Następnego
dnia obudził mnie Prince, liżąc mnie po twarzy.
- Cześć, Mały. – przywitałam się z
nim – Widzę, że odkąd ciebie mam, nie muszę nastawiać budzika. – zaśmiałam się,
a on zaszczekał na to. Najwyraźniej się ze mną zgadzał. – Muszę się szybko ubrać.
Syriusz pewnie już umiera z tęsknoty za tobą.
Za
słowo Syriusz, Prince zeskoczył z łóżka, podbiegł do drzwi i zaczął je drapać.
Najwyraźniej to była miłość z odwzajemnieniem. Chyba powinnam być zazdrosna.
Umyłam się szybko i ubrałam. Przez
okno wpadały jasne promienie wrześniowego słońca. Mam nadzieję, że znajdę czas,
żeby posiedzieć na błoniach z Jamesem. Znaczy ja znajdę na pewno, tylko czy James
znajdzie? Dzisiaj prawdopodobnie czekał mnie bardzo ciekawy dzień. Według planu
dzisiaj powinny mnie dołować i denerwować. Nie wyobrażam sobie w tej roli Lily.
Zarzuciłam torbę na ramię i spojrzałam na wiszący na ścianie zegar była… szósta
pięćdziesiąt? Na serio? Nie mogłam wstać wcześniej. Postanowiłam pójść obudzić
Huncwotów, bo na pewno jeszcze śpią. Prince’a zostawiłam w pokoju nie zamykając
go na klucz. Nawet Emily kierowana chęcią zemsty nie odważy się tam wejść.
Drzwi do pokoju Huncwotów były
zamknięte. Dla czarodziejki to nie problem. Machnęłam różdżką. To wystarczyło.
Opanowałam już całkiem dobrze zaklęcia niewerbalne. Drzwi otworzyły się.
Weszłam do środka. Zobaczyłam, że wszyscy Huncwoci, nawet Remus, śpią. James
spał na brzuchu z rękami obok głowy. Syriusz spał w poprzek łóżka z poduszką
między nogami i kołdrą w rękach. Wolałam nie myśleć, co on robił w nocy. Remus
spał na boku, po prostu. W żadnej nietypowej pozycji. A Peter najwyraźniej
spadł w nocy z łóżka, bo leżał na
podłodze. Szkoda mi było ich budzić, no ale… Miałam już pomysł jak ich obudzić.
Zamknęłam drzwi tak, aby nikt nie mógł ich otworzyć. Tylko tego mi brakowało,
żeby ktoś usłyszał, że tu jestem. Torbę odłożyłam w kąt i zaczęłam ściągać po
kolei wszystkie swoje ubrania, aż do bielizny. Dla lepszego efektu postanowiłam
zsunąć jedno ramiączko od biustonosza. Tak przygotowana weszłam do Jamesa pod
kołdrę. Ale tam było ciepło. No, to pora zaczynać przedstawienie.
- Och, James! Jesteś… och… o matko…
tak, tak! Mhm, o tu, właśnie tak! Jesteś cudowny… - powoli zaczynali się
budzić. Peter walnął się głową o swoją nocną szafkę, Remus wstał z poranną miną
tak samo jak Syriusz, dopiero po kilku sekundach zrozumieli całą sytuację i
oczy powychodziły im z orbit. Tak samo Jamesowi. Na szczęście w porę do niego
mrugnęłam, bo by wszystko popsuł.
- Och, kochanie. Ostatnie kilka
godzin było niesamowite… - jakby tego było mało zaczął się nade mną ruszać w
dół i w górę. Ja przez ten czas tylko krzyczałam „Och” i „Ach”. Wykonałam ruch,
który miał przypominać zakładanie majtek i wyszłam spod kołdry Jamesa. Mina
Syriusza była nie do opisania. Tak samo jak reszty Huncwotów. Za to James
założył ręce za głowę i wyglądał na zadowolonego z siebie.
- Czy wy…? – zaczął Syriusz
- Mhm. – powiedział James z
zamkniętymi oczami uśmiechając się do siebie. Był świetnym aktorem.
- Wy macie dopiero czternaście
lat!!! – wykrzyczał Peter. Boże… on miał jakąś obsesję…
- Nie matkuj mi tu, Peter. Wiem ile
mam lat. – powiedział James, robiąc obrażoną minę. Wstał z łóżka i mrugnął do
Syriusza i Remusa ustawiając się wcześniej tak, aby Peter tego nie widział. Po
czym oświadczył – Przepraszam, idę się umyć po taki wysiłku jestem strasznie
spocony… - a po drodze do łazienki szepnął do mnie – Budź mnie tak codziennie,
Księżniczko. – i pocałował w policzek.
Zaczęłam się ubierać. Machnęłam
różdżką, żeby pościelić łóżka Huncwotów i usiadłam, żeby poczekać, aż się
ogarną. O siódmej trzydzieści zaczęliśmy schodzić na śniadanie. Przechodząc
przez Pokój Wspólny zauważyłam pierwsze oznaki realizacji planu Emily.
- Ariana, co ty na siebie włożyłaś?!
– wykrzyknęła, a w Pokoju zaległa cisza.
- Szatę. Masz na sobie identyczną. –
odpowiedziałam. Niektórzy zaczęli się śmiać.
- Ja w niej wyglądam o wiele lepiej.
– powiedziała z chytrym uśmieszkiem
- Naprawdę? Gdzie tak przeczytałaś w
artykule Bezguścia Top10, czy Modni Inaczej? – zapytałam, a ona w tamtym
momencie przestała się uśmiechać.
- Zamknij się! Nie masz urody, ani
rozumu za grosz!
Ha!
