dni i zacznie znowu kręcić z Evans!
            - No to do zobaczenia. – mrugnęła i wyszła.
            - Najmilsza dziewczyna jaką znam. – powiedział Lunatyk
            - Proszę, nie prowokuj mnie już bardziej. – powiedziałem błagalnym i jednocześnie zażenowanym tonem – Ta idiotka liże wam, za przeproszeniem, dupy, a wy lecicie jakby była niewiadomo kim! Co wy myślicie, że ona nam zastąpi Arianę?!
            - Syriusz, naprawdę przesadzasz. – powiedział James –Nie widzisz jak się zmieniła? Ona naprawdę żałuje…
            - Żałuje! – prychnąłem – Jeśli ona czegoś żałuje, to tylko tego, że nie pomogła tej pierdolonej Szamance!
            - Syriusz, daj już spokój. – powiedział James – Jeszcze zobaczysz, że się zmieniła.
            - Bardzo chciałbym zobaczyć, że się zmieniła. – powiedziałem, kończąc swoją bułkę.
Nadal nie byłem najedzony, ale wiedziałem, że po kilku dniach się przyzwyczaję.
            Wieczorem siedziałem bezczynnie w pokoju, rozmawiając z Princem. Myślałem o Arianie. No bo o kim innym…
            W pewnym momencie wpadł mi do głowy pomysł. Znaczy to nie był pomysł, raczej myśl. Może pragnienie…
A mianowicie, to miałem niesamowitą ochotę, aby pójść do pokoju Ariany. Przecież tam teraz nikogo nie ma. Może nawet jej rzeczy już zabrano. Nie wiem gdzie i nie wiem po co, bo przecież w domu była jej macocha. Nie. To niemożliwe. McGongall nie pozwoliłaby na to.
            Wstałem. Rzuciłem na siebie Zaklęcie Kameleona. Jak ja sobie kiedyś bez tego radziłem. Wystawiłem głowę za drzwi. Nikogo nie było. Wyszedłem na korytarz, który oświetlały jedynie świece. Byłem niespokojny, pomimo, że wiedziałem, że jestem tutaj sam. Przeszedłem przez barierę, która uniemożliwiała (niektórym) chłopcom wejście i znalazłem się w dormitorium dziewczyn. Tutaj również było cicho. Zdałem sobie w tamtej chwili sprawę jakim wstrząsem dla uczniów i nauczycieli Hogwartu była śmierć Ariany. Zaraz pewnie roztrzęsieni rodzice zaczną wysyłać listy ze skargami, z prośbami o wyjaśnienie, z prośbami o wzmocnienie bezpieczeństwa, ale to na nic. Jeśli ktoś chce wyjść z Hogwartu, to jeśli ma trochę oleju w głowie pójdzie mu to bez większych problemów. Współczuję Dumbledorowi.
            Znalazłem się przed drzwiami do pokoju Ariany. Bukowe drzwi były zamknięte na klucz, nie stanowiło to dla mnie oczywiście żadnego problemu. Wszedłem do środka. Nic, kompletnie nic się tu nie zmieniło. Te same porozrzucane wszędzie ubrania, stosy pergaminu, pióra, atrament… Wszystko to było na miejscu. Nawet te wypracowania, które pisała w wakacje. Ciekawe, czy miałaby mi za złe gdybym… gdybym je zabrał. Nie mam głowy do nauki i do pisania jakichś durnych wypracować, a ostatki mojej godności nie pozwalają mi prosić o to Evans. Ariana chyba by nie chciała, żebym się opuścił w nauce… Na pewno by nie chciała. Chciwość i lenistwo ostatecznie ze mną wygrały, i schowałem prace w spodnie. Tak, w spodnie. Nie miałem najmniejszej ochoty zabierać stąd czegokolwiek jeszcze. Kłamstwo. Nie miałem sumienia, żeby coś jeszcze zabrać, a ochotę miałem ogromną. Dobrze, pozwolę sobie na jeszcze jedną malutką, maleńką rzecz. Jakąś pamiątkę, cokolwiek…
            Chodziłem po pokoju szukając czegoś odpowiedniego, ale nic nie wydawało mi się dobre. Nie będę jej zabierał ubrań, jak ktoś to zobaczy, to pomyśli, że mam jakąś paranoję, a to że ją mam to już inna historia… Coś, co mógłbym mieć na wierzchu, ale nikt nie zorientowałby się, że to nie moje… Poduszka! Wszystkie poduszki w Hogwarcie są takie same, więc nikt się nie domyśli.
            Pobiegłem do swojego dormitorium i zabrałem poduszkę. Bardzo, ale to bardzo mi było na rękę, że nikt się nie plątał po korytarzu, bo poduszki niestety nie potrafiłem uczynić niewidzialną. Wpadłem do sypialni Ariany i szybko podmieniłem poduszki. Równie szybko wróciłem do pokoju. Szlak! Chłopaki wrócili z Pokoju Wspólnego…
            - … no i pamiętasz, co wtedy zrobiła?! Pamiętasz, pamiętasz?! – ekscytował się James
            - Tak, powiedziała: „Przepraszam, czy nie mógłbyś, chłopczyku, zrobić miejsce tym przystojnym panom?”. – śmiał się Lunatyk – O, cześć, Syriusz. Gdzie byłeś? I po co ci ta poduszka?
            - Zakurzyła się jak wyciągałem książki i poszedłem ją wytrzepać. – kłamstwo idealnym nie było, ale nawet nie zwrócili na to uwagi przez panujące w tym pokoju podniecenie panną Evans.
            - Aha. Syriusz, my idziemy na noc do Lily kazała się ciebie zapytać, czy też chciałbyś pójść.
            - Nie, nie chciałbym. Szczerze, to wolałbym być przez kilka godzin katowany „Cruciatusem”, niż iść i siedzieć z tymi dziwkami w jednym pomieszczeniu.
            - Syriusz, ona naprawdę się zmieniła. Poza tym nie mieszka w pokoju z Emily i jej świtą, tylko z Dorcas Meadowes. – powiedział i uśmiechnął się przelotnie – Czy to nie Dorcas podo…
            - Ona mi się nigdy nie podobała! – przerwałem mu – Idźcie na tą pierdoloną nockę do tej rudej zdziry, a mi dajcie święty spokój!
            - Jak tam chcesz. – powiedział James i podszedł do mnie – Czas płynie do przodu, bracie. Nie myśl tyle o przeszłości. – i poklepał mnie po ramieniu.
Wyszli.
Miałem nareszcie upragnioną ciszę i koniec brzęczenia o tym jaka to Lilusia jest cudowna. Coraz bardziej działali mi na nerwy. Ale może James miał rację, może warto by było pogodzić się ze… stratą i zacząć znowu normalnie funkcjonować. Nie. Na to jeszcze za wcześnie. Ale dla mnie chyba zawsze będzie za wcześnie.
            Mam lepszy plan. Może warto by było im przypomnieć o Arianie w taki sposób, aby zapamiętali ją jako najcudowniejszą dziewczynę na świecie i żeby często sobie o niej przypominali. Najlepiej co miesiąc, podczas pełni…

