Nie chciałem spać, ale wycieńczenie było ode mnie
silniejsze. Sny oczywiście nie zapewniły mi spokojnej nocy. Od najgorszych
koszmarów, po erotyczne fantazje rodem z mugolskiego pornosa.
Obudziłem
się o piątej. Na dworze było jeszcze zupełnie ciemno. James, Remus i Peter
jeszcze spali. Prince też spał. Byłem głodny. Nie jadłem od ponad doby. Miałem
zamiar pokutować śmierć Ariany trochę dłużej, ale głód również okazał się
silniejszy ode mnie. Jestem słabszy, niż myślałem. Ona oddała za nas życie.
Umarła głównie przeze mnie, a ja nawet nie potrafię sobie jedzenia odmówić.
Jestem drobnomieszczański i żałosny. Tak, te dwa słowa idealnie mnie określają…
Stwierdziłem,
że nie wytrzymam, pomimo moich szczerych chęci. Czułem się coraz gorzej, więc
postanowiłem, z ciężkim sercem, pójść do
kuchni, aby coś zjeść. Cokolwiek.
Rzuciłem
na siebie Zaklęcie Kameleona. Właściwie to niepotrzebnie, bo nikt oprócz
Filcha, pani Norris, no i może McGonagall nie plącze się po zamku o piątej
rano.
Omijając
posągi, zakręty i schody, dotarłem do obrazu z wielką misą owoców. Połaskotałem
gruszkę, a moim oczom ukazała się klamka. Nacisnąłem ją i wszedłem. Ujrzałem ze cztery tuziny małych skrzatów krzątających się po kuchni. Jedne zmywały, drugie
gotowały, trzecie sprzątały i jeszcze wiele innych prac wykonywały pozostali.
Chcąc, nie chcąc trzeba przyznać, że skrzaty odwalają w Hogwarcie kawał dobrej
roboty. Poza tym, kto wstaje tak wcześnie?
Podbiegł
do mnie jeden z nich:
-
Och, jak miło pana znowu widzieć, sir Black. W czym mógłbym panu pomóc?
Uprzejmość skrzatów była w porządku, ale w tym
momencie wydawała mi się nie na miejscu. Czy nikt skrzatom nie powiedział o tej
tragedii? Czy nikt im nie powiedział, że to wszystko to moja wina? Nie
zdziwiłbym się, gdyby te skrzaty mnie skopały, opluły i poniżyły. A zasłużyłem
sobie na to.
-
Mógłby któryś z was dać mi bułkę?
-
Bułkę? Suchą bułkę? Sir Black żartuje? – dziwił się skrzat
-
Nie, nie żartuję. Chciałbym suchą bułkę i małą butelkę wody.
-
Jak pan sobie życzy, sir. – powiedział, ukłonił się nisko i zniknął.
Pomimo zapachu ciepłych czekoladowych muf finów,
pączków, rogalików i drożdżówek, postanowiłem być twardy i zabrać stąd tylko
suchą bułkę i wodę. Mam zamiar trzymać taką dietę przez… do odwołania. Może
nigdy jej nie odwołam? Może normalne śniadania będę jadł tylko w święta? No
właśnie, Święta…
Skrzat
wrócił z dziesięcioma ciepłymi bułkami i pięcioma wcale niemałymi butelkami
wody mineralnej.
-
O dzięki, będę miał na kilka dni. – uśmiechnąłem się smutno i odwróciłem się,
ruszając w stronę wyjścia.
-
Ale, sir Black! Panie Black, proszę zaczekać! – krzyczał za mną, ale ja już
zamykałem drzwi.
Ponownie rzuciłem na siebie Zaklęcie Kameleona i
poszedłem do Wieży. W Pokoju Wspólnym nikogo jeszcze nie było, ale zdziwiłem
się, gdy zobaczyłem wszystkich Huncwotów tak rano na nogach. Przecież nie było
jeszcze szóstej.
-
Syriusz, gdzieś ty był?! – krzyknął Glizdogon, jak zwykle opanowany i spokojny
– Martwiliśmy się o ciebie.
-
Uważaj, nie zlej się ze strachu. – zadrwiłem – Byłem na śniadaniu.
-
Tak rano nie ma śniadania. – powiedział Remus
-
Byłem na śniadaniu w kuchni. – sprecyzowałem – Przyniosłem sobie bułki i wodę,
i jeżeli któryś z was spróbuje mnie namówić do zmiany odżywiania, że tak to
ujmę, to nie ręczę za siebie. – zagroziłem i zabrałem się za swoje bułki.
Jeszcze ciepłe, świeże bułeczki, popijane chłodną
wodą – niebo w gębie. Choć pewnie jeszcze kilka dni temu za takie śniadanie
poszedłbym na skargę do Dumbledore’a.
-
Przez ile zamierzasz tak jeść? – zapytał Peter
-
A co cię to obchodzi?