Rozwścieczyłam ją! Nie mogłam się tego doczekać.
- Powiedz mi tak zanim przyjdziesz z
prośbą o zawiązanie buta. – odpowiedziałam jej. Chcąc uniknąć ośmieszenia
bliskiej płaczu przyjaciółki Lily włączyła się do rozmowy.
- Tylko tak mówisz! Skoro jesteś
mądrzejsza od wszystkich tu zgromadzonych, to dlaczego nigdy nie widziałam cię,
abyś kiedykolwiek zgłosiła się do odpowiedzi albo zrobiła coś wymagającego
wielkich umiejętności, które rzekomo posiadasz?! – krzyknęła, a wszystkie oczy
skierowały się na mnie.
- Och, Lily… Ja wcale się nie uważam
za mądrzejszą od wszystkich. Jestem tylko sprytniejsza i bardziej przebiegła na
przykład od ciebie. Choć wiesz co… Nie. Masz rację. Jestem mądrzejsza od was
czterech. – powiedziałam wskazując palcem na nią, Emily, Jenifer i Ashley –
Tylko kompletne idiotki zgubiłyby to… - i wyjęłam z kieszeni szaty kartkę z ich
planem.
- Skąd to masz?! – wykrzyknęła Lily
- Znalazłam przy kanapie, na której siedzą
twoje koleżanki. – powiedziałam i wskazałam palcem na Jenifer i Ashley, kątem
oka zobaczyłam jak Vivian też się uśmiecha.
- Oddaj to! – krzyczała Evans
- Bo? – zapytałam i uśmiechnęłam się
jeszcze szerzej.
- Bo pożałujesz! – wyjęła różdżkę i
rzuciła zaklęcie tak szybko, że nikt nie zdążył zareagować. Oprócz mnie.
Odepchnęłam od siebie zaklęcie krzyżując przed sobą ręce. Dobrze wiem, że nie
znała takiej magii. Myślała, że mnie zaskoczy. Idiotka. Pozostałam w pozycji ze
skrzyżowanymi rekami tak długo, aż każdy zdążył się napatrzyć.
- I nigdy więcej tego nie rób,
Evans, bo może ci się stać krzywda… - i wyszłam ciągnąc za sobą Jamesa, który
był uśmiechnięty od ucha do ucha. Za nami szli Huncwoci. Po chwili dogoniły nas
Vivian i Cornelia.
- To było świetne. Cudowne po
prostu! Ale chyba ich nie przestraszyłaś do końca. – mówiła Vivian
- Tak. Słyszałyśmy jak szepczą, że
na pewno pomyślisz, że wymyślą nowy plan. Postanowiły, że będą się trzymać
starego. – dodała Cornelia
- Dzięki, dziewczyny. Pomogłyście
mi, mam u was dług. – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Wiecie jak szybko musimy zjeść
śniadanie?! – gorączkował się Remus – Jest już siódma czterdzieści pięć!
- Dobrze, Luniaczku. Jak sobie
życzysz. – powiedział James i mrugnął do Syriusza. Obaj przewrócili go, złapali
za nogawki i zaczęli ciągnąć przez Salę Wejściową. Taszczyli go tak, aż do
samiutkiego stołu. Widząc to profesor McGonnagall odjęła Gryffindorowi pięć
punktów.
- Możemy usiąść z wami? – zapytała
mnie Vivian
- Pewnie. – odpowiedziałam i
zaczęłam jeść.
- Spokojnie, Lunatyku, do klasy
zaciągniemy cię za ręce. – powiedział James
Na Zaklęciach Flitwick kazał schować
różdżki. Większość osób, znaczy wszyscy oprócz mnie, byli zdziwieni. Pierwszy
temat obejmował bardzo proste zaklęcia bez używania różdżek. Wymagało to
ogromnego skupienia. Ale cóż, nikt nie był na tyle mądry, żeby chociaż
pooglądać obrazki w podręczniku. Mieliśmy wyczarować w rękach kulkę światła. Mi
udało się za pierwszym razem. Tak samo jak Lily. Flitwick nagrodził nas obie
dziesięcioma punktami. Kiedy już wszystkim się udało. Nawet Peterowi. Mieliśmy
rzucić kulą światła i trafić do szklanych pojemników wiszących nad naszymi
głowami, ale żeby tak łatwo nie było, pojemniki co chwilę zmieniały miejsce. Mi
udało się za pierwszym podejściem. Tym razem pomogłam sobie troszeczkę moją
władzą nad powietrzem. Vivian „niechcąco” trafiła Jenifer, a Cornelia równie
„niechcąco” trafiła w Ashley. To natchnęło mnie żeby się zabawić, bo skoro
zostałam nagrodzona od Flitwicka kolejnymi dziesięcioma punktami, to myślę, że
mi się należy trochę rozrywki po tak produktywnej pierwszej lekcji. Na początek
Huncwoci. Każdy z nich za drugim razem trafił kulką do szkła. Nawet Peter.
James spojrzał na mnie podejrzliwie i usiadł koło mnie po przedwcześnie
ukończonym zadaniu.
- Co ty robisz? – zapytał, śmiejąc
się
- Ja? Bawię się. – odpowiedziałam –
Skąd wiesz, że to ja?
- Starałem się trafić w Syriusza, a
nie w to szklane, więc… - śmiał się – I tym bardziej się zdziwiłem jak zobaczyłem,
że Glizdogon też trafił. Patrz, cieszy się jak dziecko.