5 komentarzy:

  1. Smutno mi, że Syriusz tak się smuci. Jeszcze gorzej, że reszta Huncwotów zapomniała o Arianie. Tak za nią tęsknię.

    /Rose

    OdpowiedzUsuń
  2. Świadomie zastosowałaś się do mojej sugestii odnośnie wulgaryzmów? ��
    Rozdział bardzo udany. Szkoda mi Syriusza, ale zawiodłam się na James'ie. Co do dwóch pozostałych huncwotów, mniej więcej takiego zachowania się spodziewałam.
    Ruda szmata? Bezcenne. ��
    NIE DYSKRYMINUJĘ NIKOGO I NIENAWIDZĘ RUDYCH TAK SAMO, JAK WSZYSTKICH INNYCH��
    Cóż mogę napisać? Jest pięknie, cudownie, perfekcyjnie, doskonale. ��
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. ~~~~ Susunah - TAK JEST! MAM JUŻ NAZWĘ. ✌��

    OdpowiedzUsuń
  3. Świadomie, ale przy tej depresji Syriusza po prostu nie mogłam się bez nich obejść xD
    Ja również nikogo nie dyskryminuję. To w moim przypadku było by bez sensu, bo bardzo dużo osób mówi na mnie "ruda". Niestety...
    Dziękuję za miłe słowa i bardzo się cieszę, że się podoba <33

    PS.Gratuluję! Masz nazwę! xD / Nirali

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne, a czy Ariana wróci? Czy teraz James będzie z Lily? Tylko,żeby to tak nie było wszystko za szybko :D A tak w ogóle to świetnie piszesz :) Ania

    OdpowiedzUsuń