- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? – zapytałam
lekko mu niedowierzając.
-
Kobieto, ja jestem Syriusz Black! – żachnął się – Czy ja mam coś w ogóle do
stracenia?!
-
Hmm… no nie wiem… życie?! – powiedziałam ironicznie
-
Życie się nie liczy. – powiedział i uśmiechnął się – Pakuj się i idziemy.
-
Jestem spakowana.
-
Bardzo dobrze. W takim razie idziemy. – pociągnął mnie za rękę
-
Syriusz, zaczekaj! Chcesz sobie od tak wyjść z Hogwartu? – zapytałam
-
Mniej więcej… - zaśmiał się
Jego lekkie podejście to sytuacji, nie można nazwać
odwagą... To po prostu czysta bezmyślność i głupota!
-
Nie wpadłeś na pomysł, że lepiej najpierw się postarać, żeby nikt nas nie
widział? – zapytałam
-
Jak? James ma pelerynę – niewidkę.
-
Myślisz, że na to nie ma zaklęcia?
-
A jest? – zdziwił się
-
Oczywiście, że jest.
Rzuciłam na nas zaklęcie Kameleona.
-
Tak, tak, wszystko fajnie. – powiedział Syriusz – Ale ja też cię nie widzę.
-
Musisz się mnie trzymać.
-
Co do miejsc, to mam pewne ciekawe sugestie… - powiedział, a ja wyobrażałam
sobie łobuzerski uśmiech, który gościł wówczas na jego twarzy.
-
Masz do wyboru: dłoń, łokieć i ramię. – powiedziałam
-
No dobra… - powiedział smutnym i zawiedzionym głosem – Niech będzie dłoń.
Lekcje
ciągle trwały, więc nie musieliśmy się martwić, że na kogoś wpadniemy. No może
z wyjątkiem Irytka, Flicha i Pani Norris, co i tak jest nam obojętne, bo
jesteśmy niewidzialni.
-
Możemy przejść tym tajemnym przejściem pod Wierzbą Bijącą. – powiedział Syriusz
-
To ty wiesz o tym przejściu? – zapytałam zdziwiona.
-
Tak. Ja i pozostali Huncwoci znamy wszystkie siedem. – powiedział z dumą
-
No nie powiem… Zaimponowaliście mi, bo ja znam tylko dwa, ale na rozmowę o tym
nie ma czasu.
-
Masz rację. – zgodził się Syriusz
-
Zrobimy tak jak mówisz. Idziemy pod Wierzbą Bijącą.
Szliśmy i szliśmy. Trochę długo to trwało, ale
zmęczenie było w te chwili najmniej istotne. James jest torturowany. Kiedy
sobie o tym przypomniałam, jeszcze bardziej przyspieszyłam kroku.
-
Ariana, poczekaj. – powiedział lekko zdyszany Syriusz
-
Syriusz, nie mamy czasu. – powiedziałam płaczliwym tonem – Choć. – pociągnęłam
go za rękę
-
Ariana, posłuchaj…
-
Nie…
-
Ariana…
-
Choć…
-
Ariana! Masz mnie kurwa w tej chwili posłuchać! – krzyknął. Jak widać, potrafił
być przekonujący na różne sposoby. Cały Syriusz… - Nie łatwiej by było,
gdybyśmy się przemienili?
-
Po co marnować siły i energię na transmutację, skoro…
-
A po co marnować siły i energię na bieganie? – zapytał – Z tego, co wiem, to
zwierzęta są szybsze od ludzi.
-
No dobra. – powiedziałam i przemieniłam się w lwa. Syriusz zrobił to samo,
tylko w pięknego czarnego psa, który z pewnością wygrywałby wszystkie mugolskie
konkursy piękności dla zwierząt.