-
Syriusz, on się naprawdę o ciebie martwi…
-
Już ci mówiłem gdzie mam jego zmartwienie.
-
Przestańcie! – krzyknął James, który do tej pory leżał na łóżku, nic nie mówiąc
– Od wczoraj tylko się kłócicie, a ja muszę tego wysłuchiwać. Wszyscy macie
głęboko w dupie to, że właśnie zamordowano naszą przyjaciółkę?! Wiecie ile jej
zawdzięczamy?!
-
Ja dobrze wiem, ile jej zawdzięczamy, ale oni przyjmują swoją starą strategię
unikania tematu i udawania, że wszystko jest w porządku! – zdenerwowałem się.
Jak on mógł powiedzieć, że mam wszystko gdzieś?
-
Lepsze to, niż darcie się i kopanie we wszystko dookoła! – krzyknął Lunatyk
Na szczęście, albo i nieszczęście, ktoś zapukał do
drzwi. Poszedłem otworzyć. W drzwiach ujrzałem Lily Evans. Piegatą, rudą, bladą
dziewuchę o zielonych oczach. Zagotowało się we mnie. Jaki trzeba mieć tupet,
żeby do nas przyjść po śmierci Ariany?! Do pięt jej nie dorastała!
-
Czego chcesz? – zapytałem.
Czułem ciarki biegnące po jej plecach. Wypowiedziałem
to pytanie tak lodowatym i nienawistnym tonem, że dziwne, że jeszcze się nie
rozryczała.
-
Przyszłam porozmawiać. – powiedziała z lekko obawą w głosie.
-
Idź porozmawiać ze swoimi koleżaneczkami. – i chciałem kłapnąć drzwiami, ale
musiała oczywiście swoją rączką je zatrzymać.
-
Lily? Wejdź. – zaprosił ją Remus z promiennym uśmiechem.
Myślałem, że niedowidzę i niedosłyszę. Chciałem
zabić tą dziewczynę! Nienawidziłem jej z całego serca, a on ją zaprasza do
NASZEGO pokoju. Tutaj czuć jeszcze perfumy Ariany, a ona zaraz wszystko
rozwieje tymi swoimi rudymi kudłami. Szkoda, że nie zamówiłem w wakacje w żadnym
mugolskim sklepie szamponu dla psów. Na prezent świąteczny dla niej nadawałby
się w sam raz. No tak, Święta…
-
Chciałam z wami porozmawiać o Arianie. – powiedziała
-
A to ciekawe. Przyszłaś może tutaj odpokutować? – zadrwiłem – Dlaczego nie
przyszłaś razem z Riverą, co?
-
Nie przyszłam z nią, ponieważ już się nie przyjaźnimy. – powiedziała –
Zrozumiałam jaka jest podła i ile krzywdy chciała wyrządzić Arianie.
-
O… ma to po mamusi! A, wy nie wiecie! Mamusia Emily pomagała Eilis uprowadzić
Jamesa, co ciekawsze, zaatakowała Arianę w lesie obok Kryształowej Groty i
potraktowała ją całkiem dobrze wyćwiczonym „Cruciatusem”.
-
Co?! – wykrzyknęła cała czwórka
-
To, co słyszycie. Ale spokojnie, powiedziałem o tym McGonagall i obiecała, że
powie o wszystkim w Ministerstwie.
-
Obawiam się, że jeśli ją złapią, to będziecie musieli , ty i James, zeznawać w
Wizangemocie. – powiedział Lunatyk
-
Bardzo dobrze. Z chęcią przyczynię się do dożywocia w Azkabanie tej podłej
zdziry.
-
O czym dokładnie chciałaś z nami porozmawiać, Lily? – zapytał się jej James
miłym tonem. MIŁYM!!!
- Chciałam
was przede wszystkim przeprosić za moje tamto zachowanie i..
-
Ale my przeprosin nie przyjmujemy. Wyjdź stąd.
-
Syriusz! – krzyknęli na mnie wszyscy trzej
Nie wierzę! Po prostu nie wierzę! Co oni chcą tu
uskuteczniać?! Bo póki co, to wygląda jak jakaś pieprzona mugolska telenowela,
a kilka miałem nieprzyjemność oglądać!
-
Więc chciałam was przeprosić i jednocześnie zaproponować pomoc w nauce, bo
wiem, że w tych trudnych chwilach uczenie się będzie wam ciężko przychodziło. –
kontynuowała – Pytanie tylko, czy chcielibyście przyjąć moją pomoc? Chciałabym,
żeby to było coś jak odkupienie win.
-
A więc wyjdź stąd kurwa na wieki wieków amen! – krzyknąłem. Nie miałem zamiaru
dłużej słuchać tych łgarstw.