- Same dobroci. – mówiąc to trafiłam
kulami Vivian i Cornelii – Patrz teraz. – po tym jak to powiedziałam sprawiłam,
że kula Emily ominęła szerokim łukiem szklany pojemnik i uderzyła w regał z
książkami z taką siłą, że wszystkie pospadały. Później przyszła kolej na Lily,
jej kula zaczęła ganiać Flitwicka po klasie, aż w końcu rozbiła jego wieżę z
książek, na której zawsze siedział. Jenifer i Ashley jak idiotki zaczęły biegać
za swoimi kulami, więc zawróciłam kulę Jenifer tak, aby leciała prosto na kulę
Ashley i… bęc. Lily zaczęła się na mnie podejrzliwie patrzyć, więc ja zaczęłam
śmiać się do Jamesa, niby z jakiegoś świetnego kawału, który mi właśnie
opowiedział. Niemal czułam jak podejrzliwość Lily ustępuje miejsca gniewowi.
Emily znowu wróciła do ćwiczenia rzutu świetlaną kulą więc ja posłałam kulę do
jakiegoś Puchona i zmusiłam ją do latania wokół jego głowy. Lily tym
nieustającym patrzeniem się na mnie zmuszała mnie do kierowania kulą bez
patrzenia na nią.
- Tak też umiesz? – pytał James,
który jako jedyny oprócz mnie wiedział co się dzieje i w jaki sposób się to
dzieje.
- Umiem o wiele więcej, niż ci się
wydaje, kochanie. – zaśmiałam się, a on spłonął rumieńcem – Co ja takiego
powiedziałam, że się rumienisz?
- Po raz pierwszy w życiu do mnie
„kochanie”.
Nie
miałam pojęcia, co mu na to odpowiedzieć, więc się uśmiechnęłam. Nagle Flitwick
machnął różdżką i wszystkie światełka i
szklane pojemniki zniknęły.
- Lekcja poszła trochę gorzej, niż
planowałem. Znaczy niektórzy radzili sobie świetnie, na przykład panna
Whitford. Ci, którym udało się trafić do moich szklanych skrzyni, mogą być z
siebie zadowoleni. Natomiast ci, którym się nie udało mają za zadanie ćwiczyć,
ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Jutro powtórzymy tę lekcję. Dowidzenia.
- Fajna lekcja. – powiedział Syriusz
– Widzieliście jak biegały za tymi kulami, hahaha.
- Muszę ci zepsuć humor, Syriuszku.
Teraz dwie Historie Magii. – powiedziałam
- Może być gorzej? – zapytał
Syriusz, którego opuścił entuzjazm
- Pewnie. Może jeszcze nie wiesz,
ale mamy ze Ślizgonami…
- Ooo, Smarkerus. Tak dawno go nie
widzieliśmy. – rozczulał się James
- Tak, te jego tłuste włosy... –
dodał Remus
- Myślałam, że jesteś za
wszechobecną tolerancją w Hogwarcie. – powiedziałam
- Tak, ale Ślizgoni są ewenementem.
– odpowiedział i uśmiechną się
- Ile jeszcze minut do lekcji,
Luniaczku? – zapytał James
- Nie mów tak na mnie. –
odpowiedział mu – A do dzwonka jest… cztery minuty.
- Cudownie. – powiedział, delikatnie
popchnął mnie do ściany i zaczął całować.
Ach,
wszyscy patrzą… Nie jestem do tego przyzwyczajona, za to James na pewno… Kątem
oka zauważyłam Emily jak kieruję różdżkę w moją stronę, oderwałam się od
Jamesa, ale ona była pierwsza. Zdziwiłam się, dlaczego jej zaklęcie, nas nie
dotknęło. Spojrzałam w prawą i zobaczyłam, że Vivian i Cornelia stoją z
uniesionymi różdżkami i uśmiechają się.
- Nie ma za co. – powiedziała
Cornelia i mrugnęła do nas – Obściskujcie się dalej. – zaśmiała się i odeszła
James
uśmiechnął się i powrócił do całowania mnie. Obejmował mnie w talii, a ja
zaplotłam mu swoje ręce wokół szyi. Było całkiem przyjemnie. Powoli zaczęłam
się przyzwyczajać do spojrzeń przechodzących osób. Wszyscy mieli zszokowane
miny widząc mnie w objęciach Jamesa. Wszyscy wiedzieli o tym, że James kochał
się w Lily. Podejrzewam, że nawet Dumbledore to wiedział.
Ze zmysłowych pocałunków wyrwał nas
dzwonek.
- Idziemy na lekcje, Skarbie. –
szepnęłam mu
- Nie… Proszę, jeszcze chwilkę… Tak mi dobrze…
- Chodź… Mamy przed sobą całe
popołudnie. - powiedziałam.
- No dobra. – powiedział i poszliśmy
do stojących pod klasą Huncwotów
Syriusz
i Snape stali naprzeciwko siebie z wyciągniętymi różdżkami. Obok Snape’a stała
jeszcze Lily, więc ja stanęłam obok Syriusza.
- Co znowu, do cholery? – zapytałam
- Vivian powiedziała… kilka słów do
Lily, a on wyczarował węża, który natarł na nią i Cornelię. Poszły z Binns’em
do pani Pomfrey, a my mamy tu czekać.
- Nasz kochany Severus znowu
popisuje się Czarną Magią? – zapytałam i spojrzałam na niego z uśmiechem.
- To nie była żadna Czarna Magia! –
krzyknęła Evans
- A ty dużo wiesz. – żachnęłam się –
Syriusz, opuść różdżkę.
- Nie.
- Opuść różdżkę mówię! – krzyknęłam,
nie miałam ochoty na tracenie punktów. Opuścił. – Ty też schowaj ją, Snape.
- Ani mi się śni. – krzyknął i
zaatakował mnie i Syriusza. Odepchnęłam jego czarno magiczne zaklęcie z taką
szybkością i mocą, że razem z Lily odlecieli trzy metry w tył.