Syriusz otarł się nosem o moją grzywę i zaczął
biec. Pobiegłam za nim. Rzeczywiście miał rację, bo drogę pokonywaliśmy dużo
szybciej. Teraz, gdy byliśmy zwierzętami, mogliśmy chociaż się widzieć, a nie
jak przed chwilą – mówienie do ściany. Nikt z nas oczywiście teraz mówić nie
mógł. Magia to magia, ale cuda się nie zdarzają.
Znaleźliśmy
się we Wrzeszczącej Chacie. Przemieniliśmy się z powrotem w ludzi, a ja
ponownie rzuciłam na nas Zaklęcie Kameleona. Musieliśmy zachować stuprocentową
dyskrecję.
-
No dobra… - zaczął Syriusz – Jesteśmy Hogsmeade i co dalej?
-
Jak to co? Musimy się teleportować.
-
Teleportować?! Nie potrafię się teleportować!
-
Wystarczy, że ja potrafię. – powiedziałam
-
Tak? Ile razy w życiu z kimś się gdzieś aportowałaś?
-
No… z kimś, to nigdy, ale sama wiele razy. – powiedziałam
-
Powiedzmy, że ci ufam… Dobra, raz się żyje… - powiedział
Wolałam deportować się znienacka, nie mówiąc
Syriuszowi, aby się przygotował, bo wiedziałam, że będzie zestresowany i może
się nie udać. Złapałam go więc za ramię i deportowałam się do Kryształowej
Groty.
*
„Bynajmniej
Kryształowa Grota to nie jest” – pomyślałam, rozglądając się po okolicy. Byliśmy
w jakimś lesie, a dokładniej na jakiejś polanie. Syriusz siedział na pniaku
głową w dół.
-
Jak się czujesz? – zapytałam z nieudawaną troską w głosie. Jego zdrowie i
samopoczucie nie było mi obojętne.
-
Okropnie. Nigdy więcej nie chcę się teleportować. To jest złe i straszne.
Niedobrze mi. – żalił się – A w ogóle, to mogłaś mi powiedzieć, w którym momencie
będziesz się deportować.
-
Przepraszam.
-
Błagam, powiedz, że możemy chwilę tu odpocząć… - powiedział słabym głosem
-
Musimy tu zostać, dopóki nie wydobrzejesz. – powiedziałam i pocałowałam go w
policzek – Słuchaj, ja podlecę do góry, żeby zobaczyć, gdzie jesteśmy.
Z góry widok był całkiem, całkiem. Las rozciągający
się na kilkanaście mil po lewej, a po prawej jezioro i… góry. Czyli nie jest
tak źle, jak myślałam.
Opadłam
w dół.
-
Dobre wieści. – powiedziałam do Syriusza
-
Ciekawe jakie. – odpowiedział Syriusz zrezygnowanym tonem
-
Od Kryształowej Groty dzieli nas około pięciu mil.
-
Rzeczywiście nie najgorsze te twoje dobre wieści. Myślałem, że będzie gorzej…
-
Czy ty mnie masz za jakąś chorą optymistkę?
-
Nie, ja nigdy bym nie… UWAŻAJ!!! – krzyknął, ale trochę za późno
Poczułam ból, który rozrywał mi skórę i szarpał
wnętrzności. Czułam jak rozprzestrzenia się po całym ciele. Ból narastał.
Usłyszałam śmiech.
-
I jak ci się podoba, kochana pasierbico? – zapytała z uśmiechem na ustach Amy
Whitford
-
Zostaw ją. – krzyknął Syriusz i stał z wyciągniętą różdżką – To ty porwałaś
Jamesa!
-
Nie, to niestety nie ja. – zaśmiała się – Ale aktualnie pomagam tej osobie. Mam
zamiar wykończyć swoją kochaną przybraną córeczkę. Nie na śmierć oczywiście. – znowu się
zaśmiała – Tylko troszkę, żeby była słaba i nie miała siły walczyć.
Powoli odzyskiwałam siły. Uważałam, żeby nie zrobić
żadnego ruchu, który zwróciłby na mnie jej uwagę.