-
Syriusz, uspokój się. – powiedział James protekcjonalnym tonem, a zwracając się
do Lily zmienił go na milszy i głębszy – No pewnie, że przyjmujemy. I
przeprosiny i twoją pomoc. Będziemy ci ogromnie wdzięczni.
Czy on już całkiem zwariował?! Dwa dni temu
zamordowano Arianę! Jego dziewczynę! A on szuka pomocy u innej?! Może go
jeszcze zacznie pocieszać?!
-
Więc gdybyście mieli jakiś problem, z czymkolwiek, to przychodźcie i mówcie. –
uśmiechnęła się
Wiedziałem. Bezczelna dziwka wpieprzająca się w
życie innych. A ten już się ślini! Nie mogę uwierzyć, że zapomni o Arianie w
dwa dni i zacznie znowu kręcić z Evans!
-
No to do zobaczenia. – mrugnęła i wyszła.
-
Najmilsza dziewczyna jaką znam. – powiedział Lunatyk
-
Proszę, nie prowokuj mnie już bardziej. – powiedziałem błagalnym i jednocześnie
zażenowanym tonem – Ta idiotka liże wam, za przeproszeniem, dupy, a wy lecicie
jakby była niewiadomo kim! Co wy myślicie, że ona nam zastąpi Arianę?!
-
Syriusz, naprawdę przesadzasz. – powiedział James –Nie widzisz jak się
zmieniła? Ona naprawdę żałuje…
-
Żałuje! – prychnąłem – Jeśli ona czegoś żałuje, to tylko tego, że nie pomogła
tej pierdolonej Szamance!
-
Syriusz, daj już spokój. – powiedział James – Jeszcze zobaczysz, że się
zmieniła.
-
Bardzo chciałbym zobaczyć, że się zmieniła. – powiedziałem, kończąc swoją
bułkę.
Nadal nie byłem najedzony, ale wiedziałem, że po
kilku dniach się przyzwyczaję.
Wieczorem
siedziałem bezczynnie w pokoju, rozmawiając z Princem. Myślałem o Arianie. No
bo o kim innym…
W
pewnym momencie wpadł mi do głowy pomysł. Znaczy to nie był pomysł, raczej
myśl. Może pragnienie…
A mianowicie, to miałem niesamowitą ochotę, aby
pójść do pokoju Ariany. Przecież tam teraz nikogo nie ma. Może nawet jej rzeczy
już zabrano. Nie wiem gdzie i nie wiem po co, bo przecież w domu była jej
macocha. Nie. To niemożliwe. McGongall nie pozwoliłaby na to.
Wstałem.
Rzuciłem na siebie Zaklęcie Kameleona. Jak ja sobie kiedyś bez tego radziłem.
Wystawiłem głowę za drzwi. Nikogo nie było. Wyszedłem na korytarz, który
oświetlały jedynie świece. Byłem niespokojny, pomimo, że wiedziałem, że jestem
tutaj sam. Przeszedłem przez barierę, która uniemożliwiała (niektórym) chłopcom wejście i znalazłem się w dormitorium dziewczyn. Tutaj również
było cicho. Zdałem sobie w tamtej chwili sprawę jakim wstrząsem dla uczniów i
nauczycieli Hogwartu była śmierć Ariany. Zaraz pewnie roztrzęsieni rodzice
zaczną wysyłać listy ze skargami, z prośbami o wyjaśnienie, z prośbami o
wzmocnienie bezpieczeństwa, ale to na nic. Jeśli ktoś chce wyjść z Hogwartu, to
jeśli ma trochę oleju w głowie pójdzie mu to bez większych problemów.
Współczuję Dumbledorowi.
Znalazłem
się przed drzwiami do pokoju Ariany. Bukowe drzwi były zamknięte na klucz, nie
stanowiło to dla mnie oczywiście żadnego problemu. Wszedłem do środka. Nic,
kompletnie nic się tu nie zmieniło. Te same porozrzucane wszędzie ubrania,
stosy pergaminu, pióra, atrament… Wszystko to było na miejscu. Nawet te
wypracowania, które pisała w wakacje. Ciekawe, czy miałaby mi za złe gdybym…
gdybym je zabrał. Nie mam głowy do nauki i do pisania jakichś durnych
wypracować, a ostatki mojej godności nie pozwalają mi prosić o to Evans. Ariana chyba by nie chciała, żebym się
opuścił w nauce… Na pewno by nie chciała. Chciwość i lenistwo ostatecznie ze
mną wygrały, i schowałem prace w spodnie. Tak, w spodnie. Nie miałem
najmniejszej ochoty zabierać stąd czegokolwiek jeszcze. Kłamstwo. Nie miałem
sumienia, żeby coś jeszcze zabrać, a ochotę miałem ogromną. Dobrze, pozwolę
sobie na jeszcze jedną malutką, maleńką rzecz. Jakąś pamiątkę, cokolwiek…
Chodziłem
po pokoju szukając czegoś odpowiedniego, ale nic nie wydawało mi się dobre. Nie
będę jej zabierał ubrań, jak ktoś to zobaczy, to pomyśli, że mam jakąś
paranoję, a to że ją mam to już inna historia… Coś, co mógłbym mieć na
wierzchu, ale nikt nie zorientowałby się, że to nie moje… Poduszka! Wszystkie
poduszki w Hogwarcie są takie same, więc nikt się nie domyśli.