- Ariana! – byłam jedyną uczennicą,
do której profesor McGonagall zwracała się po imieniu – Co tu się dzieje?!
- To było konieczne, pani profesor.
– powiedziałam z powagą – Snape chciał się popisać swoimi umiejętnościami oraz
znajomością Czarnej Magii i zaatakował najpierw Vivian i Cornelię, nasyłając na
nie wielkiego węża, wskutek czego profesor Binns musiał zaprowadzić je do
Skrzydła Szpitalnego, później zaatakował
mnie i Syriusza, ale odparłam atak, co właśnie pani widziała.
- Dobrze. Minus trzydzieści punktów
dla Slytherinu. Daj mi różdżkę Snape, -
machnęła nią – zaklęcia, które jak widzę spowodowałoby dwutygodniową śpiączkę.
Za takie coś powinnam odjąć Slytherinowi sto trzydzieści punktów, a nie
trzydzieści. Zaraz idę do profesora Slughorna powiedzieć mu o twoich wybrykach.
Czy wiesz, że to zaklęcie w najgorszym wypadku mogłoby spowodować jej śmierć?!
Powiedz mi tylko jeszcze, Ariana, po co odpychałaś swoją tarczą Evans?
- Stała przy nim i trzymała jego
stronę, ale odepchnęłam ją nieumyślnie, pani profesor.
W tamtym momencie pojawił się
profesor Binns. Suną bezszelestnie w powietrzu. Był to jedyny w Hogwarcie duch
wśród nauczycieli.
- Co tu się dzieje, Minerwo? –
zapytał
- Już nic, załatwiłam problem.
Dowidzenia.
- Dowidzenia, dowidzenia… No dzieci,
wchodzimy szybko do klasy, bo zmarnowaliśmy piętnaście minut naszej lekcji…
- Przez te piętnaście minut mógłbym
się z tobą całować – szepnął mi James na ucho
- Gdybyśmy się nadal całowali, to
Syriusz mógłby leżeć w śpiączce przez najbliższe dwa tygodnie… albo całe życie.
– powiedziałam
Zapowiadała się nudna historia
magii. Wszyscy siedzieli, choć raczej leżeli na ławkach. Peter usnął oparty na
ławce i już zaczynał chrapać, ale na całe szczęście Remus, rzucił na niego „Silencio”. Syriusz i James ziewali. Hmm…
Co by tu zrobić ciekawego? Mam być bardzo wredna, czy może tylko troszkę
wredna. Hmm… Chyba ta druga opcja będzie lepsza. Dzisiaj już za dużo osób było
narażonych na długoterminowy pobyt w Skrzydle Szpitalnym. Wyjęłam różdżkę,
zobaczywszy to James, który siedział po mojej prawej uśmiechnął się. Aby nie
zakłócać idealnej ciszy, użyłam zaklęcia niewerbalnego. Lily Evans od razu
czknęła. James musiał się postarać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Czknęła po raz
drugi. Coraz więcej osób zaczęło unosić głowy. A co mi tam! To samo zaklęcie rzuciłam
na Veronicę Holloway, uważaną za Ślizgońską piękność, ale ja i tak wiedziałam,
że oczu mi zazdrości. Veronica zaczęła czkać i czerwienić się jak burak.
No to teraz jakiś chłopak. Może… Snape? Jedno machnięcie różdżką i Smarkerus
zaczął podskakiwać na krześle czkając. James dusił się ze śmiechu. Widząc,
zdezorientowaną, ale i rozbawioną minę Syriusza, szturchnął go. Obaj spojrzeli
na mnie uśmiechając się od ucha do ucha. No dobra… Już ostatnia osoba… Emily
nie może być, bo będzie wiadomo, że to ja, ale jakiś Ślizgon… O ten! Nawet go
nie znam. I już czka sobie jak inni.
- O co chodzi? – zapytał Binns ze
spokojem – Dlaczego wszyscy… czkacie?
Nikt
mu nie odpowiedział.
- Czy ktoś potrafi to cofnąć? –
zapytał Binns
Nie
mogłam tego zrobić ja. To było by zbyt oczywiste. Napisałam, więc na kartce
„Finite Incantatem” i podałam ją do Jamesa. Wziął pióro i odpisał: „Nie zrobię
tego. Pierwszy raz w życiu widzę na oczy to zaklęcie. Tylko się ośmieszę…”.
Musiał to zrobić. Co prawda jest to zaklęcie na poziomie owutemów, ale
wiedziałam, że jeśli mu o tym nie powiem, to da radę. Odpisałam mu na to:
„Proszę. Chociaż spróbuj…”. Podsunęłam mu ją pod nos, a on przewrócił oczami.
Odpisał mi „Dla ciebie wszystko”. Bez dłuższego zastanawiania się wstał i
powiedział:
- Ja mogę spróbować, profesorze.
Wszystkie
oczy skierowane na niego. Podniósł różdżkę, celując w Evans i powiedział:
- Finite Incantatem.
Czkawka
Lily od razu ustała. James nabrał pewności siebie i po kolei odczarowywał
każdego „zarażonego” czkawką. Binns patrzył na niego z wielkim podziwem. Jak
każdy oczywiście.
- No, no, Potter. Jestem pod wrażeniem.
– pochwalił go Binns – Jedno z trudniejszych zaklęć. Uczy się go dopiero w
klasie owutemów. Zaskoczyłeś mnie. Plus piętnaście punktów dla Gryffindoru.
Muszę zapamiętać, aby cię pochwalić do profesor McGonagall. Usiądź już.
Dziękuję. Wracamy do lekcji!