-
Jesteś nienormalna. – powiedział Syriusz z pogardą do mojej macochy
„Teraz” – pomyślałam.
- Confringo! – głaz znajdujący się obok
Amy eksplodował. Upadła na ziemię. Ja w tym czasie się podniosłam i zasłoniłam
sobą Syriusza, który był ewidentnie tym niepocieszony, no ale cóż, nie mogłam
pozwolić, żeby mu się coś stało. Nie wybaczyłabym sobie tego…
Moja macocha mimo, że leżała na ziemi, zaczarowała
spróchniały pień. Ten uniósł się kilka stóp w powietrze i niesamowitą
szybkością wystrzelił w naszą stronę.
- Depulso! - odepchnęłam go.
No dobra, koniec tej zabawy.
- Petrificus Totalus! – chybiłam.
Moja macocha, która była wciąż w wyśmienitym
nastroju szarpnęła różdżką. Poczułam ból w łydce. Ach tak… Bardzo popularne
czarnomagiczne zaklęcie „Sectumsempra”.
Później się tym zajmę.
-
Expelliarmus! – jej różdżka wyleciała w powietrze – Drętwota! – Amy już się nie
uśmiechała – Everte Stati! – zaklęcie było na tyle mocne, że odepchnęło ją
pewnie na kilkaset metrów. Już tutaj nie trafi. – Salvio Hexia.
Takimi oto słowami zakończyłam swoje
przedstawienie.
- Muszę
przyznać, że nie spodziewałem się, że jesteś tak dobrą czarownicą. – uśmiechnął
się do mnie.
-
No proszę cię… To tylko jakieś banalne zaklęcia, których…
-
Dobra, dobra, ja wiem swoje. – uciszył mnie – Musimy zrobić coś z twoją nogą.
No masz, całkiem o niej zapomniałam. Dopiero teraz
poczułam, że boli jak cholera.
- Vulnera Sanantur. – szepnęłam, a
rozcięcie zniknęło. Mimo to, wciąż bolało.
-
Okej, teraz musimy znaleźć jakieś schronienie. – powiedział
-
Co?! Jakie schronienie?! Wyleczyłam nogę, ty się dobrze czujesz, więc idziemy
dalej!
-
Słuchaj… Dostałem tym zaklęciem od Smarkerusa miliard razy, więc nawet mi nie
próbuj wmówić, że cię nie boli, bo ci nie uwierzę.
-
No ale mnie naprawdę nie boli… - upierałam się
-
Przyznaj, że nieźle cię napieprza. – powiedział, a jego twarz jeszcze bardziej
spoważniała. Wyglądał bardzo staro. – Idziemy znaleźć jakąś kryjówkę i BEZ
DYSKUSJI.
Ostatnie dwa słowa wypowiedział z taki naciskiem,
że ciarki przebiegły mi po plecach. Podniósł z ziemi torbę i wręczył mi ją, po
czym odwrócił się do mnie tyłem.
-
Właź. Na co czekasz?
-
No chyba żartujesz! Ty będziesz iść, a ja będę sobie siedzieć u ciebie na
plecach?!
Uważałam, że to okropnie niesprawiedliwe.
-
Wejdziesz sama, albo cię do tego zmuszę. – powiedział i wcale się nie
uśmiechał. Po raz pierwszy w życiu był taki poważny.
Nie miałam wyboru, musiałam na nim „jechać”. Byłam
niepocieszona, że moja podróż tak wygląda. Miałam nadzieję na jakąś adrenalinę, ale mimo, że to nie zgadzało się z moimi
zasadami moralnymi, to podobało mi się. Cicho, zielono i tajemniczo. Na brak
wygody też nie narzekałam.
Obudziłam
się w jakiejś… norze?! Co ja tu do cholery robię?! I gdzie w ogóle jest
Syriusz?! Zerwałam się na równe nogi, przy okazji budząc Syriusza, który leżał
obok mnie. Czemu ja zawsze jestem taka nieogarnięta jak wstanę?...
-
Kobieto, zlituj się. Położyłem się dziesięć minut temu! – marudził Syriusz
-
Co to za miejsce? – zapytałam
-
Nie wiem. Jakaś opuszczona nora... – powiedział i przeciągnął się „posłaniu”,
które zrobił z zabranych przez nas poduszek.
-
Opuszczona? W lesie też niby nikogo nie było, ale Cruciatusem dostałam. – powiedziałam i stwierdziłam, że lepiej
sprawdzić, czy rzeczywiście nikogo nie ma – Homenum
Revelio.
Nic.
-
Okej, nikogo nie ma. – powiedziałam – Ile tutaj już siedzimy?
-
Dopiero od dwudziestu minut, więc uspokój się. – powiedział Syriusz
wiercąc się na poduszkach.
-
Dobra, pospaliśmy – możemy iść. – powiedziałam
-
Ty może pospałaś. Poza tym, nigdzie nie pójdziesz, bo leje deszcz. – powiedział
i położył się na brzuchu, waląc przy tym głową w poduszkę.
-
Niech ci będzie, ale wychodzimy stąd o świcie.
Podniósł głowę ze zwichrzonymi włosami opadającymi
na twarz i powiedział:
-
Jak sobie życzysz. Ale teraz kładź się koło mnie, bo brak mi kobiecego ciepła.
Nie wiem, co on rozumiał przez „brak kobiecego
ciepła” i czego ode mnie oczekiwał, ale nie podobało mi się to. W ostateczności
położyłam się obok niego, a on objął mnie i przysunął się najbliżej jak mógł.
Jego zachowanie w takich momentach było dla mnie niezrozumiałe. Skąd miałam
wiedzieć jak mam na to reagować. Stwierdziłam, że nie ma co się dłużej
zastanawiać.
-
Syriusz, czy… czy ja ci się podobam?
-
Nie. Oddałbym za ciebie życie i kocham cię, ale tak jak siostrę…
Nie wiem czemu zrobiło mi się smutno. Naprawdę nie
wiem... No nic. Jego łzy w oczach i sytuacja w bokserkach nie potwierdzały
tego, co mówił… Tak, jego twarde krocze wbijało mi się w biodro, a on myślał,
że nie poczuję… Nie będę się teraz tym zamartwiać. Aktualnie są ważniejsze
rzeczy, niż … to.
Tym
razem nie usnęłam. Po zabezpieczeniu naszej kryjówki zaklęciami siedziałam na
poduszce i jadłam ciastka zabrane z kuchni w Hogwarcie.
Syriusz
obudził się po trzech godzinach. Ja właśnie kończyłam wtedy czytać trzeci
rozdział księgi, którą dostałam na Święta. Podniósł głowę i spojrzał na mnie,
uśmiechając się od ucha do ucha.
-
Śniłaś mi się.
-
Tak? I co robiłam? – zapytałam
-
Nieważne…
Zjadł
dwa pączki, które również zabraliśmy z Hogwartu, popił sokiem dyniowym i oparł
się o glinianą ścianę. Siedział tak z zamkniętymi oczami przez kilkanaście
minut. W końcu się odezwał:
-
Jak myślisz, szukają nas?
-
Myślę, że tak, ale wydaje mi się, że jeszcze nie przyszło im do głowy, że nie
jesteśmy w zamku.
-
A jak myślisz, James żyje?
- Jestem tego pewna.
Czy ja już pisałam, że jesteś świetną pisarką? Chyba tak, trudno napiszę kolejny. Masz ogromny talent pisarski, jesteś genialna!!! I oczywiście kolejny wspaniały rozdział. Epitetów mi już brakuje, żeby napisać jaki ten blog jest... No właśnie, brakuje.
OdpowiedzUsuń/Rose
Jeju <3 Strasznie miło to czytać <3 Jednak ostatnio nie mam weny i szczerze powiem, że nie mam skąd czerpać inspiracji... /Nirali
Usuń