środa, 21 stycznia 2015

Rozdział 4. Plan, stres i wymioty.



Wielka sala, jak co roku, wyglądała niesamowicie. Unoszące się nad stołami złote świece, długie stoły nakryte porcelanowymi talerzami i mieniącymi się srebrnymi sztućcami. Największą uwagę zwracało sklepienie, które było zaczarowane tak, że wydawało się, że siedzimy pod gołym niebem. Pierwszaki zareagowały na to głośnym „Ooo…”, a po wytłumaczeniu im przez McGonnagall, że to Dumbledore zaczarował to sklepienie, zareagowali nieco cichszym „Aaa…”.
Szliśmy w piątkę, szukając dogodnych miejsc przy stole Gryfonów. Syriusz szedł z Princem na rękach, ale zdawał się zasłaniać go tak, żeby nikt go nie widział. Może on naprawdę nie chciał go wykorzystywać w miłosnych celach? Jeśli tak, to miło z jego strony. Za Syriuszem szłam ja i James, który żartował ze mną, Remusem i Peterem o nowej „miłości” Syriusza. Ja jednak nie bardzo ich słuchałam, tylko się rozglądałam za ludźmi i patrzyłam jak się zmienili. W pewnej chwili zobaczyłam Lily Evans rozmawiającą z Severusem Snape’em. Odwróciła się w moją stronę i spojrzała najpierw na Jamesa normalnym, niewyrażającym uczuć spojrzeniem, a później na mnie. Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym nienawiści, a zarazem zazdrości. Nigdy bym się po niej takiego wzroku nie spodziewała. Tym bardziej, że nigdy nie kochała Jamesa, a nawet go nie lubiła. Ignorowała go, spławiała, olewała. Jak Lily mogła mi zazdrościć tego, że idę obok Jamesa?! Chyba, że chodziło o coś innego… No ale niby o co innego, by mogło chodzić?
            Kiedy już usiedliśmy, Syriusz posadził Prince’a u siebie na kolanach. Koło nich usiadł Remus i patrzył na Syriusza z politowaniem.
            - Tylko się z nim nie pocałuj. – żartował
            - Tak, bo jeszcze ci naszczy na kolana, hahaha. – dodał James
            - Dajcie mu już spokój. – powiedziałam, ale śmiałam się razem z nimi – Zazdrościcie mu, bo u was na kolanach nie siedział.
            - Przepraszam, ale u mnie siedział. – bronił się James
            - I uciekł, hahaha. Przykro mi, mój kochany, ale zwierzęta wolą Syriusza.
W tym momencie znowu napotkałam wzrok Lily. Kiedy na nią spojrzałam przeniosła wzrok na Jamesa i patrzyła na niego jak… jak Syriusz na Prince’a! O co chodziło? Nienawidziła go odkąd pamiętam lat, a teraz nagle zaczął jej się podobać?! Przecież to nie miało sensu! Lily po raz pierwszy Jamesa spotkała równo trzy lata temu i od razu zaczęła się mu podobać. Ten bynajmniej tego nie ukrywał. Prosił, żeby się z nim umówiła, żeby przestała go olewać, żeby przestała się zadawać ze Snape’em… i tak dalej. Ona miała jednak głęboko i daleko prośby i starania Jamesa. Wolała się przyjaźnić  z tym tłustowłosym debilem, niż spotkać się, chociaż raz, z jednym z najpopularniejszych chłopaków w szkole i najlepszym szukającym w dziejach Hogwartu.  Z resztą, gdyby nawet James nie był, ani ładny, ani fajny, to był chociaż Gryfonem. Brzydziłabym się dotknąć Ślizgona, a co dopiero mówić o jakiejkolwiek przyjaźni! Gdyby to jeszcze był jakiś miły Ślizgon, ale nie. To był Smarkerus. Nie był, ani ładny, ani fajny. Jedyne co go odróżniało od reszty to to, że kiedy by go nie spotkać, to rył nosem po książce z Czarną Magią. Raz pamiętam jak powiedział, że Gryfoni, a w szczególności Huncwoci, nie maja za grosz rozumu, tylko tupet i coś na co inni mówią odwaga, ale on to woli nazywać głupotą i brakiem myślenia. Tymi słowami przesadził. James w tamtym momencie już wyjmował różdżkę, ale w ostatniej chwili Lupin go powstrzymał (Syriusz wtedy miał szlaban, więc go nie było, a szkoda, bo wtedy Remus by nie dał rady opanować ich dwóch). Skoro sprawy przybrały taki, a nie inny obrót, postanowiłam spetryfikować kotkę Filcha – panią Norris i wrzucić mu ją do torby. Efekt był taki, że James z Syriuszem przez tydzień szukali na własną rękę osoby, która to zrobiła, żeby jej pogratulować i zarazem podziękować, bo Slytherinowi odjęto dwadzieścia punktów, ale wolałam się nie przyznawać. Znaczy przyznałam się, ale tylko Smarkerusowi, który zareagował na to syczącym szeptem: „To tyy…!”.