Siadając James wyglądał jak
oniemiały szybko wziął kartkę i napisał „Owutemy?!
Tego zaklęcia uczy się w klasie owutemów?!”. Przeczytałam kartkę i
uśmiechnęłam się. Mam nadzieję, że Snape’owi zrobiło się głupio. Odpisałam
Jamesowi „Wiedziałam, że jak ci powiem,
to nawet nie spróbujesz. Ale żebyś mi się z tym nie obnosił jasne?”. Podsunęłam mu
kartkę, a on się zaśmiał i odpisał mi: „Jasne,
jasne… Mam lepsze powody do obnoszenia się i zadzierania nosa.”. Już się
bałam… „Jakie?” Wziął ode mnie kartkę
i odpisał „Chodzę z najpiękniejszą
dziewczyną w Hogwarcie i wszyscy mi zazdroszczą”. „Kiedy ten dzwonek? Chcę na
ścianę z tobą.” James czytając to, zaśmiał się, szturchnął Syriusza i
wskazał mu linijkę, którą ma czytać. Syriusz po przeczytaniu zaśmiał się i
pogroził mi palcem. Uśmiechnęłam się i wzięłam kartkę od Jamesa, który zdążył
już odpisać „Trzy minuty, Księżniczko”.
Wzięłam kartkę do ręki i włożyłam ją na dno torby. Czekałam, czekałam…
DZWONEK!!! Nareszcie!
Wyszliśmy pod klasę. Nie było sensu
iść gdzieś indziej, ponieważ czekała nas kolejna godzina Historii Magii. Tym
razem raczej spokojna. Po wyjściu na korytarz zaczęliśmy rozmawiać. Ja, James,
Syriusz, Remus i Peter.
- Jak to zrobiłeś? – zapytał Jamesa
Remus – Dałbym sobie uciąć rękę, że nie znasz tego zaklęcia. Byłem tego więcej,
niż pewien!
- Luniaczku nie pomyliłbyś się. To
Ariana napisała mi na kartce nazwę tego zaklęcia. – powiedział James i
pocałował w czoło
- Dlaczego sama ich nie
odczarowałaś? – zapytał Syriusz
Odpowiedź
na to pytanie szepnęłam mu na ucho. Dzień jak do tej pory mijał mi bardzo miło.
Taak… Jak do TEJ pory. Bo właśnie w TEJ chwili do Jamesa podbiegła Evans i
rzuciła mu się w ramiona.
- James! Jejku, strasznie ci
dziękuję! Czułam się jak kompletna idiotka czkając na całą klasę. Nie mogłam
przestać! To było okropne! Nie wiedziałam, że jesteś tak utalentowany
czarodziejem! Chciałbyś ze mną pójść się przejść na błonia po lekcjach?
Gotowało
się we mnie. Nienawidziłam jej coraz bardziej. Syriusz złapał mnie za ramię.
Może i dobrze. Gdyby nie on, oczy bym jej chyba wydrapała. James wyraźnie
zdegustowany odpowiedział:
- Wybacz, ale mam na dzisiaj plany.
– odpowiedział i uśmiechnął się do niej. Uśmiech ten był krzywy. Zupełnie jak
nie Jamesa.
- Nie słyszysz? – zapytałam – James
ma na dzisiaj plany. Możesz sobie iść.
Słyszałam
jak Syriusz się śmieje. Zazdrościłam mu, że bawi go ta cała sytuacja. Dla mnie
bynajmniej to wcale nie było śmieszne.
- Widzę, że się do ciebie
przyczepiła Ariana. – mówiła do niego, jak do starego przyjaciela, nie
zwracając uwagi na mnie. Irytowało mnie to. – Jakbyś miał jej dosyć to wiesz
gdzie mnie znaleźć.
Mrugnęła
do niego i pocałowała w policzek. Syriusz trzymał mnie za ramię tak mocno, że
aż mnie zaczynało boleć. James wziął mnie za rękę.
- Choć na tą ścianę, Kotku. –
powiedział i pociągnął mnie za sobą. Zeszliśmy po schodach w dół. Usiadł na
podłodze i kiwał na mnie palcem.
- No chodź… Na co czekasz? – zapytał
- Dlaczego nie mogliśmy zostać tam?
– zapytałam, ignorując wcześniejsze pytanie.
- Miałem wrażenie, że nie podoba ci
się obściskiwanie na oczach ludzi. – powiedział i wstał z podłogi.
- Dlaczego nic jej nie powiedziałeś?
– zapytałam, zmieniając lekko temat.
- Komu? – James wydawał się być
zdezorientowany, nie rozumiałam tego, skoro przed chwilą dostał to, za co
jeszcze kilka dni temu dałby dziesięć galeonów – uznanie Lily.
- Evans, a komu.
- Powiedziałem jej przecież, że mam
inne plany.
- James. Ona myśli, że ci się podoba
i że całujesz się ze mną tylko po to, żeby wzbudzić jej zazdrość!
- Tylko mi nie mów, że ty jesteś
zazdrosna...
Jak
mogłam nie być zazdrosna? Byłam zazdrosna! Jak cholera, byłam o nią zazdrosna!
- Przecież ja nic nie zrobiłem! Jak
możesz być zazdrosna?!
- James! Jeszcze dwa dni temu ciąłeś
się żyletką z miłości do niej! Mam nie być zazdrosna?!
