czwartek, 22 stycznia 2015

Rozdział 5. Kłótnie i zgody.



Następnego dnia obudził mnie Prince, liżąc mnie po twarzy.
            - Cześć, Mały. – przywitałam się z nim – Widzę, że odkąd ciebie mam, nie muszę nastawiać budzika. – zaśmiałam się, a on zaszczekał na to. Najwyraźniej się ze mną zgadzał. – Muszę się szybko ubrać. Syriusz pewnie już umiera z tęsknoty za tobą.
Za słowo Syriusz, Prince zeskoczył z łóżka, podbiegł do drzwi i zaczął je drapać. Najwyraźniej to była miłość z odwzajemnieniem. Chyba powinnam być zazdrosna.
            Umyłam się szybko i ubrałam. Przez okno wpadały jasne promienie wrześniowego słońca. Mam nadzieję, że znajdę czas, żeby posiedzieć na błoniach z Jamesem. Znaczy ja znajdę na pewno, tylko czy James znajdzie? Dzisiaj prawdopodobnie czekał mnie bardzo ciekawy dzień. Według planu dzisiaj powinny mnie dołować i denerwować. Nie wyobrażam sobie w tej roli Lily. Zarzuciłam torbę na ramię i spojrzałam na wiszący na ścianie zegar była… szósta pięćdziesiąt? Na serio? Nie mogłam wstać wcześniej. Postanowiłam pójść obudzić Huncwotów, bo na pewno jeszcze śpią. Prince’a zostawiłam w pokoju nie zamykając go na klucz. Nawet Emily kierowana chęcią zemsty nie odważy się tam wejść.
            Drzwi do pokoju Huncwotów były zamknięte. Dla czarodziejki to nie problem. Machnęłam różdżką. To wystarczyło. Opanowałam już całkiem dobrze zaklęcia niewerbalne. Drzwi otworzyły się. Weszłam do środka. Zobaczyłam, że wszyscy Huncwoci, nawet Remus, śpią. James spał na brzuchu z rękami obok głowy. Syriusz spał w poprzek łóżka z poduszką między nogami i kołdrą w rękach. Wolałam nie myśleć, co on robił w nocy. Remus spał na boku, po prostu. W żadnej nietypowej pozycji. A Peter najwyraźniej spadł  w nocy z łóżka, bo leżał na podłodze. Szkoda mi było ich budzić, no ale… Miałam już pomysł jak ich obudzić. Zamknęłam drzwi tak, aby nikt nie mógł ich otworzyć. Tylko tego mi brakowało, żeby ktoś usłyszał, że tu jestem. Torbę odłożyłam w kąt i zaczęłam ściągać po kolei wszystkie swoje ubrania, aż do bielizny. Dla lepszego efektu postanowiłam zsunąć jedno ramiączko od biustonosza. Tak przygotowana weszłam do Jamesa pod kołdrę. Ale tam było ciepło. No, to pora zaczynać przedstawienie.
            - Och, James! Jesteś… och… o matko… tak, tak! Mhm, o tu, właśnie tak! Jesteś cudowny… - powoli zaczynali się budzić. Peter walnął się głową o swoją nocną szafkę, Remus wstał z poranną miną tak samo jak Syriusz, dopiero po kilku sekundach zrozumieli całą sytuację i oczy powychodziły im z orbit. Tak samo Jamesowi. Na szczęście w porę do niego mrugnęłam, bo by wszystko popsuł.
            - Och, kochanie. Ostatnie kilka godzin było niesamowite… - jakby tego było mało zaczął się nade mną ruszać w dół i w górę. Ja przez ten czas tylko krzyczałam „Och” i „Ach”. Wykonałam ruch, który miał przypominać zakładanie majtek i wyszłam spod kołdry Jamesa. Mina Syriusza była nie do opisania. Tak samo jak reszty Huncwotów. Za to James założył ręce za głowę i wyglądał na zadowolonego z siebie.
            - Czy wy…? – zaczął Syriusz
            - Mhm. – powiedział James z zamkniętymi oczami uśmiechając się do siebie. Był świetnym aktorem.
            - Wy macie dopiero czternaście lat!!! – wykrzyczał Peter. Boże… on miał jakąś obsesję…
            - Nie matkuj mi tu, Peter. Wiem ile mam lat. – powiedział James, robiąc obrażoną minę. Wstał z łóżka i mrugnął do Syriusza i Remusa ustawiając się wcześniej tak, aby Peter tego nie widział. Po czym oświadczył – Przepraszam, idę się umyć po taki wysiłku jestem strasznie spocony… - a po drodze do łazienki szepnął do mnie – Budź mnie tak codziennie, Księżniczko. – i pocałował w policzek.
            Zaczęłam się ubierać. Machnęłam różdżką, żeby pościelić łóżka Huncwotów i usiadłam, żeby poczekać, aż się ogarną. O siódmej trzydzieści zaczęliśmy schodzić na śniadanie. Przechodząc przez Pokój Wspólny zauważyłam pierwsze oznaki realizacji planu Emily.
            - Ariana, co ty na siebie włożyłaś?! – wykrzyknęła, a w Pokoju zaległa cisza.
            - Szatę. Masz na sobie identyczną. – odpowiedziałam. Niektórzy zaczęli się śmiać.
            - Ja w niej wyglądam o wiele lepiej. – powiedziała z chytrym uśmieszkiem
            - Naprawdę? Gdzie tak przeczytałaś w artykule Bezguścia Top10, czy Modni Inaczej? – zapytałam, a ona w tamtym momencie przestała się uśmiechać.
