niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 11. Wyprawa.



- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – zapytałam lekko mu niedowierzając.
            - Kobieto, ja jestem Syriusz Black! – żachnął się – Czy ja mam coś w ogóle do stracenia?!
            - Hmm… no nie wiem… życie?! – powiedziałam ironicznie
            - Życie się nie liczy. – powiedział i uśmiechnął się – Pakuj się i idziemy.
            - Jestem spakowana.
            - Bardzo dobrze. W takim razie idziemy. – pociągnął mnie za rękę
            - Syriusz, zaczekaj! Chcesz sobie od tak wyjść z Hogwartu? – zapytałam
            - Mniej więcej… - zaśmiał się
Jego lekkie podejście to sytuacji, nie można nazwać odwagą... To po prostu czysta bezmyślność i głupota!
            - Nie wpadłeś na pomysł, że lepiej najpierw się postarać, żeby nikt nas nie widział? – zapytałam
            - Jak? James ma pelerynę – niewidkę.
            - Myślisz, że na to nie ma zaklęcia?
            - A jest? – zdziwił się
            - Oczywiście, że jest.
Rzuciłam na nas zaklęcie Kameleona.
            - Tak, tak, wszystko fajnie. – powiedział Syriusz – Ale ja też cię nie widzę.
            - Musisz się mnie trzymać.
            - Co do miejsc, to mam pewne ciekawe sugestie… - powiedział, a ja wyobrażałam sobie łobuzerski uśmiech, który gościł wówczas na jego twarzy.
            - Masz do wyboru: dłoń, łokieć i ramię. – powiedziałam
            - No dobra… - powiedział smutnym i zawiedzionym głosem – Niech będzie dłoń.
            Lekcje ciągle trwały, więc nie musieliśmy się martwić, że na kogoś wpadniemy. No może z wyjątkiem Irytka, Flicha i Pani Norris, co i tak jest nam obojętne, bo jesteśmy niewidzialni.
            - Możemy przejść tym tajemnym przejściem pod Wierzbą Bijącą. – powiedział Syriusz
            - To ty wiesz o tym przejściu? – zapytałam zdziwiona.
            - Tak. Ja i pozostali Huncwoci znamy wszystkie siedem. – powiedział z dumą
            - No nie powiem… Zaimponowaliście mi, bo ja znam tylko dwa, ale na rozmowę o tym nie ma czasu.
            - Masz rację. – zgodził się Syriusz
            - Zrobimy tak jak mówisz. Idziemy pod Wierzbą Bijącą.
Szliśmy i szliśmy. Trochę długo to trwało, ale zmęczenie było w te chwili najmniej istotne. James jest torturowany. Kiedy sobie o tym przypomniałam, jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku.
            - Ariana, poczekaj. – powiedział lekko zdyszany Syriusz
            - Syriusz, nie mamy czasu. – powiedziałam płaczliwym tonem – Choć. – pociągnęłam go za rękę
            - Ariana, posłuchaj…
            - Nie…
            - Ariana…
            - Choć…
            - Ariana! Masz mnie kurwa w tej chwili posłuchać! – krzyknął. Jak widać, potrafił być przekonujący na różne sposoby. Cały Syriusz… - Nie łatwiej by było, gdybyśmy się przemienili?
            - Po co marnować siły i energię na transmutację, skoro…
            - A po co marnować siły i energię na bieganie? – zapytał – Z tego, co wiem, to zwierzęta są szybsze od ludzi.
            - No dobra. – powiedziałam i przemieniłam się w lwa. Syriusz zrobił to samo, tylko w pięknego czarnego psa, który z pewnością wygrywałby wszystkie mugolskie konkursy piękności dla zwierząt.
Syriusz otarł się nosem o moją grzywę i zaczął biec. Pobiegłam za nim. Rzeczywiście miał rację, bo drogę pokonywaliśmy dużo szybciej. Teraz, gdy byliśmy zwierzętami, mogliśmy chociaż się widzieć, a nie jak przed chwilą – mówienie do ściany. Nikt z nas oczywiście teraz mówić nie mógł. Magia to magia, ale cuda się nie zdarzają.
            Znaleźliśmy się we Wrzeszczącej Chacie. Przemieniliśmy się z powrotem w ludzi, a ja ponownie rzuciłam na nas Zaklęcie Kameleona. Musieliśmy zachować stuprocentową dyskrecję.
            - No dobra… - zaczął Syriusz – Jesteśmy Hogsmeade i co dalej?
            - Jak to co? Musimy się teleportować.
            - Teleportować?! Nie potrafię się teleportować!
            - Wystarczy, że ja potrafię. – powiedziałam
            - Tak? Ile razy w życiu z kimś się gdzieś aportowałaś?
            - No… z kimś, to nigdy, ale sama wiele razy. – powiedziałam
            - Powiedzmy, że ci ufam… Dobra, raz się żyje… - powiedział
Wolałam deportować się znienacka, nie mówiąc Syriuszowi, aby się przygotował, bo wiedziałam, że będzie zestresowany i może się nie udać. Złapałam go więc za ramię i deportowałam się do Kryształowej Groty.
             


