niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 6. Kac i wróżki.



Po nieprzespanej nocy wyglądałam jak siedem nieszczęść. Prince próbował mnie pocieszyć przytulając się do mojego brzucha. Wzruszało mnie to, co wcale mi nie było na rękę, bo moja twarz i tak była już za bardzo opuchnięta od łez. Nie mogłam siedzieć w miejscu. Musiałam coś zrobić. Zadziałać w jakiś sposób! Nic innego mi nie przychodziło do głowy jak po prostu przeprosić Jamesa.
Było już po siódmej, więc Huncwoci raczej wstali. Postanowiłam do nich pójść. Stanęłam przed drzwiami i z głośno bijącym w piersi sercem zapukałam. Nic. Zapukałam po raz drugi. Nic. Miałam już pukać po raz trzeci, ale w drzwiach nagle pojawił się Syriusz. Miał na sobie tylko spodnie. Oparł się o futrynę i uśmiechał do mnie. Wyglądał dużo lepiej, niż dobrze.
- Cieszę się, że przyszłaś. Doprowadzisz Jamesa do porządku. Biedny ma kaca, a Lu... Remus…  – zatrzymał się przypominając sobie o wczorajszym – … szuka na to jakiegoś zaklęcia.
- Na kaca nie ma zaklęcia. – powiedziałam – Jest eliksir. Jeśli James będzie chciał to mu go przyniosę.
- Nie wiem, czy się z nim teraz dogadasz. Nie chce nawet ze mną rozmawiać. Mówi, że boli go głowa i żebyśmy mu dali spokój. – spojrzał na mnie ze współczuciem – Wejdź.
Kiedy weszłam do ich pokoju, zauważyłam Jamesa. Leżał na łóżku na wznak, a oczy zasłaniał ręką. Dookoła łóżka walały się trzy puste butelki po Ognistej Whiskey.
            - Zasłońcie okna! Boli mnie głowa! Mam dość wszystkiego!
Kiedy przyjrzałam mu się uważniej zobaczyłam zaschniętą stróżkę krwi na ręce, którą zasłaniał oczy. Boże, co ja zrobiłam? O co ja się tak naprawdę na niego wkurzyłam? O to, że nie chciał mi powiedzieć skąd się wzięła ksywka Remusa? Naprawdę? Z drugiej strony, skoro to nic ważnego, to mogliby mi o tym powiedzieć, a nie się wykręcać! Uhh… No dobra. Jeszcze to z nimi przedyskutuję, ale najpierw sama spróbuję się dowiedzieć.
            - James, Ariana do ciebie przyszła. – powiedział Syriusz
            - Jeśli przyszła mi powiedzieć, jak bardzo mnie nienawidzi, to powiedz, żeby wyszła. – odpowiedział James
            - Nie przyszłam cię kłamać, James. Przyszłam z tobą porozmawiać.
Na dźwięk mojego głosu, James podniósł się z łóżka. Twarz miał opuchniętą i pobrudzoną krwią. Zapewne ze swojej ręki. Patrzył na nie swoimi wielkimi brązowymi oczami, w których widziałam ból. Ból i tylko ból.
            - Mogłabym was poprosić, żebyście wyszli stąd na chwilę? – zwróciłam się do Huncwotów
            - Nie ma problemu, Maleńka. – powiedział Syriusz i mrugnął, po czym zwrócił się do Remusa i Petera – Do kibla, ale już! – uśmiechnął się do mnie i zniknął za drzwiami od łazienki
Usiadłam na łóżku obok Jamesa, a on spuścił głowę i uporczywie wpatrywał się w swoje dłonie.
            - Przepraszam. – powiedziałam
Całkiem dobry początek jak na mnie, bo akurat w przepraszaniu byłam okropna. Jeszcze gorsza, niż w dziękowaniu.
            - Nie masz za co, przepraszać. – powiedział nie odrywając wzroku od swoich rąk
            - Mam. Obraziłam się na ciebie właściwie za nic. Teraz mi głupio.
            - Niech ci nie będzie głupio. Powinienem ci od razu powiedzieć, że to jest tajemnica Remusa i nie możemy jej na około rozpowiadać. – spojrzał na mnie – Ufam ci bezgranicznie, ale to Remus decyduje o tym komu możemy o tym mówić. Wczoraj wieczorem Remusa nie było, więc nie mogliśmy ci powiedzieć.
            - Wiem, James. Mam wyrzuty sumienia, że tak cię wczoraj potraktowałam.
            - Jakoś to zniosłem… - powiedział i uśmiechnął się krzywo
            - Jakoś?! James ty piłeś! – krzyknęłam
            - Wiem. Mam kaca i wyglądam okropnie, dlatego mam zamiar przespać cały dzień. Leć na lekcje zobaczymy się wieczorem. – powiedział i położył się
            - Co to, to nie, mój drogi. – powiedziałam – Zaraz ci przyniosę odtrutkę, a ty za ten czas masz się ogarnąć. Przede wszystkim zmyj tą krew.
            - Jaką znowu odtrutkę? – zapytał
            - Na kaca. – powiedziałam i wybiegłam z pokoju
Zeszliśmy na śniadanie. Nie wiedziałam jak mam się zachować w stosunku do Jamesa. Postanowiłam, że pójdę obok Syriusza.
            - Będziesz teraz unikać kontaktu ze mną? – szepnął mi na ucho James. Na szczęście ton jego głosu był żartobliwy, a nie zimny i chamski.
            - Nie, ale myślałam, że chcesz ode mnie odpocząć. – powiedziałam mu.
            - Jak mogę chcieć od ciebie odpocząć? – zapytał z uśmiechem – Chodzimy od przedwczorajszego wieczora i kłóciliśmy się już dwa razy. Niezbyt dobry początek. Do tego, od dwunastu godzin nie rozmawiałem z tobą. Stęskniłem się… - uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek
            - Ja się stęskniłem za Princem. – powiedział Syriusz - Nie widziałem go od dwóch dni, bo ty go zamknęłaś w swojej sypialni. Dlaczego ty w ogóle mieszkasz sama?
            - Mieszkałam kiedyś z taką jedną, ale… nie żyje. – powiedziałam. Doskonale pamiętam ową Jessie. Dziwną dziewczynę, która jeszcze bardziej, niż Smarkerus pasjonowała się Czarną Magią. Pewnego razu, wyczarowała w naszym pokoju Boa Dusiciela, nad którym nie potrafiła panować i…
            - Tak, pamiętam ją… Dziwne dziecko. – mówił Remus
            Dzień mijał nam w spokoju. Nie obściskiwałam się z Jamesem na każdej przerwie, bo oboje stwierdziliśmy, że to lekka przesada. Chodzimy ze sobą drugi dzień, a nie drugi miesiąc. Syriusz słysząc to powiedział, że jesteśmy staroświeccy. Tak więc lekcje mijały nam normalnie. Emily i jej koleżanki nie czepiały się, ale widać było wyraźne poruszenie, kiedy opierałam się o Jamesa. Usłyszałam też kawałek rozmowy:
            - Wczoraj się podobno pokłócili… - powiedziała do Evans Emily syczącym szeptem.
            - Gadanie! – prychnęła Lily – Widzisz jak się przytulają?
            - Nie całują się. To trochę tak jakby ich ten „niby związek” się uwsteczniał.
Różne inne plotki słyszałam jeszcze o mnie i Jamesie. On też je słyszał, ale nie przywiązywał do nich wagi. Raczej wolał się z nich śmiać. Jedna z jego ulubionych plotek głosiła, że grożę mu, że jeśli nie będzie ze mną chodził to wyjawię jego najskrytszą tajemnicę. Plotka pochodzi od przyjaciółek Emily – Jenifer i Ashley. Wiele dziewczyn zastanawia się teraz, co to za tajemnica.
            Na ostatniej lekcji mieliśmy mieć Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Cieszyłam się, bo od dwóch dni, nie byłam na dworze, a dzisiaj było bardzo ciepło jak na wrzesień. Huncwotom też brakowało słońca. Mieliśmy opiekować się kwiatowymi wróżkami, które - jak to wróżki były bardzo miłe, ale równie bardzo złośliwe. Całkiem dobrze dogadywały się z Huncwotami. Już po piętnastu minutach dokonali „świetnej transakcji” – jak to mówił Syriusz. Wyrywałam chwasty rosnące przy kwiatach, w których mieszkały wróżki, gdy nagle usłyszałam krzyk jakiegoś Ślizgona. To był Snape. Chyba ze trzydzieści wróżek trzymało go za ubranie kilka stóp nad ziemią. Wróżki niosły go w stronę źródełka. Nie było ono głębokie, ale za to woda w nim była lodowata. Mimowolnie się uśmiechnęłam. James i Syriusz zataczali się ze śmiechu. Kiedy Snape wpadł do jeziora poprzewracali się na ziemię. Widziałam jak obaj trzymają się za krocza, aby się nie zsikać ze śmiechu.