            Gdy tak rozmyślałam, nawet nie zauważyłam, że skończyło się przydzielanie do poszczególnych domów i przemowa Dumbledore’a. Musiałam wyglądać jak idiotka siedząc pół godziny bez ruchu. Z drugiej strony, musiałam wyglądać bardzo tajemniczo, a to akurat całkiem dobrze.
            - Nic nie jesz? – zapytał James, nalewając sobie herbaty do szklanki – Przez podróż nie jadłaś, więc powinnaś coś zjeść. Ja po prawie trzech godzinach spania byłbym głodny jak wilk.
            - Spałam aż trzy godziny? – zdziwiło mnie to, po trzygodzinnej drzemce powinnam się czuć wypoczęta, a byłam taka zmęczona, że myślałam, że zaraz usnę.
            - Dwie godziny i czterdzieści siedem minut, Księżniczko. – odpowiedział
            - Ariana, zgadnij, gdzie twój pies się przytula. – powiedział to znacząco unosząc brew i uśmiechając się od ucha do ucha.
            - Jesteś idiotą. – skwitowałam
            - I tak mnie lubisz. – powiedział i mrugnął
            Wychodząc z Wielkiej Sali natknęliśmy się na Irytka, który śpiewał piosenkę:
Potter ma dosyć Evans już,
odkochał się – no cóż.
Potter ma teraz nową lalę,
taką cudowną, że aż się popłakałem.
I teraz Evans będzie płakać w głos…
Taki jej los!
            - Piękna piosenka Irytku. Zaśpiewasz mi coś jeszcze? – zapytał James
            - Nie tym razem, Potterku – Cukierku. – i odleciał
Z sali zaczęło wychodzić coraz więcej osób. Emily patrzyła się na mnie równie nienawistnym wzrokiem, co Lily. Czułam, że się zaprzyjaźnią. Zaczęliśmy iść w stronę wieży Gryffindoru. Mijaliśmy korytarze, zakręty, schody… Hogwart jest ogromy. Wreszcie znaleźliśmy się przed portretem Grubej Damy.
            - Ciamajda. – powiedział Lupin po czym naszym oczom ukazało się wejście do Pokoju Wspólnego.
            - Sam jesteś ciamajda!
            - Syriusz, to jest hasło. – powiedział Remus
            - Wiem, nie jestem idiotą. – warknął Syriusz – W ogóle się nie znasz na żartach…
            - Matko… ten pies źle na niego działa. – zauważył Peter
            - Od psa to ty się odczep. – upomniałam go. Co on mi tu będzie się rządził. Weszliśmy do Pokoju Wspólnego i usiedliśmy na fotelach. Byliśmy tam tylko my i dwie dziewczyny Vivian Rodriguez i Cornelia Greenfance. Były całkiem w porządku. Vivian miała długie, czarne, lekko pofalowane włosy i zielone oczy. Cornelia miała za to gęste, czerwone włosy do ramion i brązowe oczy. Nie znałam ich zbyt dobrze, ale wiedziałam, że nie są zbyt lubiane wśród dziewczyn. Myślę, że z powodu swojej niezależności, bo nigdy ich nie widziałam, żeby latały za chłopakami z jakimiś laluniami. No i… z tego co pamiętam dogadać nieźle potrafiły, szczególnie Vivian. Cornelia była raczej opanowana i jeśli coś komentowała to uśmiechnięta, co totalnie irytowało pozostałych. I dlatego właśnie, je zapamiętałam.