 *


„Bynajmniej Kryształowa Grota to nie jest” – pomyślałam, rozglądając się po okolicy. Byliśmy w jakimś lesie, a dokładniej na jakiejś polanie. Syriusz siedział na pniaku głową w dół.
            - Jak się czujesz? – zapytałam z nieudawaną troską w głosie. Jego zdrowie i samopoczucie nie było mi obojętne.
            - Okropnie. Nigdy więcej nie chcę się teleportować. To jest złe i straszne. Niedobrze mi. – żalił się – A w ogóle, to mogłaś mi powiedzieć, w którym momencie będziesz się deportować.
            - Przepraszam.
            - Błagam, powiedz, że możemy chwilę tu odpocząć… - powiedział słabym głosem
            - Musimy tu zostać, dopóki nie wydobrzejesz. – powiedziałam i pocałowałam go w policzek – Słuchaj, ja podlecę do góry, żeby zobaczyć, gdzie jesteśmy.
Z góry widok był całkiem, całkiem. Las rozciągający się na kilkanaście mil po lewej, a po prawej jezioro i… góry. Czyli nie jest tak źle, jak myślałam.
            Opadłam w dół.
            - Dobre wieści. – powiedziałam do Syriusza
            - Ciekawe jakie. – odpowiedział Syriusz zrezygnowanym tonem
            - Od Kryształowej Groty dzieli nas około pięciu mil.
            - Rzeczywiście nie najgorsze te twoje dobre wieści. Myślałem, że będzie gorzej…
            - Czy ty mnie masz za jakąś chorą optymistkę?
            - Nie, ja nigdy bym nie… UWAŻAJ!!! – krzyknął, ale trochę za późno
Poczułam ból, który rozrywał mi skórę i szarpał wnętrzności. Czułam jak rozprzestrzenia się po całym ciele. Ból narastał. Usłyszałam śmiech.
            - I jak ci się podoba, kochana pasierbico? – zapytała z uśmiechem na ustach Amy Whitford
            - Zostaw ją. – krzyknął Syriusz i stał z wyciągniętą różdżką – To ty porwałaś Jamesa!
            - Nie, to niestety nie ja. – zaśmiała się – Ale aktualnie pomagam tej osobie. Mam zamiar wykończyć swoją kochaną przybraną córeczkę. Nie na śmierć oczywiście. – znowu się zaśmiała – Tylko troszkę, żeby była słaba i nie miała siły walczyć.
Powoli odzyskiwałam siły. Uważałam, żeby nie zrobić żadnego ruchu, który zwróciłby na mnie jej uwagę.
            - Jesteś nienormalna. – powiedział Syriusz z pogardą do mojej macochy
„Teraz” – pomyślałam.
            - Confringo! – głaz znajdujący się obok Amy eksplodował. Upadła na ziemię. Ja w tym czasie się podniosłam i zasłoniłam sobą Syriusza, który był ewidentnie tym niepocieszony, no ale cóż, nie mogłam pozwolić, żeby mu się coś stało. Nie wybaczyłabym sobie tego…
Moja macocha mimo, że leżała na ziemi, zaczarowała spróchniały pień. Ten uniósł się kilka stóp w powietrze i niesamowitą szybkością wystrzelił w naszą stronę.
            - Depulso! - odepchnęłam go.
No dobra, koniec tej zabawy.
            - Petrificus Totalus! – chybiłam.
