czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 13. Marzenie, które nigdy się nie spełni.



Leżałem na skalnej podłodze. Łańcuchy puściły. Nie docierało do mnie to, co się stało. Ariana nie żyje. Jej ciało leży koło mnie, a dusza wsiąkła w te pieprzone klejnoty, odłączając wcześniej jej Dar Powietrza, który przedostał się do duszy Eilis. To ona. To przez nią Ariana nie żyje.
            Nad ciałem Ariany pochylał się James. Nie płakał, po prostu opierał głowę o jej brzuch. Może on też nie potrafił płakać…
            Podszedłem do nich i pocałowałem ją w policzek. Był zimny. Jej ciągle otwarte, granatowe oczy były pozbawione wyrazu. Jej skóra pobladła jeszcze bardziej, a puls przestał być wyczuwalny.
            Ciało Ariany zaczęło się unosić. Rozejrzałem się wokoło.
Działo się to za sprawą daru Ariany, który Szamanka jej odebrała zabijając ją. Teraz bezczelnie i szyderczo się uśmiechając obracała jej ciałem w powietrzu.
            - Oddaj nam ją! – krzyknął James – Przywróć ją do życia i oddaj!
Eilis tylko się na to zaśmiała:
            - Za późno, Potter. Ona jest martwa i jeśli nie chcesz, aby ciebie spotkał ten sam los, to lepiej się ucisz!
Nie potrafiłem wydobyć z siebie ani słowa, mimo że James patrzył na mnie wyczekująco. Ja natomiast, patrzyłem na Szamankę i nie mogłem uwierzyć jak śmierć człowieka może komuś sprawić taką przyjemność.
            Zrezygnowany James spojrzał na Szamankę i tym razem ze łzami w oczach zapytał:
            - Co się stanie z jej ciałem?
            - Nic. Zostanie tu, a pradawne duchy zabiorą je do siebie. – odpowiedziała obojętnie
Miałem ochotę rzucić się na nią, rozszarpać, zadźgać i patrzyć jak cierpi. Nienawidziłem jej.
            - No to na was już czas. – uśmiechnęła się, a widząc moje i Jamesa zdezorientowane miny, wyjaśniła – Wracacie do Hogwartu. Ja obietnic dotrzymuję.
            - Ja też. – odezwał się James – I dlatego pożałujesz.
            - Nie boję się ciebie, maleńki. Co ty możesz?
Patrzyliśmy na nią z nienawiścią, ale jednocześnie czekaliśmy, co zamierza zrobić.
            - A więc… - wyciągnęła rękę przed siebie – … do zobaczenia.
Coś nas szarpnęło i w mgnieniu oka znaleźliśmy się w Wielkiej Sali. Była tam jedynie grupka nauczycieli. Nie wiem dokładnie kto. W ogóle mnie to nie obchodziło.
            Podniosłem się z ziemi i zobaczyłem jak McGonagall... tak to chyba ona, biegnie w naszą stronę.
            - Black! Potter! Potter, ty żyjesz! Black wasza ucieczka ze szkoły była głupia i niebezpieczna. Na szczęście, wszystko dobrze. A gdzie Ariana?
Na dźwięk jej imienia coś przewróciło mi się w żołądku. Czułem się tak, jakby wokół mnie latały setki dementorów, może nawet jeszcze gorzej. Nie chciałem z nikim rozmawiać, a już na pewno nie o tym. Próbując złapać równowagę i starając się nie przewrócić wyszedłem z Wielkiej Sali. Bez słowa.
            Poszedłem prosto do Wieży Gryffindoru. Na całe szczęście, nie napotkałem nikogo na drodze. Szedłem szybko i zdecydowanie, zahaczając o rogi ścian na zakrętach, kopiąc wszystko, co się dało. Zupełnie jakby to Hogwart był winien jej śmierci.
            Czysty paradoks. To przeze mnie Ariana nie żyje, a ja winowajców widzę nawet w schodach.
            Wszedłem do pokoju, rzuciłem się na łóżko i zacząłem intensywnie myśleć. Złe myśli wyżerały ze mnie ostatki człowieczeństwa. Jak złe demony krążyły po umyśle siejąc spustoszenie…
Chcę do Ariany. To nie miało być tak! To wszystko potoczyło się niezgodnie z planem. Mieliśmy uratować Jamesa i wrócić do Hogwartu we troje! Ariana i James byliby razem, a ja jak dawniej przyglądałbym się jej z odległości. Błagam! Wytrzymam każde katusze świata! Niech ktoś mi ją odda! Ja jej potrzebuję!!! Od kilku miesięcy kryję szczere i głębokie uczucie do niej. Może ostatnio trochę mi nie wychodziło. Ale kochałem ją! Kochałem ją nad życie! Nadal kocham ją nad życie! Kocham ją szczerze i prawdziwie! I nigdy nie przestanę!
Ona była dla mnie wszystkim! Pocieszycielką, siostrą, mamą, wzorcem, wsparciem, ciepłem, miłością, spokojem, opanowaniem, zazdrością, radością, szczęściem, strachem, zmartwieniem, duszą, sercem, nadzieją, ukojeniem, WSZYSTKIM!!!
Teraz nie mam niczego…

*

- Syriusz, obudź się.
- Przecież, kurwa nie śpię. – odpowiedziałem Glizdogonowi.
Czy on naprawdę myślał, że kilka godzin po śmierci najważniejszej osoby w moim życiu będę tryskał energią i biegał szczęśliwy po Hogwarcie wymachując różdżką?
            - Ale leżysz tak ponad dobę. Zjadłbyś coś chociaż…
            - Odpieprz się. Jestem najedzony całym skurwysyństwem tego świata.
Dał mi spokój. Wiem, że jestem chamski, ale nic na to nie poradzę. Nie teraz. Nie teraz, kiedy ona odeszła…
            Wszystko na nic. Moje plany snute po nocach, moje scenariusze rozmów z nią, moje plany na przyszłość. Wszystko to się już nie liczy. Mogłem jej chociaż powiedzieć, że ją kocham. Dlaczego ja jej kurwa tego nie powiedziałem?!
Prosta odpowiedź: Bo James.
            Zakochać się w dziewczynie najlepszego przyjaciela. Ktoś rozsądny by powiedział, że powinienem pójść i go o tym uświadomić. Ale ja jestem na tyle rozsądny, że wiem, że równie dobrze mogę sobie poderżnąć gardło.
            Ta druga opcja była całkiem w porządku.
            Nie no bez przesady… Nie jestem jakimś pieprzonym samobójcą.
            Usiadłem na łóżku. Remus opierał się o okno i parzył na pierwszy śnieg w tym roku. Glizdogon obżerał się jakimiś ciastkami, a James siedział na łóżku z twarzą w dłoniach.
            - Rozmawiałeś z McGonagall? – zapytałem go
            - Tak. – odpowiedział – Załamała się, Dumbledore też. Chyba wszyscy są w szoku. Opowiedziałem jej wszystko, ale to była najokropniejsza rozmowa jaką w życiu przeprowadziłem. – powiedział, a głos mu się załamał
            - Nie wszyscy są w szoku. – wtrącił Glizdogon – Emily jest w znakomitym nastroju.
            - Nie wymawiaj przy mnie imienia tej zdziry! – krzyknąłem – W ogóle nie wspominaj o tych czterech szmatach!!!
            - Trzech. – poprawił Remus – Lily żałuje tego, co robiła przez te pół roku.
            - A ty jej wierzysz?!
Nie wiedziałem, że jest taki naiwny. Te wszystkie cztery dziwki są siebie warte!
            - Jak to mówiła, to nie wyglądała jakby kłamała. – kontynuował Lunatyk
            - Jasne. Z każdej z nich jest aktoreczka niczego sobie!
            - Syriusz, daj spokój. – powiedział James, wciąż chowając twarz w dłonie – Może ma rację, może nie ma. Nieważne.
Nieważne. Cały James. Nic nie jest ważne. Szlak mnie czasem na niego trafia.
            - Proponuję zejść na śniadanie. – powiedział Glizdogon
Ja pierdole. Jak można być takim płytkim kretynem?... 
             Bynajmniej nie mam zamiaru trzymać w sobie swoich odczuć. I tak potrzeba mi będzie dużo miejsca na inne problemy, które będę musiał trzymać na uwięzi.
            - Jesteś czasami tak płytkim kretynem, że niejeden Ślizgon ma więcej serca, niż ty. – powiedziałem, patrząc na niego protekcjonalnym wzorkiem z domieszką odrazy i nienawiści.
Nie nienawidziłem go, ale miałem nadzieję, że takie spojrzenie polepszy funkcjonowanie jego szarych komórek.
            - Syriusz, nie przesadzaj. – upomniał mnie Remus
            - Nie przesadzaj? Nie przesadzaj?! – zaśmiałem się ironicznie – Ariana nie żyje, a on jest tak wrażliwy, że jedyne co ma w głowie przez całe życie, to nawpieprzać się za nas czterech!
Mówiąc „Ariana” oczy zamgliły mi się łzami. Muszę się ogarnąć. Takie rzeczy to ewentualnie w nocy.
            - Nie pomyślałeś, że obchodzi go też twoje zdrowie i zaproponował ci śniadanie, żebyś się nie zagłodził? – bronił Glizdogona Remus
            - Wiesz co? – popatrzyłem na niego krzywo – W dupie mam waszą troskę.
Odwróciłem się i poszedłem do łazienki. Usiadłem na podłodze ukrywając twarz w dłoniach.
Znowu ten stan.
                        Ja całkiem sam.
I kilka złych myśli.
                       Nareszcie wyszli…
Nie ukrywajmy, że żaden z Huncwotów nie dorównywał mi w rymowaniu.