- No, może i masz rację... Przepraszam. Powinienem ci
bardziej dać do zrozumienia, że na tobie mi zależy… - przytulał mnie
- Dobra, dobra… Okej…
- Rozumiem, Księżniczko… Ale
pamiętaj, że kocham tylko i wyłącznie ciebie. -pocałował mnie
- Będziesz mnie kochał bardziej,
jeśli ci powiem, że to ja wrzuciłam w tamtym roku Snape’owi do torby panią
Norris? – zapytałam
- To byłaś ty?! Muszę powiedzieć
Syriuszowi! Ale później…
Wziął
mnie na ręce i zaczął całować. Wydawało mi się, że trwało pięć, może dziesięć
sekund i zadzwonił dzwonek na kolejną Historię Magii. Nawet połowa dnia nie
zleciała, a tu tyle się wydarzyło. Zdążyłam się powyzywać z Emily i Lily,
zaczarować na złość ich kulki światła, rzucić na nich urok czkawki, zrobić z
Jamesa bohatera, pokłócić się z nim i pogodzić. Mówiłam, że to będzie bardzo
ciekawy i pracowity dzień. Szczególnie, że po godzinie spania na Historii Magii
dostaliśmy pracę domową na półtorej stopy, którą mamy oddać w czwartek.
Wróżbiarstwo było na drugim końcu zamku, więc nie mieliśmy czasu na
obściskiwanie się. Swoją tęsknotę musieliśmy zaspokoić chodzeniem za rękę. Tak,
właśnie tak. Szłam z Jamesem za rękę przez calutki zamek, aż do obleśnego
pokoju Kasandry Trelawney.
Klasa była wypełniona zapachem
różnych kadzidełek, ziół i tak dalej. Było duszno. Jakby nie otwierała okien od
początku wakacji, albo i jeszcze dłużej. Wszędzie po rozwieszane były jakieś
zasłony i prześcieradła. W około paliły się świece. Wszystko to dawało efekt
śmierdzącej klitki. Właściwie jedyne co lubiłam na lekcjach Wróżbiarstwa to to,
że siedzieliśmy na podłodze, a dookoła porozrzucane były koce i poduszki.
Trelavney na pewno zajrzała w głąb umysłu i przewidziała, że wszyscy będą spać
na jej lekcjach.
Tak jak przypuszczałam, lekcja była
nużąca i bezużyteczna. Wychodząc z jej pokoju uczniowie zasłaniali oczy od
światła bijącego przez okna zamku. Na lekcjach u Trelavney zawsze panowała
ciemność. Nie całkowita. Taki ciemny półmrok. Trelavney zadała nam do domu
wypracowanie, jak wpłynąć na sen. Wypracowanie
na ocenę Wybitną leżało w moim pokoju w szufladzie biurka. Pilnował go Prince.
Właśnie… Ciekawe, co teraz robi. W sumie, co może robić szczeniak? Albo śpi,
albo gania własny ogon. Chociaż Prince był na tyle mądry, że nie zdziwiłabym
się, gdyby czytał książki.
Czekały nas teraz
Eliksiry. Nie cierpiałam tego przedmiotu. Nie dlatego, że był trudny, czy że
źle sobie radziłam. Evans na eliksirach mogła robić co jej się żywnie podobało.
Oczywiście nie robiła tego, bo wolała pozostać grzeczną i skromną (z pozoru)
Gryfonką.
- Matko, nienawidzę Eliksirów. –
mówił James – Nigdy nie wiem jak, co zrobić, co gdzie dolać i co jak mieszać.
To jest zbyt skomplikowane!
- Siądź z Arianą, to będziesz miał
W. – podpowiedział Remus
Na
Eliksirach nie wydarzyło się prawie nic. Tak. Oprócz tego, że James podpalił
„niechcąco” szatę Snape’owi, to nic.
- Ta szata, to miała być taka zemsta
za to, że chciał mi cię zabić. – szepnął mi do ucha James
Mieliśmy
przyrządzić Eliksir Łez. Udało mi się. Jamesowi i Syriuszowi też. Z moją
maleńką pomocą. Po Eliksirach mieliśmy obiad i godzinną przerwę. Ja i James
zjedliśmy szybko, żeby równie szybko wyjść się poobściskiwać na oczach Emily i
reszty, bo podobno siedziały w Pokoju Wspólnym. Tak więc razem z Jamesem
poszłam do wieży Gryffindoru. Siedziały na podłodze przed kominkiem odrabiając
pracę domową z Historii Magii. Usiedliśmy na nieco oddalonej od nich kanapie i
wtuleni, w siebie zaczęliśmy się całować. Po kilku sekundach usłyszeliśmy głos
Evans:
- James… – jęknął na dźwięk swojego
imienia, wypowiedzianego z jej ust –
Mogłybyśmy dzisiaj wieczorem wpaść do waszego pokoju?
- A niby po co? – zapytał wciąż
oplatając mnie rękami
- Pogadać, pograć w butelkę…
Cokolwiek. – powiedziała uśmiechając się. Emily też się uśmiechała, ale
patrzyła nie na Jamesa, tylko na mnie i nie uwodzącym wzrokiem, tylko
nienawistnym.
- Nie. Nie mam ochoty… a ty,
Kochanie? – zapytał mnie. Na słowo „kochanie” Lily miała minę, jakby miała się
rozpłakać – Masz ochotę na ich towarzystwo?
- Nie bardzo… Możecie wpaść i się
popatrzyć jak my gramy. – powiedziałam i mrugnęłam do nich. Tak o. Żeby je
wkurzyć.
- Nie. Nie mamy ochoty przebywać z
tobą w jednym pomieszczeniu. – powiedziała Lily i się skrzywiła.