            W zamian za zimną kąpiel Snape’a. James i Syriusz musieli zrobić wróżkom trzy wieńce ze stokrotek. Nie mam pojęcia, po co wróżkom były wieńce, skoro były dwa razy większe od nich (wróżki były prawie wielkości dłoni). Huncwoci, tak samo jak ja, nie widzieli sensu robienia wróżkom tych stokrotkowych diademów. W ostateczności wróżki posypały pyłkiem zielono – białą koronę, a ona zrobiła się niebiesko – granatowa i błyszcząca. Wróżki położyły to na mojej głowie. Czułam się co najmniej dziwnie. Co lepsze słyszałam w głowie ich piskliwe głosiki, które w ogóle nie pasowały do kontekstu ich wypowiedzi:
            - Masz dobre serce, Ariano, ale jednak nie wszyscy cię cenią, tak jak my. Dostrzegamy twoje chęci niesienia pomocy innym, w końcu jesteśmy wróżkami, ale ty na pewno myślisz, że tylko psikusy nam w głowach. Mylisz się. Nagradzamy osoby, które zasłużyły na nagrodę. Ty zasłużyłaś. Dlatego bądź dzisiaj o północy przy Wodospadzie Wróżek. Leży on trzy mile w głąb Zakazanego Lasu. Do zobaczenia.
I zabrały mi z głowy to magiczne cudo. To było niesamowite. Kilka latających wróżek zakłada mi na głowę zaczarowane chwasty. Zaczynam słyszeć głosy, które mówią jaka jestem fajna. Każą przyjść w nocy do ich… siedliska, żeby mi coś dać. Co za dzień. Ostatecznie to nie mam nic do stracenia. Przyjdę. Za to na pewno na razie nie powiem nic Huncwotom. Taka mała zemsta.
            - Wyglądałaś cudownie z tym na głowie, Księżniczko. – powiedział James i uśmiechnął się
            - Dzięki. – odpowiedziałam
            Lekcje skończyły się. Dwóch Puchonów z mojego roku podbiegło do mnie i zapytało, czy dam im dwie prace na Zadowalający z Historii Magii.
            - Nic za darmo, moi drodzy. Dwie prace, dwa galeony. – oznajmiłam z chytrym uśmieszkiem
            - Chyba cię popieprzyło! Dwa galeony za jakieś dwie banalne prace?!
            - Skorą są takie banalne, to dlaczego ich nie zrobicie? – zapytałam uśmiechając się do nich uśmiechem, jak ja to mówię, czysto ironicznym.
            - Dobra, masz. – wręczyli monety – Ale lepiej przemyśl ten swój cennik, bo stracisz status największej cwaniary w Hogwarcie. No i jędzy przy okazji. – powiedział jeden z nich i uśmiechnął się złośliwie
            - Uważaj na słowa, bo na drugi raz będziesz mi buty lizał o te wypracowania.
            - Nic ci nie będę lizał. – mówił kompletnie nie wzruszony – Kupię od Evans.
            - Co? – zapytałam śmiejąc się – Od kiedy to zawsze grzeczna i idealna Evans zaczęła zarabiać na pisaniu wypracowań?
            - Ona na tym nie zarabia. Ona to robi z dobrego serca. – powiedział i westchnął
            - Ta, jasne. Zbiera cywilów do swojej armii. Przekaż jej, że polegnie jeszcze przed bitwą.
            - Co?...
            - Nic. Nie interesuj się.
Odeszłam.
            Niedobrze, niedobrze… Evans robi konkurencję. Przekonuje do siebie ludzi naśladując mnie! Trochę amatorskie, ale skuteczne. Muszę coś wymyślić. Bardzo potrzebni mi będą Huncwoci. O matko! Mam iść dzisiaj jeszcze do tego Lasu…
            Weszłam do Pokoju Wspólnego. Huncwoci jak zwykle siedzieli na fotelach przy kominku. Usiłowali odchudzić Glizdogona za pomocą jakichś zaklęć.
            - Jest sprawa. – powiedziałam, stając nad Jamesem i Syriuszem.