Pobiegłem
do swojego dormitorium i zabrałem poduszkę. Bardzo, ale to bardzo mi było na
rękę, że nikt się nie plątał po korytarzu, bo poduszki niestety nie potrafiłem
uczynić niewidzialną. Wpadłem do sypialni Ariany i szybko podmieniłem poduszki.
Równie szybko wróciłem do pokoju. Szlak! Chłopaki wrócili z Pokoju Wspólnego…
-
… no i pamiętasz, co wtedy zrobiła?! Pamiętasz, pamiętasz?! – ekscytował się
James
-
Tak, powiedziała: „Przepraszam, czy nie mógłbyś, chłopczyku, zrobić miejsce tym
przystojnym panom?”. – śmiał się Lunatyk – O, cześć, Syriusz. Gdzie byłeś? I po
co ci ta poduszka?
-
Zakurzyła się jak wyciągałem książki i poszedłem ją wytrzepać. – kłamstwo
idealnym nie było, ale nawet nie zwrócili na to uwagi przez panujące w tym
pokoju podniecenie panną Evans.
-
Aha. Syriusz, my idziemy na noc do Lily kazała się ciebie zapytać, czy też
chciałbyś pójść.
-
Nie, nie chciałbym. Szczerze, to wolałbym być przez kilka godzin katowany
„Cruciatusem”, niż iść i siedzieć z tymi dziwkami w jednym pomieszczeniu.
-
Syriusz, ona naprawdę się zmieniła. Poza tym nie mieszka w pokoju z Emily i jej
świtą, tylko z Dorcas Meadowes. – powiedział i uśmiechnął się przelotnie – Czy
to nie Dorcas podo…
-
Ona mi się nigdy nie podobała! – przerwałem mu – Idźcie na tą pierdoloną nockę
do tej rudej zdziry, a mi dajcie święty spokój!
-
Jak tam chcesz. – powiedział James i podszedł do mnie – Czas płynie do przodu,
bracie. Nie myśl tyle o przeszłości. – i poklepał mnie po ramieniu.
Wyszli.
Miałem nareszcie upragnioną ciszę i koniec
brzęczenia o tym jaka to Lilusia jest cudowna. Coraz bardziej działali mi na
nerwy. Ale może James miał rację, może warto by było pogodzić się ze… stratą i
zacząć znowu normalnie funkcjonować. Nie. Na to jeszcze za wcześnie. Ale dla
mnie chyba zawsze będzie za wcześnie.
Mam
lepszy plan. Może warto by było im przypomnieć o Arianie w taki sposób, aby
zapamiętali ją jako najcudowniejszą dziewczynę na świecie i żeby często sobie o
niej przypominali. Najlepiej co miesiąc, podczas pełni…
Smutno mi, że Syriusz tak się smuci. Jeszcze gorzej, że reszta Huncwotów zapomniała o Arianie. Tak za nią tęsknię.
OdpowiedzUsuń/Rose
Już niedługo.../ Nirali
UsuńŚwiadomie zastosowałaś się do mojej sugestii odnośnie wulgaryzmów? ��
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo udany. Szkoda mi Syriusza, ale zawiodłam się na James'ie. Co do dwóch pozostałych huncwotów, mniej więcej takiego zachowania się spodziewałam.
Ruda szmata? Bezcenne. ��
NIE DYSKRYMINUJĘ NIKOGO I NIENAWIDZĘ RUDYCH TAK SAMO, JAK WSZYSTKICH INNYCH��
Cóż mogę napisać? Jest pięknie, cudownie, perfekcyjnie, doskonale. ��
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. ~~~~ Susunah - TAK JEST! MAM JUŻ NAZWĘ. ✌��
Świadomie, ale przy tej depresji Syriusza po prostu nie mogłam się bez nich obejść xD
OdpowiedzUsuńJa również nikogo nie dyskryminuję. To w moim przypadku było by bez sensu, bo bardzo dużo osób mówi na mnie "ruda". Niestety...
Dziękuję za miłe słowa i bardzo się cieszę, że się podoba <33
PS.Gratuluję! Masz nazwę! xD / Nirali
Piękne, a czy Ariana wróci? Czy teraz James będzie z Lily? Tylko,żeby to tak nie było wszystko za szybko :D A tak w ogóle to świetnie piszesz :) Ania
OdpowiedzUsuń