            - Wow, wydaje mi się, że cię nienawidzą bardziej, niż nas… - powiedziała do mnie Vivian. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się.
            - Tak… zauważyłam.
            - Wygląda na to, że Rivera i Evans się zaprzyjaźniły. – zaśmiała się Cornelia
            - Co? – śmiał się Syriusz – No… to mamy już czwóreczkę Emily Rivera, Jenifer Tomilson, Ashley McCartney, a nawet Lily Evans dołączyła do Grona Skrzywdzonych Przez Życie.
            - Taa… Nie spodziewałam się tego po niej. Przecież ona nigdy nie lubiła Jamesa, a teraz współczuje dziewczynom, które kochają Huncwotów i knuje razem z nimi plan jakby ci tu dokuczyć. – opowiadała Vivian, a ja się tym zainteresowałam. Wyglądało na to, że dużo wie.
            - Słyszałaś? – zdziwiłam się
            - No mistrzyniami zbrodni to one nie są siedziałyśmy z Lily w przedziale, gdy nagle one wpadły zapłakane, a Lily zaczęła im współczuć, mówiąc, że James to świetny chłopak i na ciebie nie zasługuje. – zatkało mnie. Przecież ona go nienawidziła! Jak mogła teraz mówić, że jest świetnym chłopakiem?!
            - Coś więcej mówiły? – zapytałam, nie poddając się emocjom, które mną szarpały. Na przemian strach i smutek, strach i smutek. Smutek i strach, smutek i strach… Najgorsze było to, że James nic nie mówił.
            - Tak. Opracowały plan na najbliższy miesiąc, a najlepsze jest to, że każda z nich go notowała i McCartney zostawiła go na swoim siedzeniu w pociągu. Postanowiłyśmy go zabrać i przekazać tobie. – powiedziała Vivian, a Cornelia wręczyła mi mały zwitek pergaminu. Otworzyłam go, a wtedy odezwał się James:
            - Czytaj na głos.
            - Dobrze. - trochę odetchnęłam, bo myślałam, że James jest właśnie w trakcie rozmyślania o tym, że podoba się Lily i może uda mu się teraz z nią umówić, ale chociaż słuchał tego, co mówiła Vivian – Punkt pierwszy: Dołować i denerwować Arianę, - zaśmiałam się – punkt drugi: postarać się o wspólny szlaban z Jamesem, punkt trzeci: wrobić w coś Arianę, żeby straciła dobre imię u Jamesa, na przykład w zdradę, najlepiej z Syriuszem – Syriusz określił Emily i jej koleżanki bardzo niecenzuralnym słowem, na co Vivian zaśmiała się – punkt czwarty: zastraszyć Arianę, punkt piąty: postarać się o więcej wspólniczek – płakałam ze śmiechu – punkt szósty: ośmieszyć Arianę przed całą szkołą… Wow. Plan godny Ślizgona.
            - Spoko, nas już zastraszyły. – powiedziała Vivian – Cytuję: „Jak piśniecie choćby słówko do kogokolwiek, to będziecie miały przerąbane”.
            - Tak, to była najstraszniejsza chwila mojego życia. – dodała Cornelia
            - Niedobrze mi. – powiedział James i wybiegł z pokoju
            - Na co czekasz? – zapytał mnie Syriusz – Biegnij za nim!
             - Ja? Może lepiej ty? – proponowałam
            - Ty. Coś czuje, że on chce z tobą porozmawiać na osobności…
Jego słowa sprawiły, że zakręciło mi się w głowie i ścisnęło w żołądku. To chyba ja będę wymiotować. Jak mi polecił Syriusz pobiegłam za Jamesem. Nie żartował z tym, że mu niedobrze, bo nawet nie zamknął drzwi do sypialni Huncwotów. Za to mi, znacznie to ułatwiło sprawę, bo skąd ja miałam wiedzieć, które drzwi są ich? Weszłam do pokoju.
