sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 10. To nie sny.



- Dlaczego nie przyszła?! – syknęła Szamanka
            - Nic mi o tym nie mówiła! Nic nie wiem! Gdybym nawet wiedział, to i tak bym to przed tobą ukrył!
            - Zamknij się! – spoliczkowała go
Przywiązany do skalnej ściany, z której wyrastały kryształy mężczyzna miotał się we wszystkie strony próbując się uwolnić. Na marne…
            - Nad iloma jeszcze panuje?! – krzyknęła kobieta
            - Wiem tylko o tym jednym! O innych mi nie mówiła!
            - Tak?! Może to odświeży ci pamięć…
Szamanka sięgnęła do kieszeni i wyjęła jakiś woreczek. Wzięła z niego trochę błękitnego proszku i rzuciła w mężczyznę…
            - Ariana, obudź się!
Siedział na mnie Syriusz. Przygwoździł mi ręce do łóżka tak, abym nie mogła się ruszać.
            - Znowu krzyczałaś przez sen. – powiedział mi
Lunatyk i Glizdogon siedzieli na swoich łóżkach. Wyglądało na to, że wszystkich obudziłam… Znowu.
            - To z tych emocji… - mówiłam
            - Na pewno? – upewnił się Syriusz
            - Na pewno.
Nie chciało mi się już spać. Byłam zbyt podniecona tym co zobaczyłam w śnie. To była ta sama kobieta, co w śnie, który miałam we wrześniu. A to na pewno ten mężczyzna, za którego oddałam życie… Dziwne to wszystko…
            Syriusz też nie poszedł spać. Siedział obok i trzymał mnie za rękę. Był z jakiegoś powodu smutny. Zauważyłam, że od kilku dni, a dokładnie od porwania Jamesa, gdy mnie dotykał, zdawał się walczyć sam ze sobą. Nie potrafiłam jednak sobie odpowiedzieć o co mogłoby chodzić. O pytaniu o takie rzeczy nie ma mowy.
            - Pamiętasz ten sen? – zapytał
            - Niestety tak. – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się smutno
            - To opowiedz go.
Opowiedziałam Syriuszowi mój sen, ale zrozumiał z niego tyle samo co ja, czyli nic. Trochę miał wyrzuty sumienia, że obudził mnie w tak ważnym momencie.
            - Syriusz, przestań. Bardzo dobrze, że mnie obudziłeś. – powiedziałam mu
            - Ja uważam inaczej. Zobaczyłabyś chociaż co się stanie…
            - Daj już spokój. To tylko sen.
            - Ale inny, niż wszystkie…
            - Jak zaraz nie przestaniesz się obwiniać, to zacznę płakać.
Moja groźba do strasznych nie należała, ale poskutkowało, bo Syriusz pokręcił głową, pociągnął mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę swojego łóżka. Był taki tajemniczy…
            - Może jak będziesz spała obok mnie, to nie będziesz miała tych durnych snów, które będę musiał ci przerywać.
Położył mnie na łóżku i przykrył kołdrą, po czym sam wsunął się obok. Miałam wrażenie, że chce mi, chociaż odrobinę, zastąpić Jamesa i ukoić moją tęsknotę za nim. Nie chciałam być wobec tego obojętna i mieć gdzieś jego starania. Odnalazłam więc pod kołdrą jego dłoń i położyłam ją sobie na biodrze. Zareagował na to smutnym uśmiechem, ale też to docenił, bo pocałował mnie w czoło i szepnął: „Pożyczyłbym ci słodkich snów, ale chyba masz ich dość, więc śpij dobrze.”
            Obudził mnie krzyk. Tym razem nie mój. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak Syriusz i Remus się kłócą.
            - …ja jednak uważam, że naprawdę trochę przesadzasz! – krzyczał Lunatyk
            - A ja uważam, że to co robię jest lepsze, niż gdybym tak jak wy unikał tematu i łaził niewiadomo gdzie, żeby tylko nie oglądać jej takiej smutnej! Udawanie, że nic się nie stało nie ma najmniejszego sensu!
            - To nadal jest dziewczyna Jamesa, a ty sobie z nią śpisz i przytulasz całymi dniami!
            - Nie miałem pojęcia, że będziesz taki zazdrosny! – oburzył się Syriusz, ale zaraz się uspokoił – Posłuchaj, James jest dla mnie jak brat, a Ariana jak siostra i nie mogę patrzeć jak cierpi.
            - Jak was rano zobaczyłem, to wcale nie spaliście w pozycji bratersko-siostrzanej…
            - Dzień dobry. – powiedziałam
Zrobiło im się trochę głupio. Nie mieli pojęcia, że przysłuchuję się ich „rozmowie”.
            - Cześć. Jak się spało? – zapytał Syriusz
            - Bardzo dobrze. – uśmiechnęłam się - Chyba jak nigdy dotąd. – powiedziałam i mrugnęłam do Syriusza, na co Lunatyk pokręcił głową.
            Zeszliśmy na śniadanie. Mój, powiedzmy, dobry humor już się rozpłynął. Gdzie jest James? Tęsknie za Jamesem. Chcę do Jamesa. Oby tylko był cały i zdrowy…
            - Co mamy dzisiaj pierwsze? – zapytał Syriusz
            - Jak ty się pakujesz na lekcje, skoro nawet nie wiesz jakie mamy? – zapytał Lunatyk
            - Zabieram ze sobą wszystkie książki. – odpowiedział – Dowiem się, co teraz mamy?
            - Mamy transmutację. – odpowiedział Glizdogon
            - Mam nadzieję, że McGonagall nie będzie ostra… - powiedział Syriusz
            - Oby… - zgodził się Remus
Nie dowiedziałam się w końcu, czy McGonagall była ostra, czy nie. Nie pamiętałam również co działo się na pozostałych lekcjach. Wiem tylko, że mamy teraz wróżbiarstwo.
            Cały dzień nie myślę o niczym innym tylko o Jamesie i śnie na przemian. Sen był naprawdę bezsensowny. Jakaś Szamanka więzi mężczyznę, aby dowiedzieć się od niego informacji o… nie wiem o czym. Mężczyzna za to odpowiada jej, że ktoś tam panuje nad czymś „jednym”. Sens to jakiś miało, ale nie rozumiałam kontekstu ich wypowiedzi. Gdybym tą scenkę widziała od początku…
            Powietrze w klasie było ciężkie. Do tego było ciepło i duszno. Wręcz nie do zniesienia. Powoli czułam jak zamykają mi się powieki.
            Ciemniej, ciemniej, ciemniej…
            - Pytam jeszcze raz: Nad jakimi żywiołami oprócz powietrza ona panuje?! – krzyczała Szamanka w stronę mężczyzny
            - Tylko nad powietrzem. Przysięgam… - mówił ktoś słabym głosem – Niech mnie pani już nie męczy…
            - Milcz! – uderzyła Jamesa w twarz tak mocno, że z nosa mu popłynęła mu szkarłatna krew…
            - Ariana! Ariana, błagam!...
Syriusz klęczał nade mną. Obok niego stała Trelavney i okadzała mnie jakimś dymem. Cała klasa stała za nimi i patrzyła się na mnie z przerażeniem. Podniosłam się z ziemi i usiadłam na pufie opuszczając głowę w dół.
            - Whitford, wszystko w porządku? – zapytała Trelavney – Krzyczałaś przez sen.
"Nie po raz pierwszy." - pomyślałam
            - Tak, wszystko w porządku. – odpowiedziałam
            - Black, zaprowadź ją do Skrzydła Szpitalnego. Weź wasze rzeczy, bo niedługo koniec lekcji.
            - Dobrze, pani profesor. – pomógł mi wstać – Dowidzenia.
Wyszliśmy z klasy.
            Wiem, gdzie jest James. Widziałam Jamesa. Ona go torturuje. Myśli, że oprócz panowania nad powietrzem panuję jeszcze nad jakimiś żywiołami. Biedny James. To wszystko moja wina. Nie powinnam była się z nim spotykać. Wynikają z tego same nieszczęścia. Ale skąd ja miałam wiedzieć, że komuś tak zależy na moich dziwnych umiejętnościach. Skąd miałam wiedzieć, że w ogóle ktoś o tym wie?!
            - Jamesa więzi stara Szamanka. Porwała go, aby się dowiedzieć jakie moce oprócz panowania nad powietrzem posiadam. Trzyma go w Kryształowej Grocie. – powiedziałam do Syriusza na jednym wydechu.
            - Co?! Skąd ty to wiesz?!
            - Miałam sen. W sumie to nie był sen. To wszystko były takie jakby wizje. Ta pierwsza była wizją przyszłości, a przypuszczam, że pozostałe dwie działy się w danym momencie.
            - Musimy o tym wszystkim powiedzieć McGonagall! – krzyknął i nie czekając na moją opinie, wziął mnie na ręce i zaczął biec przez zamek.
            - Syriuszu, ona na pewno prowadzi teraz lekcje…
            - Faktycznie, nie pomyślałem… Idziemy do jej klasy.
Syriusz zapukał i wszedł do klasy. Ja zostałam na korytarzu. Po chwili Syriusz pojawił się z profesor McGonagall o wyrazie twarzy surowszym, niż zwykle.
            - Ariano, podobno wiesz gdzie jest James… - zaczęła
            - Tak. Jest w Kryształowej Grocie. – odpowiedziałam
            - Gdzie? – zdziwiła się
            - W Kryształowej Grocie. Wróżbici przychodzą tam, żeby rozmawiać z duchami. Duchy są podobno zamknięte w kryształach i łatwiej je o coś poprosić. – a widząc, że patrzą na mnie z politowaniem, (bardzo mało czarodziejów wierzy w skuteczność tego rodzaju magii) dodałam – Tak mi opowiadała moja ciotka Adrianne, która też jest szamanką. Mówię to, co słyszałam.
            - No dobrze, ale gdzie leży ta Grota? – zapytała mnie
            - Na północy Anglii. Łatwo ją znaleźć czarodziejom, bo ją się po prostu… czuje…
            - No dobrze, powiadomię profesora Dumbledore’a i myślę, że za kilka dni Ministerstwo wyśle grupę aurorów, aby to sprawdzili. – powiedziała McGonagall
            - Za kilka dni?! – oburzyłam się – Za kilka dni, to on może już nie żyć! Ta wariatka go TORTURUJE!!! – krzyczałam płacząc.
            - Ariano, nie możemy od tak wysyłać grup aurorów na misje, tylko na podstawie twoich snów…
            - To nie był sen, tylko wizja! W dodatku bardzo wyraźna!!!
            - Ariana, chodź musisz się uspokoić. – powiedział Syriusz – Przepraszam, pani profesor. Ona to bardzo przeżywa…
            - Dobrze, Black. Zaprowadź ją do dormitorium. Niech się prześpi…
Szliśmy do Wieży Gryffindoru. Stwierdziłam, że nie ma co się sprzeczać. Ale to jeszcze nie koniec. Muszę wymyślić, jak go stamtąd wyciągnać…
- Whitford!
Odwróciłam się na dźwięk mojego nazwiska. Za mną stały cztery Gryfońskie desperatki z Emily na czele.
            - Jak się czujesz? Czy Syriusz cię już wycałował i przeszły złe koszmary? – drwiła.
            - Nie rozumiem o co ci chodzi. – powiedziałam.
Naprawdę tego nie wiedziałam. Czemu niby Syriusz miał mnie całować, żeby mi przeszły „koszmary”?
            - Czego nie rozumiesz?! – krzyknęła Lily zapłakanym głosem – Porwali Jamesa, a ty znalazłaś sobie nowego chłopaka, tak?! Co lepsze, Syriusza Black’a – jego najlepszego przyjaciela! Jaki trzeba mieć tupet?! – po czym zwróciła się do Syriusza – A ty, to co?! Jak ci nie wstyd?! Twój przyjaciel na pewno cierpi katusze, a ty się zabawiasz z jego dziewczyną?!
            - Widzę, że wiesz lepiej, Evans. – powiedział zdegustowany Syriusz – Nie przyszło ci do twojej mądrej główki, że oboje z Arianą jesteśmy załamani?! Nie przyszło ci do głowy, że trzymamy się blisko, żeby mieć w sobie oparcie?! To naprawdę nie są skomplikowane rzeczy, Evans!
            - Syriusz, uspokój się. – szepnęłam mu na ucho
            - Tak, jasne, oczywiście! Tłumaczyć się każdy głupi potrafi! Nie myślcie, że ujdzie wam to na sucho! Oboje zdradziliście Jamesa! I jak tylko go znajdą, to o wszystkim mu powiem! – krzyczała Lily
            - Nie wiadomo, czy go znajdą. A jak go znajdą to nie wiadomo, czy żywego. – zaśmiał się przechodzący obok Snape.
Gotowało się we mnie. Stwierdziłam, że żeby nie narobić sobie kłopotów lepiej będzie jak od razu pójdę z Syriuszem do Wieży. Pociągnęłam go za rękę, ale od razu ją puściłam. Już i tak miałam dość plotek…
            Syriusz wszedł do pokoju. Ja usiadłam na łóżku i obserwowałam go. Podszedł do szafy i zaczął wybierać z niej jakieś ubrania. Rzucił je na środek pokoju. Następnie poszedł po księgi z zaklęciami i również rzucił je na środek. Podszedł do mojego kufra wyciągną kilka ubrań – rzucił na stos. Później nachylił się, aby zajrzeć pod łóżko i coś spod niego wyjął.
            - Patrz. To jest taka sakiewka, do której ile byś nie włożyła to i tak będzie lekka. Możesz tam napchać sto tysięcy różnych rzeczy, a nadal będzie w niej miejsce… - powiedział
            - Fajnie, a po co nam to?
            - No jak to po co. Musimy chyba w coś to spakować, prawda?
            - Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że idziemy po Jamesa? – niedowierzałam
            - Właśnie tak. – odparł i uśmiechnął się szeroko.

2 komentarze:

  1. piękne <3 czekam na dalsze części /M

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe. Nie mogę się doczekać, czy wizja się spełni i odda za niego życie, czy też nie.

    /Rose

    OdpowiedzUsuń