            Tak więc zostałem sam. Oni woleli pójść na śniadanie. Nażreć się i chuj. Oczywiście nie winię Jamesa, którego siłą tam zaciągnęli.
            Usłyszałem, że coś drapie w drzwi do łazienki. Wstałem i otworzyłem je. Ujrzałem Prince’a. Mały, drobny, a teraz można powiedzieć, że nawet mizerny. Patrzył na mnie wielkimi, granatowymi oczami. Tak podobnymi do oczu Ariany. On cierpiał. Prince czuł to samo, co ja… Niedosyt. Na pewno chciał jeszcze nieraz przytulić się do brzucha Ariany, do policzka… Prince jednak miał to szczęście, że jego miłość nie była niespełniona.
            - Wiesz co, Mały? Jesteś najmądrzejszym psem na świecie. – uśmiechnąłem się. – Powiem ci więcej. Jesteś dużo bardziej wrażliwy, niż Glizdogon.
Patrzył mi prosto w oczy. Słuchał mnie. Tak jak Ariana…
            - I nie wiem… Chciałbym się ciebie zapytać, czy nie masz nic przeciwko spędzaniu ze mną czasu?
Wskoczył mi na nogi i podrapał łapką w brzuch. To chyba oznaczało, że nie ma nic przeciwko. Uśmiechnąłem się.
            - Ty wiesz, że kochałem Arianę, prawda? – zapytałem
            - Kochałeś Arianę? Nie wierzę! Ale będą ploty!
Z umywalki wyłoniła się Jęcząca Marta. Swoim piskliwym głosem sprawiła, że ciarki przebiegły mi po plecach.
            - Ee… Marto, wiesz, że cię lubię, ale nie mam nastroju na pogawędkę, więc czy mogłabyś łaskawie opuścić moją łazienkę?
            - Syriuszu, nie zmieniaj tematu. – zaśmiała się – Bujałeś się w Arianie?
Jej radość i spojrzenie na sytuację przez pryzmat obrzydliwe optymistyczny przyprawiały mnie o uczucie politowania i zażenowania.
            - Ja się w niej nie bujałem. – wycedziłem przez zaciśnięte zęby – Bujasz to ty się w Jamesie i jak zaraz stąd nie pójdziesz, albo jak powiesz komukolwiek o tym, co usłyszałaś, to ja powiem Jamesowi, że go podglądasz jak się myje.
Marta spojrzała na mnie oburzeniem i zniknęła bez słowa w wannie.
            - Oj Prince… W Hogwarcie jeszcze nikt nigdy nie zaznał spokoju…
            Do dormitorium wrócili Huncwoci. Byli przygnębieni i smutni. I tak właśnie się powinni zachowywać! Bo właśnie to jest teraz właściwe! Nikt normalny nie śmieje się po śmierci tak bliskiej przyjaciółki…
            - Wielka Sala jest cała przystrojona na czarno. – powiedział James ze smutkiem w głosie.
            - Dumbledore mówił o… o tym? – zapytałem Jamesa, wstając z łóżka.
            - Tak. Mówił o wszystkim po kolei. Nawet o moim porwaniu coś wspomniał. A tak w ogóle, to McGonagall chce z tobą porozmawiać. Mówiła, żebyś do niej przyszedł.
            - O Boże, za co?
Nic nie miałem do McGonagall, ale myśl o długiej rozmowie na TEN temat przyprawiała mnie o mdłości oraz ból i zawroty głowy.
            - Na którą mam do niej przyjść? – zapytałem
            - Jak najszybciej. – odpowiedział James.
Włożyłem Prince’a do kieszeni szaty, tak żeby mógł wystawić łepek. Ani Remus, ani Glizdogon nie patrzyli w moją stronę. Miałem lekkie wyrzuty sumienia, że tak ich potraktowałem, ale w gruncie rzeczy miałem rację, a oni powinni się zastanowić, co robią. Szczególnie Peter.
            Po wyjściu z sypialni rzuciłem na siebie Zaklęcie Kameleona, którego nauczyła mnie Ariana. Dlaczego wszystko, co robię musi mi się z nią kojarzyć?
„Hmm… być może dlatego, że umarła niecałą dobę temu.”
Ach tak… Sumienie jak zawsze – do bólu realistyczne.
            Zapukałem do gabinetu McGonagall. Siedziała przy biurku, a kiedy wszedłem przeniosła wzrok na mnie.
            - Siadaj, Black. – powiedziała – Napijesz się czegoś?
            - No… może herbaty, jeśli mógłbym prosić.
McGonagall pstryknęła palcami, a przede mną pojawiła się filiżanka z gorącą herbatą.
            - Dziękuję. – powiedziałem