            - Zamknij się! Nie masz urody, ani rozumu za grosz!
Ha! Rozwścieczyłam ją! Nie mogłam się tego doczekać.
            - Powiedz mi tak zanim przyjdziesz z prośbą o zawiązanie buta. – odpowiedziałam jej. Chcąc uniknąć ośmieszenia bliskiej płaczu przyjaciółki Lily włączyła się do rozmowy.
            - Tylko tak mówisz! Skoro jesteś mądrzejsza od wszystkich tu zgromadzonych, to dlaczego nigdy nie widziałam cię, abyś kiedykolwiek zgłosiła się do odpowiedzi albo zrobiła coś wymagającego wielkich umiejętności, które rzekomo posiadasz?! – krzyknęła, a wszystkie oczy skierowały się na mnie.
            - Och, Lily… Ja wcale się nie uważam za mądrzejszą od wszystkich. Jestem tylko sprytniejsza i bardziej przebiegła na przykład od ciebie. Choć wiesz co… Nie. Masz rację. Jestem mądrzejsza od was czterech. – powiedziałam wskazując palcem na nią, Emily, Jenifer i Ashley – Tylko kompletne idiotki zgubiłyby to… - i wyjęłam z kieszeni szaty kartkę z ich planem.
            - Skąd to masz?! – wykrzyknęła Lily
            - Znalazłam przy kanapie, na której siedzą twoje koleżanki. – powiedziałam i wskazałam palcem na Jenifer i Ashley, kątem oka zobaczyłam jak Vivian też się uśmiecha.
            - Oddaj to! – krzyczała Evans
            - Bo? – zapytałam i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.
            - Bo pożałujesz! – wyjęła różdżkę i rzuciła zaklęcie tak szybko, że nikt nie zdążył zareagować. Oprócz mnie. Odepchnęłam od siebie zaklęcie krzyżując przed sobą ręce. Dobrze wiem, że nie znała takiej magii. Myślała, że mnie zaskoczy. Idiotka. Pozostałam w pozycji ze skrzyżowanymi rekami tak długo, aż każdy zdążył się napatrzyć.
            - I nigdy więcej tego nie rób, Evans, bo może ci się stać krzywda… - i wyszłam ciągnąc za sobą Jamesa, który był uśmiechnięty od ucha do ucha. Za nami szli Huncwoci. Po chwili dogoniły nas Vivian i Cornelia.
            - To było świetne. Cudowne po prostu! Ale chyba ich nie przestraszyłaś do końca. – mówiła Vivian
            - Tak. Słyszałyśmy jak szepczą, że na pewno pomyślisz, że wymyślą nowy plan. Postanowiły, że będą się trzymać starego. – dodała Cornelia
            - Dzięki, dziewczyny. Pomogłyście mi, mam u was dług. – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
            - Wiecie jak szybko musimy zjeść śniadanie?! – gorączkował się Remus – Jest już siódma czterdzieści pięć!
            - Dobrze, Luniaczku. Jak sobie życzysz. – powiedział James i mrugnął do Syriusza. Obaj przewrócili go, złapali za nogawki i zaczęli ciągnąć przez Salę Wejściową. Taszczyli go tak, aż do samiutkiego stołu. Widząc to profesor McGonnagall odjęła Gryffindorowi pięć punktów.
            - Możemy usiąść z wami? – zapytała mnie Vivian
            - Pewnie. – odpowiedziałam i zaczęłam jeść.
            - Spokojnie, Lunatyku, do klasy zaciągniemy cię za ręce. – powiedział James
            Na Zaklęciach Flitwick kazał schować różdżki. Większość osób, znaczy wszyscy oprócz mnie, byli zdziwieni. Pierwszy temat obejmował bardzo proste zaklęcia bez używania różdżek. Wymagało to ogromnego skupienia. Ale cóż, nikt nie był na tyle mądry, żeby chociaż pooglądać obrazki w podręczniku. Mieliśmy wyczarować w rękach kulkę światła. Mi udało się za pierwszym razem. Tak samo jak Lily. Flitwick nagrodził nas obie dziesięcioma punktami. Kiedy już wszystkim się udało. Nawet Peterowi. Mieliśmy rzucić kulą światła i trafić do szklanych pojemników wiszących nad naszymi głowami, ale żeby tak łatwo nie było, pojemniki co chwilę zmieniały miejsce. Mi udało się za pierwszym podejściem. Tym razem pomogłam sobie troszeczkę moją władzą nad powietrzem. Vivian „niechcąco” trafiła Jenifer, a Cornelia równie „niechcąco” trafiła w Ashley. To natchnęło mnie żeby się zabawić, bo skoro zostałam nagrodzona od Flitwicka kolejnymi dziesięcioma punktami, to myślę, że mi się należy trochę rozrywki po tak produktywnej pierwszej lekcji. Na początek Huncwoci. Każdy z nich za drugim razem trafił kulką do szkła. Nawet Peter. James spojrzał na mnie podejrzliwie i usiadł koło mnie po przedwcześnie ukończonym zadaniu.
            - Co ty robisz? – zapytał, śmiejąc się
            - Ja? Bawię się. – odpowiedziałam – Skąd wiesz, że to ja?
            - Starałem się trafić w Syriusza, a nie w to szklane, więc… - śmiał się – I tym bardziej się zdziwiłem jak zobaczyłem, że Glizdogon też trafił. Patrz, cieszy się jak dziecko.
            - Same dobroci. – mówiąc to trafiłam kulami Vivian i Cornelii – Patrz teraz. – po tym jak to powiedziałam sprawiłam, że kula Emily ominęła szerokim łukiem szklany pojemnik i uderzyła w regał z książkami z taką siłą, że wszystkie pospadały. Później przyszła kolej na Lily, jej kula zaczęła ganiać Flitwicka po klasie, aż w końcu rozbiła jego wieżę z książek, na której zawsze siedział. Jenifer i Ashley jak idiotki zaczęły biegać za swoimi kulami, więc zawróciłam kulę Jenifer tak, aby leciała prosto na kulę Ashley i… bęc. Lily zaczęła się na mnie podejrzliwie patrzyć, więc ja zaczęłam śmiać się do Jamesa, niby z jakiegoś świetnego kawału, który mi właśnie opowiedział. Niemal czułam jak podejrzliwość Lily ustępuje miejsca gniewowi. Emily znowu wróciła do ćwiczenia rzutu świetlaną kulą więc ja posłałam kulę do jakiegoś Puchona i zmusiłam ją do latania wokół jego głowy. Lily tym nieustającym patrzeniem się na mnie zmuszała mnie do kierowania kulą bez patrzenia na nią.
            - Tak też umiesz? – pytał James, który jako jedyny oprócz mnie wiedział co się dzieje i w jaki sposób się to dzieje.
            - Umiem o wiele więcej, niż ci się wydaje, kochanie. – zaśmiałam się, a on spłonął rumieńcem – Co ja takiego powiedziałam, że się rumienisz?
            - Po raz pierwszy w życiu do mnie „kochanie”.
Nie miałam pojęcia, co mu na to odpowiedzieć, więc się uśmiechnęłam. Nagle Flitwick machnął różdżką  i wszystkie światełka i szklane pojemniki zniknęły.
            - Lekcja poszła trochę gorzej, niż planowałem. Znaczy niektórzy radzili sobie świetnie, na przykład panna Whitford. Ci, którym udało się trafić do moich szklanych skrzyni, mogą być z siebie zadowoleni. Natomiast ci, którym się nie udało mają za zadanie ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Jutro powtórzymy tę lekcję. Dowidzenia.
            - Fajna lekcja. – powiedział Syriusz – Widzieliście jak biegały za tymi kulami, hahaha.
            - Muszę ci zepsuć humor, Syriuszku. Teraz dwie Historie Magii. – powiedziałam
            - Może być gorzej? – zapytał Syriusz, którego opuścił entuzjazm
            - Pewnie. Może jeszcze nie wiesz, ale mamy ze Ślizgonami…
            - Ooo, Smarkerus. Tak dawno go nie widzieliśmy. – rozczulał się James
            - Tak, te jego tłuste włosy... – dodał Remus
            - Myślałam, że jesteś za wszechobecną tolerancją w Hogwarcie. – powiedziałam
            - Tak, ale Ślizgoni są ewenementem. – odpowiedział i uśmiechną się
            - Ile jeszcze minut do lekcji, Luniaczku? – zapytał James
            - Nie mów tak na mnie. – odpowiedział mu – A do dzwonka jest… cztery minuty.
            - Cudownie. – powiedział, delikatnie popchnął mnie do ściany i zaczął całować.
Ach, wszyscy patrzą… Nie jestem do tego przyzwyczajona, za to James na pewno… Kątem oka zauważyłam Emily jak kieruję różdżkę w moją stronę, oderwałam się od Jamesa, ale ona była pierwsza. Zdziwiłam się, dlaczego jej zaklęcie, nas nie dotknęło. Spojrzałam w prawą i zobaczyłam, że Vivian i Cornelia stoją z uniesionymi różdżkami i uśmiechają się.
            - Nie ma za co. – powiedziała Cornelia i mrugnęła do nas – Obściskujcie się dalej. – zaśmiała się i odeszła
James uśmiechnął się i powrócił do całowania mnie. Obejmował mnie w talii, a ja zaplotłam mu swoje ręce wokół szyi. Było całkiem przyjemnie. Powoli zaczęłam się przyzwyczajać do spojrzeń przechodzących osób. Wszyscy mieli zszokowane miny widząc mnie w objęciach Jamesa. Wszyscy wiedzieli o tym, że James kochał się w Lily. Podejrzewam, że nawet Dumbledore to wiedział.
            Ze zmysłowych pocałunków wyrwał nas dzwonek.
            - Idziemy na lekcje, Skarbie. – szepnęłam mu
            - Nie… Proszę,  jeszcze chwilkę… Tak mi dobrze…
            - Chodź… Mamy przed sobą całe popołudnie. - powiedziałam.
            - No dobra. – powiedział i poszliśmy do stojących pod klasą Huncwotów
Syriusz i Snape stali naprzeciwko siebie z wyciągniętymi różdżkami. Obok Snape’a stała jeszcze Lily, więc ja stanęłam obok Syriusza.
            - Co znowu, do cholery? – zapytałam
            - Vivian powiedziała… kilka słów do Lily, a on wyczarował węża, który natarł na nią i Cornelię. Poszły z Binns’em do pani Pomfrey, a my mamy tu czekać.
            - Nasz kochany Severus znowu popisuje się Czarną Magią? – zapytałam i spojrzałam na niego z uśmiechem.
            - To nie była żadna Czarna Magia! – krzyknęła Evans
            - A ty dużo wiesz. – żachnęłam się – Syriusz, opuść różdżkę.
            - Nie.
            - Opuść różdżkę mówię! – krzyknęłam, nie miałam ochoty na tracenie punktów. Opuścił. – Ty też schowaj ją, Snape.
            - Ani mi się śni. – krzyknął i zaatakował mnie i Syriusza. Odepchnęłam jego czarno magiczne zaklęcie z taką szybkością i mocą, że razem z Lily odlecieli trzy metry w tył.
            - Ariana! – byłam jedyną uczennicą, do której profesor McGonagall zwracała się po imieniu – Co tu się dzieje?!
            - To było konieczne, pani profesor. – powiedziałam z powagą – Snape chciał się popisać swoimi umiejętnościami oraz znajomością Czarnej Magii i zaatakował najpierw Vivian i Cornelię, nasyłając na nie wielkiego węża, wskutek czego profesor Binns musiał zaprowadzić je do Skrzydła Szpitalnego, później  zaatakował mnie i Syriusza, ale odparłam atak, co właśnie pani widziała.
            - Dobrze. Minus trzydzieści punktów dla Slytherinu. Daj mi różdżkę Snape, - machnęła nią – zaklęcia, które jak widzę spowodowałoby dwutygodniową śpiączkę. Za takie coś powinnam odjąć Slytherinowi sto trzydzieści punktów, a nie trzydzieści. Zaraz idę do profesora Slughorna powiedzieć mu o twoich wybrykach. Czy wiesz, że to zaklęcie w najgorszym wypadku mogłoby spowodować jej śmierć?! Powiedz mi tylko jeszcze, Ariana, po co odpychałaś swoją tarczą Evans?
            - Stała przy nim i trzymała jego stronę, ale odepchnęłam ją nieumyślnie, pani profesor.
            W tamtym momencie pojawił się profesor Binns. Suną bezszelestnie w powietrzu. Był to jedyny w Hogwarcie duch wśród nauczycieli.
            - Co tu się dzieje, Minerwo? – zapytał
            - Już nic, załatwiłam problem. Dowidzenia.
            - Dowidzenia, dowidzenia… No dzieci, wchodzimy szybko do klasy, bo zmarnowaliśmy piętnaście minut naszej lekcji…
            - Przez te piętnaście minut mógłbym się z tobą całować – szepnął mi James na ucho
            - Gdybyśmy się nadal całowali, to Syriusz mógłby leżeć w śpiączce przez najbliższe dwa tygodnie… albo całe życie. – powiedziałam
            Zapowiadała się nudna historia magii. Wszyscy siedzieli, choć raczej leżeli na ławkach. Peter usnął oparty na ławce i już zaczynał chrapać, ale na całe szczęście Remus, rzucił na niego „Silencio”. Syriusz i James ziewali. Hmm… Co by tu zrobić ciekawego? Mam być bardzo wredna, czy może tylko troszkę wredna. Hmm… Chyba ta druga opcja będzie lepsza. Dzisiaj już za dużo osób było narażonych na długoterminowy pobyt w Skrzydle Szpitalnym. Wyjęłam różdżkę, zobaczywszy to James, który siedział po mojej prawej uśmiechnął się. Aby nie zakłócać idealnej ciszy, użyłam zaklęcia niewerbalnego. Lily Evans od razu czknęła. James musiał się postarać, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Czknęła po raz drugi. Coraz więcej osób zaczęło unosić głowy. A co mi tam! To samo zaklęcie rzuciłam na Veronicę Holloway, uważaną za Ślizgońską piękność, ale ja i tak wiedziałam, że oczu mi zazdrości. Veronica zaczęła czkać i czerwienić się jak burak. No to teraz jakiś chłopak. Może… Snape? Jedno machnięcie różdżką i Smarkerus zaczął podskakiwać na krześle czkając. James dusił się ze śmiechu. Widząc, zdezorientowaną, ale i rozbawioną minę Syriusza, szturchnął go. Obaj spojrzeli na mnie uśmiechając się od ucha do ucha. No dobra… Już ostatnia osoba… Emily nie może być, bo będzie wiadomo, że to ja, ale jakiś Ślizgon… O ten! Nawet go nie znam. I już czka sobie jak inni.
            - O co chodzi? – zapytał Binns ze spokojem – Dlaczego wszyscy… czkacie?
Nikt mu nie odpowiedział.
            - Czy ktoś potrafi to cofnąć? – zapytał Binns
Nie mogłam tego zrobić ja. To było by zbyt oczywiste. Napisałam, więc na kartce „Finite Incantatem” i podałam ją do Jamesa. Wziął pióro i odpisał: „Nie zrobię tego. Pierwszy raz w życiu widzę na oczy to zaklęcie. Tylko się ośmieszę…”. Musiał to zrobić. Co prawda jest to zaklęcie na poziomie owutemów, ale wiedziałam, że jeśli mu o tym nie powiem, to da radę. Odpisałam mu na to: „Proszę. Chociaż spróbuj…”. Podsunęłam mu ją pod nos, a on przewrócił oczami. Odpisał mi „Dla ciebie wszystko”. Bez dłuższego zastanawiania się wstał i powiedział:
            - Ja mogę spróbować, profesorze.
Wszystkie oczy skierowane na niego. Podniósł różdżkę, celując w Evans i powiedział:
            - Finite Incantatem.
Czkawka Lily od razu ustała. James nabrał pewności siebie i po kolei odczarowywał każdego „zarażonego” czkawką. Binns patrzył na niego z wielkim podziwem. Jak każdy oczywiście.
            - No, no, Potter. Jestem pod wrażeniem. – pochwalił go Binns – Jedno z trudniejszych zaklęć. Uczy się go dopiero w klasie owutemów. Zaskoczyłeś mnie. Plus piętnaście punktów dla Gryffindoru. Muszę zapamiętać, aby cię pochwalić do profesor McGonagall. Usiądź już. Dziękuję. Wracamy do lekcji!