            - Evans cię nienawidzi, robi konkurencję, a ty powoli tracisz swój dobytek… - powiedział Syriusz nieudolnie wymachując różdżką, po czym przeniósł wzrok na mnie. – Wieści w Hogwarcie szybko się roznoszą. – powiedział z krzywym uśmiechem
            - Pomożecie mi? – zapytałam
            - Za darmo? – zapytał Syriusz żartobliwie
            -Syriusz! – zganił go Remus
            - Pewnie, że ci pomożemy, skarbie. Mów co mamy robić. – powiedział James nie zwracając uwagi na pozostałych – Masz jakiś plan?
            - Nie.
            - Zaprowadźmy je do Zakazanego Lasu i porzućmy na pastwę losu! – wykrzyknął ochoczo Syriusz.
            - Masz wolną rękę. – powiedziałam do niego – Ale zapamiętaj, że dobra zemsta, to tajna zemsta. Nawet się nie zorientują, jak je zniszczymy…
            Przeszył mnie dreszcz emocji. Nie ukrywam, że zemsta jest tym, co lubię. Znam się na tym jak inny… Nie chwaląc się oczywiście.
            - Mam plan. Niewinny, dziecinny plan…
            - Co zamierzasz zrobić? – zapytał poważnym tonem Lunatyk, chyba się mnie trochę bał. James i Syriusz pewnie też. Nie ma w tym nic dziwnego. Mówię o zemście głosem szaleńca…
            - Zamierzam zniszczyć je tak, że nikt się tego nie spodziewa… Jutro…
Odpłynęłam. Moje myśli błądziły w przyszłości. Po raz kolejny chęć zemsty zadziałała na mnie jak narkotyk. Nic innego się nie liczyło. Zemsta, przewaga, wygrana. Zemsta, przewaga, wygrana…
            W jakiś cudowny sposób znalazłam się z Jamesem na błoniach. Śmiał się i szedł obok mnie, trzymając mnie za rękę.
            - Ile mnie nie było? – zapytałam
            - Co? – zapytał zdziwiony – Byłaś tu przez cały czas…
Ciałem – bardzo możliwe…
            - A… o której godzinie siedzieliśmy w Pokoju Wspólnym? – zapytałam
            - Zaraz po piętnastej. – odpowiedział wodząc nonszalancko (jak to James) wzrokiem dookoła.
            - Więc która jest teraz?
            - Osiemnasta dwadzieścia siedem. – odpowiedział spoglądając na zegarek, który zawsze nosił ze sobą.
            - Trzy godziny…
            - Co „trzy godziny”? – zapytał wyraźnie rozbawiony moim zachowaniem
            - Nic, kochanie. – kłamstwo. Kłamałam jak z nut.
Co miałam mu powiedzieć? Że mam czasami odloty piętnasto, dwudziesto minutowe, a dzisiaj z wrażeń opuściłam ten wymiar na trzy godziny?! Przecież pomyślałby, że jestem nienormalna. Znaczy to prawda, ale lepiej żeby nie wiedział.
            - Wracamy? – zapytał James
            - Tak, jestem zmęczona…
            Po powrocie do Wieży Gryffindoru chciałam się po kryjomu wymknąć do swojego pokoju. I już byłam na schodach, gdy nagle za rękę złapał mnie Syriusz.
            - Gdzie się tak śpieszysz? – zapytał z pełnym przebiegłości, ale i rozbawienia uśmiechem
            - Idę spać. – powiedziałam idealnie odgrywając zmęczenie.
            - Czy ty masz mnie za idiotę? – zapytał lekko obrażonym tonem
            - Ciebie? Nigdy w życiu! – odparłam szczerym głosem
            - Więc nie masz mnie za idiotę, ale myślisz, że ci uwierzę jak mówisz, że idziesz spać o dziewiętnastej, tak?
Syriusz był nie tyle co zdenerwowany, co smutny. W jego szarych oczach nie pojawiły się żadne błyski. Źrenice jednak powiększyły się tak, że tęczówka była ledwo widoczna. Syriusz nigdy nie wydawał mi się taki przystojny jak w tamtej chwili. Nie potrafiłam wydusić z siebie ani słowa. Stałam i patrzyłam się w jego szare oczy. Za taki widok nie jedna dałaby krocie. Jeszcze nigdy nikt nie zadziałał na mnie w taki sposób. Zwykle to ja tak działałam na ludzi.
            - Dlaczego mnie kłamiesz? – zapytał, a głos mu się załamał pod koniec zdania
            - Syriuszu, ja nie kłamię… - mówiłam płaczliwym głosem – Po prostu boli mnie głowa.
            - To połóż się w naszym dormitorium. Bo jak zasłabniesz, to będzie cię kto miał do pani Pomfrey.
Nie było sensu się z nim dalej sprzeciwiać. Mogliby stracić do mnie zaufanie, którego całkowicie jeszcze nie mają.
            Syriusz patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem.
            - Dobrze. Położę się w waszym pokoju, tylko jest jedno pytanie – gdzie?
            - Możesz na moim łóżku, a ja się wyśpię na podłodze. – zaproponował. Jego nastrój powoli się poprawiał.
            - Zwariowałeś? Chcesz spać na podłodze, bo mnie boli głowa?
W rzeczywistości oczywiście z moją głową było wszystko w porządku. Stwierdziłam jednak, że mówienie Syriuszowi, że idę się przygotować na nocny wypad w głąb Zakazanego Lasu nie byłoby pożyteczne. Głównie dlatego, że chciałby wraz z Jamesem iść ze mną.
            - No dobrze. W takim razie James będziesz spała z Jamesem.
            - Skąd wiesz, czy się zgodzi? – zapytałam. Była to oczywiście gra na zwłokę.
W rezultacie Syriusz patrzył na mnie z politowaniem. Co jak co, ale Jamesa do dzielenia z kimś łóżka namawiać nie trzeba.
            - Jeżeli się nie zgodzi, to zawsze możesz spać w moim łóżku. – powiedział i mrugnął do mnie – No to w takim razie idź do naszego dormitorium i się połóż, a my niedługo przyjdziemy.
            - E… dobra, ale może mnie zaprowadź, bo to trochę będzie dziwnie wyglądać, że jak gdyby nigdy nic wchodzę sobie do waszego pokoju…
            - Uważasz, że jeśli ktoś zobaczy, że wchodzisz ze mną do pokoju, to będzie lepiej? – zapytał rozbawiony
            - Fakt. – zgodziłam się – Nie pomyślałam.
            - Oczywiście jeśli chcesz, to ja mogę cię zaprowadzić… - powiedział z łobuzerskim uśmiechem – Mogę ci nawet kołysankę zaśpiewać…
            - To ja pójdę sama. – powiedziałam i zaczęłam iść do sypialni Huncwotów.
Po drodze (dzięki Bogu) nikogo nie spotkałam.
            W pokoju Huncwotów był okropny bałagan. Porozrzucane wszędzie ubrania, bielizna (czysta i brudna), zwoje pergaminu, pióra, atrament i inne. Jak ja mogłam wcześniej na to nie zwrócić uwagi. No trudno… Nie miałam głowy na sprzątanie. Wyglądało na to, że nie zjawię się dzisiaj u wróżek. Może to i dobrze… Może to był ich kolejny psikus, może to co chcą mi dać jest bezużyteczne i bezwartościowe? Czy warto ryzykować stosunki z przyjaciółmi dla jakiejś nagrody? Pewnie, że nie. Choćby miały to być wszystkie bogactwa podziemi Gringotta, nie pójdę...

6 komentarzy:

  1. Świetne!!! Stworzyłaś wspaniałą historię. Naprawdę masz talent. Nie mogę się doczekać co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;3 Nie masz pojęcia, jak miło mi to czytać <33 - Autroka

      Usuń
  2. Tak jak już pisałam pod poprzednią częścią - to jest idealne <3, tylko szkoda, że takie krótkie :( Wyczekuje dalszych rozdziałów ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idealne? :O Miło mi to czytać, ale zawsze da się coś udoskonalić ;) Mimo wszystko cieszę się, że Ci się podoba ;* - Autorka

      Usuń
  3. To znowu ja! Oczywiście wszystkim za mną tęskno, BOYA!
    Czy Ty chcesz zrobić to, o czym myślę? ;o Syriusz zostanie miłośnikiem, kochankiem, bądź drugim chłopakiem(członkiem haremu[?]) Ariany? NO NIE! Jeżeli to zrobisz, będę pewna, że jesteś moją mentalną bliźniaczką.
    Czekam na kolejne rozdziały! ~~~~~~~~~~~ takbardzoszalonajawciążbeznazwy

    OdpowiedzUsuń