- Nie? No to się odpierdolcie. –
powiedziałam i zaczęłam całować Jamesa
Zbliżała
się już trzynasta trzydzieści, więc poszliśmy na Transmutację. Tą lekcję mieliśmy
z Krukonami. Mieliśmy zamienić świeczkę w figurkę słonika. Za pierwszym razem
udało się tylko mi. Nie lubiłam się obnosić swoimi umiejętnościami, więc
usiadłam na krześle. McGonnagall
chodziła po klasie i widząc, że skończyłam, i wiedząc jako jedyny nauczyciel
w Hogwarcie, że lekcje są dla mnie tylko formalnością wysłała mnie do Skrzydła
Szpitalnego, abym sprawdziła jak się czują Vivian i Cornelia. Najpierw napisała
mi kartkę, bo pani Pomfrey mogła mnie nie wpuścić od tak.
Wchodząc do Skrzydła Szpitalnego,
dałam kartkę pani Pomfrey. Zobaczyłam, że Vivian czyta jakąś książkę, a
Cornelia śpi.
- Cześć, Vivian. Jak się czujesz? –
zapytałam i usiadłam obok niej na łóżku.
- Ja całkiem dobrze. Trochę mnie
boli to ukąszenie. – powiedziała i pokazała zabandażowane ramię.
- A Cornelia?
- Chyba też już lepiej. Kiedy tu
przyszłyśmy, było z nią słabo. Ma dwa ukąszenia na brzuchu.
Kiwnęłam
głową. Nie lubiłam takich odwiedzin w szpitalu. Strasznie mnie przytłaczały. Do
sali weszła pani Pomfrey:
- Wiem, że bardzo krótko byłaś,
kochana, ale musi ci to wystarczyć. Muszę im zmienić opatrunki. Uciekaj, raz,
raz!
- Dobrze już wychodzę. Zdrowiejcie.
Wróciłam
do klasy, a jeszcze wiele osób zmagało się z powierzonym przez McGonnagall
zadaniem. Lily oczywiście skończyła i siedziała rozmawiając z… Jamesem?! James
kiedy mnie zobaczył zrobił zbolałą minę. Syriusz też wyraźnie był znudzony i…
chyba zażenowany, sądząc po jego minie.
- Co z nimi? – zapytała McGonnagall
- Vivian mówi, że czują się lepiej.
– odpowiedziałam, nie spuszczając oka z Lily
- To dobrze. – odetchnęła – A ty jak
się dziecko czujesz?
- Świetnie, cudownie…
- Coś mi się nie wydaje. – powiedziała.
Nie wiedziałam jaki ma wyraz twarzy, bo wciąż patrzyłam na uwodzącą Jamesa
Lily. – Ariana, co się tak tam patrzysz?
- Nie ważne, pani profesor. – na słowo
ciociu uśmiechnęła się
- Siadaj na miejsce, kochana. –
powiedziała i poklepała mnie po ramieniu
Usiadłam
obok Jamesa. Evans udawała, że mnie nie widzi. Siedząca obok niej Emily dała
sobie spokój z podrywaniem Jamesa i zaczęła uwodzić Syriusza. James objął mnie
ramieniem, na co Evans zareagowała:
- Twój kompletny brak kultury mnie
przeraża, Whitford. Nie widzisz, że James jest zajęty rozmową ze mną?
- Przepraszam, ale rozmowa z tobą
nie jest bynajmniej niczym przyjemnym. – odpowiedział jej James, ale w jego
głosie nie było słychać złośliwości.
- Widzę, że całkiem ci namieszała w
głowie… - westchnęła Lily i odwróciła się od nas.
Usiedliśmy przed kominkiem w Pokoju
Wspólnym. Remus zmusił nas, żebyśmy odrobili pracę domową z Historii Magii.
Znaczy zmusił Jamesa, Syriusza i Petera, bo ja miałam wszystko odrobione.
Pamiętam jak wyglądał mój typowy dzień w wakacje. Wstawałam rano o szóstej i
przez pół godziny pisałam pracę dla siebie na ocenę Wybitną. Schodziłam do
kuchni, aby zjeść śniadanie, które przygotowywała mi domowa skrztka Celina.
Wracałam do swojego pokoju i przez mniej więcej dwadzieścia minut pisałam pracę
na Powyżej Oczekiwań. Później zmieniałam słowa w drugiej pracy na tą samą
ocenę. Około wpół do ósmej szłam zadbać o moje magiczne kwiaty, zioła i krzewy.
Robiłam to odkąd pamiętam, więc podczas pobytu w Hogwarcie nigdy nie miałam
problemów z Zielarstwem. Gdy skończyłam szłam, aby napisać dwie prace na
Zadowalający. Zajmowało mi to około piętnastu minut. Zazwyczaj kiedy kończyłam
pisać, czyli około dziewiątej wstawały te dwie lafiryndy. Wychodziłam wtedy z
domu, żeby nie słuchać ich porannych fochów. Szłam na spacer. Wracałam po
półtorej godziny, kiedy już miałam pewność, że poszły na ploty do sąsiadów,
albo, że pojechały zobaczyć się z kuzynką Syriusza i najlepszą przyjaciółką Amy
– Bellatrix Lestrange. Po powrocie do domu jadłam drugie śniadanie i przez
następne trzy godziny pisałam pięć prac na kolejny temat. Później zazwyczaj zajmowałam się byle czym. Rysowaniem itd., trochę odpoczynku musiałam mieć. Pisałam następne pięć prac. Jadłam kolację i
pisałam kolejne pięć prac. Kiedy wybijała północ kładłam się spać. Sześć godzin
snu w zupełności mi wystarczało. Nigdy nie chciałam się przyznać, że popadłam w
rutynę, ale tak właśnie było.
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos
Jamesa:
- Wracaj do nas, Księżniczko.
- Przecież jestem. – odparłam nie
rozumiejąc o co mu chodzi
- Ciałem. Twoje myśli są gdzieś
indziej. – zaśmiał się.