            - Tu jestem. – powiedział do mnie słabym głosem, dochodzącym z łazienki.
James siedział na podłodze i opierał się o umywalkę. Poszłam tam i usiadłam obok niego.
            - Jak się czujesz? – zapytałam odgarniając mu włosy z czoła
            - Całkiem dobrze, tylko trochę mi się rzygać chce i tylko trochę chcą cię zabić jakieś lafiryndy, i tylko trochę nienawidzę wszystkich czterech!
            - Nienawidzisz Lily Evans? – bałam się odpowiedzi.
            - Tak i szkoda mi tych trzech lat zmarnowanych na lataniu za taką… osobą.
Siedzieliśmy tak na podłodze bez słowa przez dłuższą chwilę. W końcu on zapytał:
            - Jesteś na mnie zła? – kompletnie nie spodziewałam się takiego pytania.
            - Nie, dlaczego niby mam być na ciebie zła?
            - Nie wiem. Takie odnosiłem wrażenie jak siedzieliśmy tam na dole, że jesteś na mnie zła.
            - Nie byłam zła, tylko się bałam.
            - Bałaś się? Kogo?
            - Nie kogo, tylko czego. Bałam się, że będziesz wolał Lily, bo najprawdopodobniej się jej bardzo podobasz.
            - Tylko ciebie kocham, Księżniczko. – powiedział zachrypniętym głosem i pogładził mnie po policzku. Ręce miał bardzo zimne.
            - K-kochasz mnie?
            - No pewnie, że ciebie, Księżniczko, a kogo? Twój pies jest zajęty. – zażartował, ale zaraz znowu spoważniał – A ty mnie kochasz?
Bałam się tego pytania. Bałam się go jak cholera. W ogóle ostatnio wielu rzeczy się bałam.
            - Chyba… chyba tak.
            - Mam nadzieję, że twoje „chyba” niedługo zamieni się w „na pewno”. – powiedział i nasze twarze były tak bliziutko, no i już, już prawie…
            - A co wy tu robicie? – w drzwiach stał Syriusz z psem na rękach śmiejąc się od ucha do ucha.
            - Syriusz, ty psi pedofilu, wyjdź stąd! – krzyknął James
            - Nawet o tym nie marz. – powiedział i uśmiechnął się jeszcze szerzej – Uwielbiam takie lovestory, no dalej nie krępu…
Nie dokończył, bo James już na nim siedział.
            - Och, James… Ja od dawna wiedziałem, że cię pociągam. Mrr…
            - Idiota. – powiedział James i zaczął go tłuc poduszką po głowie. Syriusz rzucał się, śmiał i pluł pierzem. Stwierdziłam, że fajną maja zabawę, więc i ja zdzieliłam Jamesa po głowie poduszką.
            - Ej! – zaśmiał się – Tak mnie? Po głowie? Igrasz z ogniem, kochanie.
Myślałam, że się posikam z emocji! Powiedział do mnie „KOCHANIE”! Z moich rozmyśleń o tym jakie to było cudowne wyrwał mnie cios poduszką od Jamesa. Później z drugiej strony od Syriusza.
            - Ej, no bez przesady! Was jest dwóch!
            - Co z tego! – krzyknął i zaczął mnie gonić po pokoju z poduszką. Do niego oczywiście dołączył się Syriusz. James złapał mnie bardzo szybko, chociaż nie byłam zła w bieganiu. Przewrócił na łóżko i zaczął łaskotać. Boże… nie mogłam się przestać śmiać, nawet oddechu nie mogłam złapać.
            - James, debilu! Nie łaskocz jej, tylko rozbieraj. – podpowiedział mu Syriusz
            - Nie marudź, tylko mi pomóż ją łaskotać! – Jeszcze tego mi brakowało…
            - Możeeehahaa juhahahahż wyhahaa-A-star-A-czy?