            Siadając James wyglądał jak oniemiały szybko wziął kartkę i napisał „Owutemy?! Tego zaklęcia uczy się w klasie owutemów?!”. Przeczytałam kartkę i uśmiechnęłam się. Mam nadzieję, że Snape’owi zrobiło się głupio. Odpisałam Jamesowi „Wiedziałam, że jak ci powiem, to nawet nie spróbujesz. Ale żebyś mi się z  tym nie obnosił jasne?”. Podsunęłam mu kartkę, a on się zaśmiał i odpisał mi: „Jasne, jasne… Mam lepsze powody do obnoszenia się i zadzierania nosa.”. Już się bałam… „Jakie?” Wziął ode mnie kartkę i odpisał „Chodzę z najpiękniejszą dziewczyną w Hogwarcie i wszyscy mi zazdroszczą”. „Kiedy ten dzwonek? Chcę na ścianę z tobą.” James czytając to, zaśmiał się, szturchnął Syriusza i wskazał mu linijkę, którą ma czytać. Syriusz po przeczytaniu zaśmiał się i pogroził mi palcem. Uśmiechnęłam się i wzięłam kartkę od Jamesa, który zdążył już odpisać „Trzy minuty, Księżniczko”. Wzięłam kartkę do ręki i włożyłam ją na dno torby. Czekałam, czekałam… DZWONEK!!! Nareszcie!
            Wyszliśmy pod klasę. Nie było sensu iść gdzieś indziej, ponieważ czekała nas kolejna godzina Historii Magii. Tym razem raczej spokojna. Po wyjściu na korytarz zaczęliśmy rozmawiać. Ja, James, Syriusz, Remus i Peter.
            - Jak to zrobiłeś? – zapytał Jamesa Remus – Dałbym sobie uciąć rękę, że nie znasz tego zaklęcia. Byłem tego więcej, niż pewien!
            - Luniaczku nie pomyliłbyś się. To Ariana napisała mi na kartce nazwę tego zaklęcia. – powiedział James i pocałował w czoło
            - Dlaczego sama ich nie odczarowałaś? – zapytał Syriusz
Odpowiedź na to pytanie szepnęłam mu na ucho. Dzień jak do tej pory mijał mi bardzo miło. Taak… Jak do TEJ pory. Bo właśnie w TEJ chwili do Jamesa podbiegła Evans i rzuciła mu się w ramiona.
            - James! Jejku, strasznie ci dziękuję! Czułam się jak kompletna idiotka czkając na całą klasę. Nie mogłam przestać! To było okropne! Nie wiedziałam, że jesteś tak utalentowany czarodziejem! Chciałbyś ze mną pójść się przejść na błonia po lekcjach?
Gotowało się we mnie. Nienawidziłam jej coraz bardziej. Syriusz złapał mnie za ramię. Może i dobrze. Gdyby nie on, oczy bym jej chyba wydrapała. James wyraźnie zdegustowany odpowiedział:
            - Wybacz, ale mam na dzisiaj plany. – odpowiedział i uśmiechnął się do niej. Uśmiech ten był krzywy. Zupełnie jak nie Jamesa.
            - Nie słyszysz? – zapytałam – James ma na dzisiaj plany. Możesz sobie iść.
Słyszałam jak Syriusz się śmieje. Zazdrościłam mu, że bawi go ta cała sytuacja. Dla mnie bynajmniej to wcale nie było śmieszne.
            - Widzę, że się do ciebie przyczepiła Ariana. – mówiła do niego, jak do starego przyjaciela, nie zwracając uwagi na mnie. Irytowało mnie to. – Jakbyś miał jej dosyć to wiesz gdzie mnie znaleźć.
Mrugnęła do niego i pocałowała w policzek. Syriusz trzymał mnie za ramię tak mocno, że aż mnie zaczynało boleć. James wziął mnie za rękę.
            - Choć na tą ścianę, Kotku. – powiedział i pociągnął mnie za sobą. Zeszliśmy po schodach w dół. Usiadł na podłodze i kiwał na mnie palcem.
            - No chodź… Na co czekasz? – zapytał
            - Dlaczego nie mogliśmy zostać tam? – zapytałam, ignorując wcześniejsze pytanie.
            - Miałem wrażenie, że nie podoba ci się obściskiwanie na oczach ludzi. – powiedział i wstał z podłogi.
            - Dlaczego nic jej nie powiedziałeś? – zapytałam, zmieniając lekko temat.
            - Komu? – James wydawał się być zdezorientowany, nie rozumiałam tego, skoro przed chwilą dostał to, za co jeszcze kilka dni temu dałby dziesięć galeonów – uznanie Lily.
            - Evans, a komu.
            - Powiedziałem jej przecież, że mam inne plany.
            - James. Ona myśli, że ci się podoba i że całujesz się ze mną tylko po to, żeby wzbudzić jej zazdrość!
            - Tylko mi nie mów, że ty jesteś zazdrosna...
Jak mogłam nie być zazdrosna? Byłam zazdrosna! Jak cholera, byłam o nią zazdrosna!
            - Przecież ja nic nie zrobiłem! Jak możesz być zazdrosna?!
            - James! Jeszcze dwa dni temu ciąłeś się żyletką z miłości do niej! Mam nie być zazdrosna?!