Moja macocha, która była wciąż w wyśmienitym nastroju szarpnęła różdżką. Poczułam ból w łydce. Ach tak… Bardzo popularne czarnomagiczne zaklęcie „Sectumsempra”. Później się tym zajmę.
            - Expelliarmus! – jej różdżka wyleciała w powietrze – Drętwota! – Amy już się nie uśmiechała – Everte Stati! – zaklęcie było na tyle mocne, że odepchnęło ją pewnie na kilkaset metrów. Już tutaj nie trafi. – Salvio Hexia.
Takimi oto słowami zakończyłam swoje przedstawienie.
            - Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że jesteś tak dobrą czarownicą. – uśmiechnął się do mnie.
            - No proszę cię… To tylko jakieś banalne zaklęcia, których…
            - Dobra, dobra, ja wiem swoje. – uciszył mnie – Musimy zrobić coś z twoją nogą.
No masz, całkiem o niej zapomniałam. Dopiero teraz poczułam, że boli jak cholera.
            - Vulnera Sanantur. – szepnęłam, a rozcięcie zniknęło. Mimo to, wciąż bolało.
            - Okej, teraz musimy znaleźć jakieś schronienie. – powiedział
            - Co?! Jakie schronienie?! Wyleczyłam nogę, ty się dobrze czujesz, więc idziemy dalej!
            - Słuchaj… Dostałem tym zaklęciem od Smarkerusa miliard razy, więc nawet mi nie próbuj wmówić, że cię nie boli, bo ci nie uwierzę.
            - No ale mnie naprawdę nie boli… - upierałam się
            - Przyznaj, że nieźle cię napieprza. – powiedział, a jego twarz jeszcze bardziej spoważniała. Wyglądał bardzo staro. – Idziemy znaleźć jakąś kryjówkę i BEZ DYSKUSJI.
Ostatnie dwa słowa wypowiedział z taki naciskiem, że ciarki przebiegły mi po plecach. Podniósł z ziemi torbę i wręczył mi ją, po czym odwrócił się do mnie tyłem.
            - Właź. Na co czekasz?
            - No chyba żartujesz! Ty będziesz iść, a ja będę sobie siedzieć u ciebie na plecach?!
Uważałam, że to okropnie niesprawiedliwe.
            - Wejdziesz sama, albo cię do tego zmuszę. – powiedział i wcale się nie uśmiechał. Po raz pierwszy w życiu był taki poważny.
Nie miałam wyboru, musiałam na nim „jechać”. Byłam niepocieszona, że moja podróż tak wygląda. Miałam nadzieję na jakąś adrenalinę, ale mimo, że to nie zgadzało się z moimi zasadami moralnymi, to podobało mi się. Cicho, zielono i tajemniczo. Na brak wygody też nie narzekałam.
            Obudziłam się w jakiejś… norze?! Co ja tu do cholery robię?! I gdzie w ogóle jest Syriusz?! Zerwałam się na równe nogi, przy okazji budząc Syriusza, który leżał obok mnie. Czemu ja zawsze jestem taka nieogarnięta jak wstanę?...
            - Kobieto, zlituj się. Położyłem się dziesięć minut temu! – marudził Syriusz
            - Co to za miejsce? – zapytałam
            - Nie wiem. Jakaś opuszczona nora... – powiedział i przeciągnął się „posłaniu”, które zrobił z zabranych przez nas poduszek.
            - Opuszczona? W lesie też niby nikogo nie było, ale Cruciatusem dostałam. – powiedziałam i stwierdziłam, że lepiej sprawdzić, czy rzeczywiście nikogo nie ma – Homenum Revelio.