- Ta… Zamyśliłam się. Coś mnie
ominęło?
- W sumie to niewiele. Glizdogon
wylał atrament na szatę Lunatyka. – powiedział James, patrząc z uśmiechem na
Petera.
- Cudownie. – odparłam wymijająco.
Niezbyt obchodziły mnie takie błahe sprawy. Była jednak rzecz, która zawsze
mnie intrygowała… - Dlaczego na Petera mówicie Glizdogon, a na Remusa Lunatyk?
Z
twarzy Jamesa, Syriusza i Petera momentalnie spełzły uśmiechy. Patrzyli na mnie
surowym i poważnym, ale jednocześnie zakłopotanym wzrokiem. Syriusz zareagował:
-
Z przyzwyczajenia, zapewne…
-
Nie o to mi chodziło. Skąd się wzięły te przezwiska?
-
To nie są przezwiska. – powiedział Peter – Nie przeszkadzają nam. To są raczej
ksywki.
-
No to ksywki! Jak zwał, tak zwał!
- To długa
historia… - powiedział James
-
Której mi zapewne nie opowiecie… - powiedziałam, z takim zimnem w głosie, że
James dostał gęsiej skórki – Jestem śpiąca. Dobrej nocy życzę.
Mimo,
że była dopiero dziewiętnasta poszłam do swojej sypialnie. Nie miałam ochoty
na rozmowę z nimi. Mieli przede mną tajemnicę. Nie przyjaźniliśmy się długo,
ale ja na pewno nic nie chciałam przed nimi ukrywać. Powiedziałam Jamesowi moją
największą tajemnicę! Co za to dostaję?! Dostaję odpowiedź: „To długa historia”.
Na
schodach spotkałam Remusa (nie będę na niego mówić Lunatyk, dopóki nie dowiem
się tego, czego chcę).
-
Cześć, Ariana. Idziesz już do dormi… - nie dokończył, bo nie zatrzymałam się
obok niego, aby odpowiedzieć, tylko ominęłam go nie patrząc.
Czy
ja zawsze muszę być taka wredna? Nie wiem…
Jakby tego było mało na drzwiach wsiała kartka. Wzięłam ją i weszłam
do pokoju. Przywitał mnie Prince merdając wesoło ogonem.
- Cześć, mały. – powiedziałam i
wzięłam go na ręce po czym usiadłam przy biurku i otworzyłam kartkę.
„Odczep
się od Jamesa. On jest nasz!” – tak głosiła kartka. Zaśmiałam się i wrzuciłam
ją do kosza. Zaczęłam bawić się z Princem. Była dziewiętnasta, więc nie było
najmniejszego sensu iść spać. Kiedy już Prince się zmęczył ganianiem światełka
po pokoju poszedł spać, a ja nie miałam co robić, więc postanowiłam użyć swoich
czarodziejskich umiejętności, aby sprawdzić co robią Huncwoci i czy James szuka
pocieszenia u Evans po tym jak chamsko go potraktowałam. Rzuciłam na siebie
Zaklęcie Kameleona i zaczęłam iść w stronę Pokoju Wspólnego. Zatrzymałam się
jednak na korytarzu obok schodów i widok jaki zobaczyłam (mimo, iż było ciemno)
wywołał u mnie bardzo, bardzo silne wyrzuty sumienia.
James siedział na podłodze z butelką
Ognistej Whiskey w dłoni. Obok niego siedział Syriusz sprawujący
najprawdopodobniej rolę pocieszyciela.
- James, mówię ci po raz kolejny
uspokój się. Nie powiedziała ci, że z tobą zrywa, ani że cię nie kocha. – mówił
do niego Syriusz
- Tak, ale że mnie kocha też nie
mówiła. – powiedział James tak żałosnym tonem i wtedy zorientowałam się, że
płacze.
- No jak nie. O czym rozmawialiście
wczoraj w łazience? – zapytał
- Powiedziała, że mnie CHYBA kocha.
– odpowiedział James i wypił bardzo duży łyk Ognistej Whiskey. Kiedyś
próbowałam, więc wiem, że po takim łyku nieprzeciętnie piecze w gardle.
Dziwiłam się, że wytrzymuje.
- Oj, James. Czy ty nie znasz kobiet? Co
chwile mają jakieś fochy. Może ma okres i humor jej nie sprzyja. – powiedział i
widziałam przelotny uśmiech na jego twarzy.
- Możesz tak sobie mówić. Ja i tak
wiem, że nie odezwie się do nas, dopóki jej nie powiemy o Remusie.
Nie
powiemy o Remusie? O co chodziło? O co im kurwa chodziło?
- Remus nie pozwoli ci tego
powiedzieć. Zniszczyłbyś mu życie. – powiedział Syriusz z bardzo smutnym
wyrazem twarzy.
- Ariana nikomu by nie powiedziała!
– krzyczał rozpaczliwie James
- Wiem. Ale Remus niestety się o tym
jeszcze nie dowiedział…
Wróciłam
do dormitorium, nie mogąc tego dłużej słuchać. Czułam się jakby od rana minęło
dobre dwa tygodnie.
piękne. IDEALNE wręcz <3 czekam na dalsze części z wielkim zaciekawieniem ;3
OdpowiedzUsuńDzięki, Julciu ;*
UsuńTrochę nie trafiłaś ;)
UsuńNie? ;O no to czo za anonim? xdd /A
UsuńPotterhead Marysia ;)
UsuńNo to jest p[o prostu genialne. Pełne życia, śmiechu i do tego tak wciągające :D Najlepsze jak ona poszła do niego do łóżka, to było takie super, po prostu to takie śmieszne i interesujące. :D Ania
OdpowiedzUsuń