            - No, może i masz rację... Przepraszam. Powinienem ci bardziej dać do zrozumienia, że na tobie mi zależy… - przytulał mnie
            - Dobra, dobra… Okej…
            - Rozumiem, Księżniczko… Ale pamiętaj, że kocham tylko i wyłącznie ciebie. -pocałował mnie
            - Będziesz mnie kochał bardziej, jeśli ci powiem, że to ja wrzuciłam w tamtym roku Snape’owi do torby panią Norris? – zapytałam
            - To byłaś ty?! Muszę powiedzieć Syriuszowi! Ale później…
Wziął mnie na ręce i zaczął całować. Wydawało mi się, że trwało pięć, może dziesięć sekund i zadzwonił dzwonek na kolejną Historię Magii. Nawet połowa dnia nie zleciała, a tu tyle się wydarzyło. Zdążyłam się powyzywać z Emily i Lily, zaczarować na złość ich kulki światła, rzucić na nich urok czkawki, zrobić z Jamesa bohatera, pokłócić się z nim i pogodzić. Mówiłam, że to będzie bardzo ciekawy i pracowity dzień. Szczególnie, że po godzinie spania na Historii Magii dostaliśmy pracę domową na półtorej stopy, którą mamy oddać w czwartek. Wróżbiarstwo było na drugim końcu zamku, więc nie mieliśmy czasu na obściskiwanie się. Swoją tęsknotę musieliśmy zaspokoić chodzeniem za rękę. Tak, właśnie tak. Szłam z Jamesem za rękę przez calutki zamek, aż do obleśnego pokoju Kasandry Trelawney.
            Klasa była wypełniona zapachem różnych kadzidełek, ziół i tak dalej. Było duszno. Jakby nie otwierała okien od początku wakacji, albo i jeszcze dłużej. Wszędzie po rozwieszane były jakieś zasłony i prześcieradła. W około paliły się świece. Wszystko to dawało efekt śmierdzącej klitki. Właściwie jedyne co lubiłam na lekcjach Wróżbiarstwa to to, że siedzieliśmy na podłodze, a dookoła porozrzucane były koce i poduszki. Trelavney na pewno zajrzała w głąb umysłu i przewidziała, że wszyscy będą spać na jej lekcjach.
            Tak jak przypuszczałam, lekcja była nużąca i bezużyteczna. Wychodząc z jej pokoju uczniowie zasłaniali oczy od światła bijącego przez okna zamku. Na lekcjach u Trelavney zawsze panowała ciemność. Nie całkowita. Taki ciemny półmrok. Trelavney zadała nam do domu wypracowanie, jak wpłynąć na sen. Wypracowanie na ocenę Wybitną leżało w moim pokoju w szufladzie biurka. Pilnował go Prince. Właśnie… Ciekawe, co teraz robi. W sumie, co może robić szczeniak? Albo śpi, albo gania własny ogon. Chociaż Prince był na tyle mądry, że nie zdziwiłabym się, gdyby czytał książki.
                        Czekały nas teraz Eliksiry. Nie cierpiałam tego przedmiotu. Nie dlatego, że był trudny, czy że źle sobie radziłam. Evans na eliksirach mogła robić co jej się żywnie podobało. Oczywiście nie robiła tego, bo wolała pozostać grzeczną i skromną (z pozoru) Gryfonką.
            - Matko, nienawidzę Eliksirów. – mówił James – Nigdy nie wiem jak, co zrobić, co gdzie dolać i co jak mieszać. To jest zbyt skomplikowane!
            - Siądź z Arianą, to będziesz miał W. – podpowiedział Remus
Na Eliksirach nie wydarzyło się prawie nic. Tak. Oprócz tego, że James podpalił „niechcąco” szatę Snape’owi, to nic.
            - Ta szata, to miała być taka zemsta za to, że chciał mi cię zabić. – szepnął mi do ucha James
Mieliśmy przyrządzić Eliksir Łez. Udało mi się. Jamesowi i Syriuszowi też. Z moją maleńką pomocą. Po Eliksirach mieliśmy obiad i godzinną przerwę. Ja i James zjedliśmy szybko, żeby równie szybko wyjść się poobściskiwać na oczach Emily i reszty, bo podobno siedziały w Pokoju Wspólnym. Tak więc razem z Jamesem poszłam do wieży Gryffindoru. Siedziały na podłodze przed kominkiem odrabiając pracę domową z Historii Magii. Usiedliśmy na nieco oddalonej od nich kanapie i wtuleni, w siebie zaczęliśmy się całować. Po kilku sekundach usłyszeliśmy głos Evans:
            - James… – jęknął na dźwięk swojego imienia, wypowiedzianego z jej ust  – Mogłybyśmy dzisiaj wieczorem wpaść do waszego pokoju?
            - A niby po co? – zapytał wciąż oplatając mnie rękami
            - Pogadać, pograć w butelkę… Cokolwiek. – powiedziała uśmiechając się. Emily też się uśmiechała, ale patrzyła nie na Jamesa, tylko na mnie i nie uwodzącym wzrokiem, tylko nienawistnym.
            - Nie. Nie mam ochoty… a ty, Kochanie? – zapytał mnie. Na słowo „kochanie” Lily miała minę, jakby miała się rozpłakać – Masz ochotę na ich towarzystwo?
            - Nie bardzo… Możecie wpaść i się popatrzyć jak my gramy. – powiedziałam i mrugnęłam do nich. Tak o. Żeby je wkurzyć.
            - Nie. Nie mamy ochoty przebywać z tobą w jednym pomieszczeniu. – powiedziała Lily i się skrzywiła.
            - Nie? No to się odpierdolcie. – powiedziałam i zaczęłam całować Jamesa
Zbliżała się już trzynasta trzydzieści, więc poszliśmy na Transmutację. Tą lekcję mieliśmy z Krukonami. Mieliśmy zamienić świeczkę w figurkę słonika. Za pierwszym razem udało się tylko mi. Nie lubiłam się obnosić swoimi umiejętnościami, więc usiadłam na krześle. McGonnagall  chodziła po klasie i widząc, że skończyłam, i wiedząc jako jedyny nauczyciel w Hogwarcie, że lekcje są dla mnie tylko formalnością wysłała mnie do Skrzydła Szpitalnego, abym sprawdziła jak się czują Vivian i Cornelia. Najpierw napisała mi kartkę, bo pani Pomfrey mogła mnie nie wpuścić od tak.
            Wchodząc do Skrzydła Szpitalnego, dałam kartkę pani Pomfrey. Zobaczyłam, że Vivian czyta jakąś książkę, a Cornelia śpi.
            - Cześć, Vivian. Jak się czujesz? – zapytałam i usiadłam obok niej na łóżku.
            - Ja całkiem dobrze. Trochę mnie boli to ukąszenie. – powiedziała i pokazała zabandażowane ramię.
            - A Cornelia?
            - Chyba też już lepiej. Kiedy tu przyszłyśmy, było z nią słabo. Ma dwa ukąszenia na brzuchu.
Kiwnęłam głową. Nie lubiłam takich odwiedzin w szpitalu. Strasznie mnie przytłaczały. Do sali weszła pani Pomfrey:
            - Wiem, że bardzo krótko byłaś, kochana, ale musi ci to wystarczyć. Muszę im zmienić opatrunki. Uciekaj, raz, raz!
            - Dobrze już wychodzę. Zdrowiejcie.
Wróciłam do klasy, a jeszcze wiele osób zmagało się z powierzonym przez McGonnagall zadaniem. Lily oczywiście skończyła i siedziała rozmawiając z… Jamesem?! James kiedy mnie zobaczył zrobił zbolałą minę. Syriusz też wyraźnie był znudzony i… chyba zażenowany, sądząc po jego minie.
            - Co z nimi? – zapytała McGonnagall
            - Vivian mówi, że czują się lepiej. – odpowiedziałam, nie spuszczając oka z Lily
            - To dobrze. – odetchnęła – A ty jak się dziecko czujesz?
            - Świetnie, cudownie…
            - Coś mi się nie wydaje. – powiedziała. Nie wiedziałam jaki ma wyraz twarzy, bo wciąż patrzyłam na uwodzącą Jamesa Lily. – Ariana, co się tak tam patrzysz?
           - Nie ważne, pani profesor. – na słowo ciociu uśmiechnęła się
           - Siadaj na miejsce, kochana. – powiedziała i poklepała mnie po ramieniu
Usiadłam obok Jamesa. Evans udawała, że mnie nie widzi. Siedząca obok niej Emily dała sobie spokój z podrywaniem Jamesa i zaczęła uwodzić Syriusza. James objął mnie ramieniem, na co Evans zareagowała:
            - Twój kompletny brak kultury mnie przeraża, Whitford. Nie widzisz, że James jest zajęty rozmową ze mną?
            - Przepraszam, ale rozmowa z tobą nie jest bynajmniej niczym przyjemnym. – odpowiedział jej James, ale w jego głosie nie było słychać złośliwości.
            - Widzę, że całkiem ci namieszała w głowie… - westchnęła Lily i odwróciła się od nas.       
             Usiedliśmy przed kominkiem w Pokoju Wspólnym. Remus zmusił nas, żebyśmy odrobili pracę domową z Historii Magii. Znaczy zmusił Jamesa, Syriusza i Petera, bo ja miałam wszystko odrobione. Pamiętam jak wyglądał mój typowy dzień w wakacje. Wstawałam rano o szóstej i przez pół godziny pisałam pracę dla siebie na ocenę Wybitną. Schodziłam do kuchni, aby zjeść śniadanie, które przygotowywała mi domowa skrztka Celina. Wracałam do swojego pokoju i przez mniej więcej dwadzieścia minut pisałam pracę na Powyżej Oczekiwań. Później zmieniałam słowa w drugiej pracy na tą samą ocenę. Około wpół do ósmej szłam zadbać o moje magiczne kwiaty, zioła i krzewy. Robiłam to odkąd pamiętam, więc podczas pobytu w Hogwarcie nigdy nie miałam problemów z Zielarstwem. Gdy skończyłam szłam, aby napisać dwie prace na Zadowalający. Zajmowało mi to około piętnastu minut. Zazwyczaj kiedy kończyłam pisać, czyli około dziewiątej wstawały te dwie lafiryndy. Wychodziłam wtedy z domu, żeby nie słuchać ich porannych fochów. Szłam na spacer. Wracałam po półtorej godziny, kiedy już miałam pewność, że poszły na ploty do sąsiadów, albo, że pojechały zobaczyć się z kuzynką Syriusza i najlepszą przyjaciółką Amy – Bellatrix Lestrange. Po powrocie do domu jadłam drugie śniadanie i przez następne trzy godziny pisałam pięć prac na kolejny temat. Później zazwyczaj zajmowałam się byle czym. Rysowaniem itd., trochę odpoczynku musiałam mieć. Pisałam następne pięć prac. Jadłam kolację i pisałam kolejne pięć prac. Kiedy wybijała północ kładłam się spać. Sześć godzin snu w zupełności mi wystarczało. Nigdy nie chciałam się przyznać, że popadłam w rutynę, ale tak właśnie było.
            Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos Jamesa:
            - Wracaj do nas, Księżniczko.
            - Przecież jestem. – odparłam nie rozumiejąc o co mu chodzi
            - Ciałem. Twoje myśli są gdzieś indziej. – zaśmiał się.
            - Ta… Zamyśliłam się. Coś mnie ominęło?
            - W sumie to niewiele. Glizdogon wylał atrament na szatę Lunatyka. – powiedział James, patrząc z uśmiechem na Petera.
            - Cudownie. – odparłam wymijająco. Niezbyt obchodziły mnie takie błahe sprawy. Była jednak rzecz, która zawsze mnie intrygowała… - Dlaczego na Petera mówicie Glizdogon, a na Remusa Lunatyk?
Z twarzy Jamesa, Syriusza i Petera momentalnie spełzły uśmiechy. Patrzyli na mnie surowym i poważnym, ale jednocześnie zakłopotanym wzrokiem. Syriusz zareagował:
- Z przyzwyczajenia, zapewne…
- Nie o to mi chodziło. Skąd się wzięły te przezwiska?
- To nie są przezwiska. – powiedział Peter – Nie przeszkadzają nam. To są raczej ksywki.
- No to ksywki! Jak zwał, tak zwał!
- To długa historia… - powiedział James
- Której mi zapewne nie opowiecie… - powiedziałam, z takim zimnem w głosie, że James dostał gęsiej skórki – Jestem śpiąca. Dobrej nocy życzę.
Mimo, że była dopiero dziewiętnasta poszłam do swojej sypialnie. Nie miałam ochoty na rozmowę z nimi. Mieli przede mną tajemnicę. Nie przyjaźniliśmy się długo, ale ja na pewno nic nie chciałam przed nimi ukrywać. Powiedziałam Jamesowi moją największą tajemnicę! Co za to dostaję?! Dostaję odpowiedź: „To długa historia”.
Na schodach spotkałam Remusa (nie będę na niego mówić Lunatyk, dopóki nie dowiem się tego, czego chcę).
- Cześć, Ariana. Idziesz już do dormi… - nie dokończył, bo nie zatrzymałam się obok niego, aby odpowiedzieć, tylko ominęłam go nie patrząc.
Czy ja zawsze muszę być taka wredna? Nie wiem…
              Jakby tego było mało na drzwiach wsiała kartka. Wzięłam ją i weszłam do pokoju. Przywitał mnie Prince merdając wesoło ogonem.
            - Cześć, mały. – powiedziałam i wzięłam go na ręce po czym usiadłam przy biurku i otworzyłam kartkę.
„Odczep się od Jamesa. On jest nasz!” – tak głosiła kartka. Zaśmiałam się i wrzuciłam ją do kosza. Zaczęłam bawić się z Princem. Była dziewiętnasta, więc nie było najmniejszego sensu iść spać. Kiedy już Prince się zmęczył ganianiem światełka po pokoju poszedł spać, a ja nie miałam co robić, więc postanowiłam użyć swoich czarodziejskich umiejętności, aby sprawdzić co robią Huncwoci i czy James szuka pocieszenia u Evans po tym jak chamsko go potraktowałam. Rzuciłam na siebie Zaklęcie Kameleona i zaczęłam iść w stronę Pokoju Wspólnego. Zatrzymałam się jednak na korytarzu obok schodów i widok jaki zobaczyłam (mimo, iż było ciemno) wywołał u mnie bardzo, bardzo silne wyrzuty sumienia.
            James siedział na podłodze z butelką Ognistej Whiskey w dłoni. Obok niego siedział Syriusz sprawujący najprawdopodobniej rolę pocieszyciela.
            - James, mówię ci po raz kolejny uspokój się. Nie powiedziała ci, że z tobą zrywa, ani że cię nie kocha. – mówił do niego Syriusz
            - Tak, ale że mnie kocha też nie mówiła. – powiedział James tak żałosnym tonem i wtedy zorientowałam się, że płacze.
            - No jak nie. O czym rozmawialiście wczoraj w łazience? – zapytał
            - Powiedziała, że mnie CHYBA kocha. – odpowiedział James i wypił bardzo duży łyk Ognistej Whiskey. Kiedyś próbowałam, więc wiem, że po takim łyku nieprzeciętnie piecze w gardle. Dziwiłam się, że wytrzymuje.
            - Oj, James. Czy ty nie znasz kobiet? Co chwile mają jakieś fochy. Może ma okres i humor jej nie sprzyja. – powiedział i widziałam przelotny uśmiech na jego twarzy.
            - Możesz tak sobie mówić. Ja i tak wiem, że nie odezwie się do nas, dopóki jej nie powiemy o Remusie.
Nie powiemy o Remusie? O co chodziło? O co im kurwa chodziło?
            - Remus nie pozwoli ci tego powiedzieć. Zniszczyłbyś mu życie. – powiedział Syriusz z bardzo smutnym wyrazem twarzy.
            - Ariana nikomu by nie powiedziała! – krzyczał rozpaczliwie James
            - Wiem. Ale Remus niestety się o tym jeszcze nie dowiedział…
Wróciłam do dormitorium, nie mogąc tego dłużej słuchać. Czułam się jakby od rana minęło dobre dwa tygodnie.

6 komentarzy:

  1. piękne. IDEALNE wręcz <3 czekam na dalsze części z wielkim zaciekawieniem ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Julciu ;*

      Usuń
    2. Trochę nie trafiłaś ;)

      Usuń
    3. Nie? ;O no to czo za anonim? xdd /A

      Usuń
    4. Potterhead Marysia ;)

      Usuń
  2. No to jest p[o prostu genialne. Pełne życia, śmiechu i do tego tak wciągające :D Najlepsze jak ona poszła do niego do łóżka, to było takie super, po prostu to takie śmieszne i interesujące. :D Ania

    OdpowiedzUsuń