Nic.
            - Okej, nikogo nie ma. – powiedziałam – Ile tutaj już siedzimy?
            - Dopiero od dwudziestu minut, więc uspokój się. – powiedział Syriusz wiercąc się na poduszkach.
            - Dobra, pospaliśmy – możemy iść. – powiedziałam
            - Ty może pospałaś. Poza tym, nigdzie nie pójdziesz, bo leje deszcz. – powiedział i położył się na brzuchu, waląc przy tym głową w poduszkę.
            - Niech ci będzie, ale wychodzimy stąd o świcie.
Podniósł głowę ze zwichrzonymi włosami opadającymi na twarz i powiedział:
            - Jak sobie życzysz. Ale teraz kładź się koło mnie, bo brak mi kobiecego ciepła.
Nie wiem, co on rozumiał przez „brak kobiecego ciepła” i czego ode mnie oczekiwał, ale nie podobało mi się to. W ostateczności położyłam się obok niego, a on objął mnie i przysunął się najbliżej jak mógł. Jego zachowanie w takich momentach było dla mnie niezrozumiałe. Skąd miałam wiedzieć jak mam na to reagować. Stwierdziłam, że nie ma co się dłużej zastanawiać.
            - Syriusz, czy… czy ja ci się podobam?
            - Nie. Oddałbym za ciebie życie i kocham cię, ale tak jak siostrę…
Nie wiem czemu zrobiło mi się smutno. Naprawdę nie wiem... No nic. Jego łzy w oczach i sytuacja w bokserkach nie potwierdzały tego, co mówił… Tak, jego twarde krocze wbijało mi się w biodro, a on myślał, że nie poczuję… Nie będę się teraz tym zamartwiać. Aktualnie są ważniejsze rzeczy, niż … to.
            Tym razem nie usnęłam. Po zabezpieczeniu naszej kryjówki zaklęciami siedziałam na poduszce i jadłam ciastka zabrane z kuchni w Hogwarcie.
            Syriusz obudził się po trzech godzinach. Ja właśnie kończyłam wtedy czytać trzeci rozdział księgi, którą dostałam na Święta. Podniósł głowę i spojrzał na mnie, uśmiechając się od ucha do ucha.
            - Śniłaś mi się.
            - Tak? I co robiłam? – zapytałam
            - Nieważne…
            Zjadł dwa pączki, które również zabraliśmy z Hogwartu, popił sokiem dyniowym i oparł się o glinianą ścianę. Siedział tak z zamkniętymi oczami przez kilkanaście minut. W końcu się odezwał:
            - Jak myślisz, szukają nas?
            - Myślę, że tak, ale wydaje mi się, że jeszcze nie przyszło im do głowy, że nie jesteśmy w zamku.
            - A jak myślisz, James żyje?
            - Jestem tego pewna.

2 komentarze:

  1. Czy ja już pisałam, że jesteś świetną pisarką? Chyba tak, trudno napiszę kolejny. Masz ogromny talent pisarski, jesteś genialna!!! I oczywiście kolejny wspaniały rozdział. Epitetów mi już brakuje, żeby napisać jaki ten blog jest... No właśnie, brakuje.

    /Rose

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju <3 Strasznie miło to czytać <3 Jednak ostatnio nie mam weny i szczerze powiem, że nie mam skąd czerpać inspiracji... /Nirali

      Usuń