            - Warto mieć marzenia, Księżniczko. – powiedział i zaśmiał się, razem z nim zaśmiał się Syriusz i po chwili poczułam kolejną parę rąk na moim brzuchu. Łaskotali mnie i łaskotali. Nie wiem kto się śmiał głośniej, ja czy oni. To było straszne, a zarazem fajne. W końcu po jakichś piętnastu minutach, dali mi wreszcie spokój.
            - James, chciałabym ci przypomnieć, że niecałe półgodziny temu umierałeś pod umywalką.
            - No bo jak ja przyszedłem, to chciał się przede mną popisać, seksiak jeden. On mnie tak podrywa od dłuższego czasu, a to niby zakochanie w Lily to był tylko taki kamufl… - Syriusz dostał poduszką od Jamesa
            - Nic nie zmądrzałeś przez dwadzieścia minut. – skwitował go James. Oczywiście wszystko to były żarty, bo wiadomo, że żaden z Huncwotów nie był gejem.
            - Lepiej bój się dzisiejszej nocy, James. Zrobię ci… - znowu dostał w głowę poduszką – kogel – mogel, James. Ale bez jajek. Chyba, że wolisz z… - znowu dostał – zupę! To ugotuję ci zupę!
            - Zamkniesz się dzisiaj, czy nie? – zapytał go James
            - Oczywiście, ale w jednej klatce z tobą, Niedźwiadku. Grr… - James na serio zaczął się już robić poirytowany, ja wręcz przeciwnie, coraz bardziej zaczynało mnie to bawić. Widząc to James, chcąc posłuchać jeszcze dłużej mojego uwodzącego śmiechu mrugnął do Syriusza (myślał, że nie widziałam). Na co Syriusz zareagował:
            - James, kotku… Nie powiesz mi chyba, że… że nie chcesz. Nie… nie zrobisz mi tego, prawda? – był świetnym aktorem, nawet się nie uśmiechnął
            - Ja? Nigdy! Pożądam cię w każdej sekundzie mojego życia, chciałbym z tobą stracić moje dziewictwo! Ach…!– James był równie dobry w graniu. Obaj byli świetni. Wręcz cudowni! O matko, zaczęli się przytulać i… obmacywać, Jezu…
            - Och, James! Jakie skarby skrywa ten oto rozporek?!
            - Największe, największe…
Ledwo łapałam powietrze do płuc. Naprawdę nigdy w życiu się tak nie śmiałam…
            - Syriusz, kotku, rozbierz mnie! – jak James powiedział tak Syriusz zrobił, zaczął mu zdejmować koszulkę, a później rozpiął i zsunął mu spodnie. James także rozebrał Syriusza. Nie powiem, bo widok był całkiem, całkiem… Zaczęli się obmacywać nawzajem po swoich genitaliach i tyłkach (przez majtki… jeszcze).  Nie byłam zazdrosna. Tylko kompletna idiotka byłaby zazdrosna. Mnie to po prostu bawiło. Ale bawiło na taką skalę, że o mało co nie spadłam z łóżka. Jednak najlepsze miało być dopiero przed nami. Do pokoju weszli Remus i Peter. Ich miny… były nie do opisania. James i Syriusz przerwali na chwilę swoje zabawy. Spojrzeli w kierunku drzwi, a James skomentował:
            - A. To tylko wy.
I zaczął dalej obmacywać Syriusza. Rozbrajali mnie. Wszyscy Huncwoci. Zaczynając od napalonego Syriusza, a kończąc na przestraszonym Peterze. Wszyscy tak mnie bawili, że w końcu spadłam z tego łóżka. James i Syriusz się wystraszyli i wstali z podłogi.
            - No Syriusz, koniec na dzisiaj pieszczot, bo Ariana zrobi sobie krzywdę. – zaśmiał się i zaczął się ubierać – Nie jesteś obrażona, prawda?
            - Nie. Ja cechuję się otwartością na homoseksualne związki, więc udzielam wam błogosławieństwa.
            - Ale, kochanie, to dla jaj było…
            - Jezu, naprawdę? – zapytałam ironicznie – Nie domyśliłabym się.
            - Podobało ci się, co nie? – zapytał Syriusz
            - I to jeszcze jak, musiałam się bardzo pilnować, żeby ci nie zasikać łóżka.