            - Zatem, jak pewnie się domyślasz ściągnęłam cię tutaj, ponieważ chciałam się dowiedzieć co wydarzyło się przez ostatnie dwa dni. Więc czy nie miałbyś nic przeciwko przybliżeniu mi w… w jakich okolicznościach to wszystko się stało?
            - Nawet jeżeli miałbym, to i tak każe mi pani wszystko powiedzieć, prawda?
            - Tak, Black. – powiedziała bez emocji
            - No cóż, w takim razie nie mam wyjścia. Wyruszyliśmy zaraz po tym, jak wróciliśmy do Wieży. Tego dnia, w którym Ariana miała tą wizję z Jamesem. Spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i jeszcze po drodze zabraliśmy trochę jedzenia z kuchni. Ariana rzuciła na nas Zaklęcie Kameleona i wyruszyliśmy do Hogsmeade przejściem pod Wierzbą Bijącą. Z Hogsemeade aportowaliśmy się do lasu obok Kryształowej Groty. Napadła na nas macocha Ariany i rzuciła na nią „Cruciatusa”. Zaczęły walczyć. Ariana bez problemu sobie z nią poradziła, bo jest najbardziej utalentowaną czarownicą jaką znam. – zdałem sobie sprawę, że powiedziałem o niej w czasie teraźniejszym – Ale ta szma… znaczy wiedźma rzuciła na nią „Sectumsempra” i Ariana miała rozciętą nogę. Wyleczyła ją, ale ja postanowiłem, że będę ją nieść. – McGonagall słuchała uważnie i lekko kiwała głową – A, zapomniałbym. Macocha Ariany powiedziała, że pomaga osobie, która więzi Jamesa. – McGonagall zrobiła wielkie oczy. - Znalazłem jakąś opuszczoną norę i zatrzymałem się tam. Rozpadał się deszcz, więc spędziliśmy tam noc. O świcie wyruszyliśmy do Kryształowej Groty. Mieliśmy do pokonania jakieś pięć mil. Ariana uparła się żeby lecieć, więc pozwoliłem jej na jedną milę. Resztę drogi przeszliśmy pieszo. Kiedy dotarliśmy do Groty, usłyszeliśmy krzyk Jamesa. Pobiegliśmy za głosem i trafiliśmy do jakiejś komnaty. Ariana chciała obezwładnić Eilis, tak nazywała się Szamanka. – wyjaśniłem – Ale zaklęcia się od niej po prostu odbijały. Jakby miała na sobie jakąś tarczę. Eilis związała mnie takimi samymi łańcuchami, co Jamesa. Powiedziała, że puści nas wolno, jeżeli Ariana odda jej swój Dar Powietrza, ale musi to przypłacić życiem. Ariana…
            - Już dalej wiem, Black. Wystarczy. – powiedziała z zamkniętymi oczami – To wszystko, co możesz mi powiedzieć?
            - Tak, pani profesor.
            - Dobrze, Black. W takim razie możesz iść. – powiedziała i wstała, aby podejść do okna.
Dopiłem herbatę i podniosłem się z krzesła. Miałem już rękę na klamce, gdy McGonagall powiedziała:
            - Tym razem masz siedzieć w Hogwarcie, Black. Natychmiast powiadomię Ministerstwo o zaistniałej sytuacji, aby zajęli się schwytaniem Amy Whitford oraz Eilis. James dość szczegółowo ją opisał, więc myślę, że wcześniej, czy później aurorzy dopadną je obie. – powiedziała – Black, jeszcze jedno! Proszę cię, nie rób nic głupiego… - powiedziała to, a jej twarz przybrała wówczas matczyny i łagodny wyraz twarzy. Zupełnie odmienny do codziennej McGonagall… Tylko Ariana potrafiła patrzyć na mnie takim wzrokiem. Tylko ona…
            - Dobrze, pani profesor. Do widzenia.
            Wyszedłem z gabinetu ze świadomością, że zataiłem przed McGonagall fakt, że ja i Ariana jesteśmy animagami. Znaczy ja jestem. Ona była…
Po drodze spotkałem Irytka.
            - Black i Potter w wielkim smutku,
płaczą sobie po cichutku.
Whitford śpi na wieki wieków,
Syriuszkowi więc na przekór.
Peter widząc złe humorki,
napakował ciastek w worki.
Lupin pobladł całkowicie,
Kiedy spostrzegł jak krótkie jest życie.
Potter wypił butlę Whiskey
i obwinia teraz wszystkich…
            - Zamknij się, albo ja ci zaraz coś zaśpiewam. – powiedziałem
Nie miałem najmniejszej ochoty rozmawiać z Irytkiem. Na nic właściwie nie miałem ochoty. Jedyne czego bym chciał to porozmawiać z Arianą. Takie błahe marzenie, ale nigdy się nie spełni…

4 komentarze:

  1. Rozdział całkiem w porządku. Myślę, że mimo nerwowej natury Syriusza mogłabyś odrobinę ograniczyć przekleństwa w jego myślach. Oczywiście jest to jedynie sugestia, ale piszę ją z dobroci mojego małego serduszka, ponieważ sama pisałam opowiadania i po pewnym czasie zaczęłam żałować nadmiaru wprowadzonych do niego, przeze mnie wulgaryzmów. Ogólnie rzecz biorąc, podoba mi się wzięcie pod uwagę napisania rozdziału z perspektywy innego bohatera, niż Ariana, jednak mimo to czekam na jej powrót, ponieważ czuję, że postanowi ona zrobić wejście z niemałymi fanfarami. Powodzenia w pisaniu! :) ~~~~~ nadalbeznazwy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie to przekleństwa wyszły same z siebie, bo zawsze wydawało mi się, że James i Syriusz są typami buntowników, ale jest w tym co mówisz trochę racji. Nie obrażaj się tylko jak będę czasem dobitniej wyrażać ich myśli ;* / Nirali

      Usuń
  2. Wiesz, że niesamowicie szybko piszesz kolejne rozdziały? Na wszystkich innych blogach to się strasznie wlecze. A co do rozdziału to nie mogę doczekać w jaki sposób Ariana wróci.

    /Rose

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodaję je dość szybko, bo zaczęłam pisać je dużo wcześniej, niż zaczęłam je dodawać na bloga. Jak dodałam tuta pierwszy rozdział, to miałam już skończony szósty xdd

      Jeszcze nie wiem co zrobić z Arianą... teraz w życiu Huncwotów pojawi się ktoś inny ;33 / Nirali

      Usuń