            - To łóżko Petera. – powiedział Lupin
            - O. To na drugi raz będzie jeszcze milej. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do Jamesa
            - Przestańcie! – krzyknął Peter. Zdziwiłam się, że on w ogóle potrafi krzyczeć – To co robicie jest chore! Chore!!! Co to miało być?! Wy się całowaliście prawie nago!
            - Nie całowaliśmy się! Ariana z łóżka spadła i nam przeszkodziła, a akcja się dopiero rozkręcała… - powiedział Syriusz z łobuzerskim uśmiechem.
            -Peter, uspokój się. Przecież to były żarty. W ogóle od kiedy ty taki asertywny jesteś? – zapytał James
            - Od pewnego czasu. Nieważne. Macie tak więcej nie robić! – krzyczał
            - Och, no Peter… Oczywiście, że nie będziemy tak więcej robić, na drugi raz ty zrobisz to z nami… - droczył się z nim James stojąc w samych bokserkach
            - James! Przestać sobie z niego robić jaja! – wybuchł Lupin.
Zaczynało się robić poważnie, ale naprawdę nie rozumiałam dlaczego Peter tak dziwnie na to zareagował…
            - Ja nie robie sobie z niego jaj! Z Syriuszem urządziliśmy sobie cos na kształt kabaretu!
Ta. Ładny mi kabaret…
            - Kabaret?! To miał być kabaret?!!! Zrobiliście tu dom wariatów!!! – darł się Peter
Przez wakacje przeszedł poważną przemianę. Stał się nie do poznania. Chyba, że dzisiaj coś mu odwaliło.
            - Dobra, dobra… Nie róbmy afery. Naprawdę nie wiem, w czym wam przeszkadza to, że staraliśmy się rozbawić dziewczynę Jamesa. – spojrzał nam mnie – Jak widać, udało nam się. Ale skoro tak wam to przeszkadza… to musimy sobie odpuścić…
            - No. Mądra decyzja. – powiedział Remus – A teraz lepiej idźcie spać. Jutro mamy ciężki dzień.
            - A tam ciężki… - nie zgodził się z nim Syriusz – Co w ogóle jutro mamy?
            - Zaklęcia, dwie godziny Historii Magii, Wróżbiarstwo, Eliksiry i Transmutację.
            - Mam nadzieję, że na Zaklęciach będę w parze z Emily. – powiedziałam, na co James spuścił głowę – Ale co…?
            - No wiesz… myślałem, że będziesz chciała być w parze ze mną… - powiedział, tak ślicznie się rumieniąc.
            - A ja myślałam, że wolisz być ze mną na Eliksirach… - powiedziałam
            - Fakt. Tak będzie praktyczniej. Co nie zmienia faktu, że na każdej lekcji siedzisz, ze mną.
            - Chcesz zostawić Syriusza, na pastwę losu? – zapytałam
            - No tak, jest jeszcze on…
            - Jak miło, że tyle osób o mnie pamięta… - powiedział ironicznie Syriusz
            - No to może… - zaczął James, ale ja za niego dokończyłam
            - … zobaczymy jutro. Chce mi się spać.
            - Nie widzę problemu. Możesz spać tutaj. – zaproponował z uśmiechem James
            - Może innym razem. – zaśmiałam się i ruszyłam w stronę drzwi, ale coś mnie zatrzymało
            - Dobranoc, Księżniczko. – powiedział James i po raz pierwszy pocałował mnie. Całowaliśmy się i całowaliśmy… aż Syriusz nam przerwał:
            - Ej! Lubię patrzyć jak się ktoś całuje itp., ale wy już tak stoicie od dziesięciu minut! – całkiem nieźle mu szło udawanie poważnego – Ariana, wynocha! James, do wyra!
            - Zanim wyjdę oddaj mi psa, idioto!
Syriusz nie musiał mi oddawać Prince’a, bo ten sam do mnie przybiegł. Wzięłam go na ręce, pożegnałam z Huncwotami i poszłam do swojego pokoju. Umyłam się, przebrałam w piżamę i w ciszy poszłam spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz