Wielka
sala, jak co roku, wyglądała niesamowicie. Unoszące się nad stołami złote
świece, długie stoły nakryte porcelanowymi talerzami i mieniącymi się srebrnymi
sztućcami. Największą uwagę zwracało sklepienie, które było zaczarowane tak, że
wydawało się, że siedzimy pod gołym niebem. Pierwszaki zareagowały na to
głośnym „Ooo…”, a po wytłumaczeniu im przez McGonnagall, że to Dumbledore
zaczarował to sklepienie, zareagowali nieco cichszym „Aaa…”.
Szliśmy
w piątkę, szukając dogodnych miejsc przy stole Gryfonów. Syriusz szedł z
Princem na rękach, ale zdawał się zasłaniać go tak, żeby nikt go nie widział.
Może on naprawdę nie chciał go wykorzystywać w miłosnych celach? Jeśli tak, to
miło z jego strony. Za Syriuszem szłam ja i James, który żartował ze mną,
Remusem i Peterem o nowej „miłości” Syriusza. Ja jednak nie bardzo ich
słuchałam, tylko się rozglądałam za ludźmi i patrzyłam jak się zmienili. W
pewnej chwili zobaczyłam Lily Evans rozmawiającą z Severusem Snape’em.
Odwróciła się w moją stronę i spojrzała najpierw na Jamesa normalnym,
niewyrażającym uczuć spojrzeniem, a później na mnie. Spojrzała na mnie wzrokiem
pełnym nienawiści, a zarazem zazdrości. Nigdy bym się po niej takiego wzroku
nie spodziewała. Tym bardziej, że nigdy nie kochała Jamesa, a nawet go nie
lubiła. Ignorowała go, spławiała, olewała. Jak Lily mogła mi zazdrościć tego,
że idę obok Jamesa?! Chyba, że chodziło o coś innego… No ale niby o co innego,
by mogło chodzić?
Kiedy już usiedliśmy, Syriusz
posadził Prince’a u siebie na kolanach. Koło nich usiadł Remus i patrzył na
Syriusza z politowaniem.
- Tylko się z nim nie pocałuj. –
żartował
- Tak, bo jeszcze ci naszczy na
kolana, hahaha. – dodał James
- Dajcie mu już spokój. –
powiedziałam, ale śmiałam się razem z nimi – Zazdrościcie mu, bo u was na
kolanach nie siedział.
- Przepraszam, ale u mnie siedział.
– bronił się James
- I uciekł, hahaha. Przykro mi, mój
kochany, ale zwierzęta wolą Syriusza.
W
tym momencie znowu napotkałam wzrok Lily. Kiedy na nią spojrzałam przeniosła
wzrok na Jamesa i patrzyła na niego jak… jak Syriusz na Prince’a! O co
chodziło? Nienawidziła go odkąd pamiętam lat, a teraz nagle zaczął jej się
podobać?! Przecież to nie miało sensu! Lily po raz pierwszy Jamesa spotkała
równo trzy lata temu i od razu zaczęła się mu podobać. Ten bynajmniej tego nie ukrywał.
Prosił, żeby się z nim umówiła, żeby przestała go olewać, żeby przestała się
zadawać ze Snape’em… i tak dalej. Ona miała jednak głęboko i daleko prośby i
starania Jamesa. Wolała się przyjaźnić z
tym tłustowłosym debilem, niż spotkać się, chociaż raz, z jednym z
najpopularniejszych chłopaków w szkole i najlepszym szukającym w dziejach
Hogwartu. Z resztą, gdyby nawet James
nie był, ani ładny, ani fajny, to był chociaż Gryfonem. Brzydziłabym się
dotknąć Ślizgona, a co dopiero mówić o jakiejkolwiek przyjaźni! Gdyby to
jeszcze był jakiś miły Ślizgon, ale nie. To był Smarkerus. Nie był, ani ładny,
ani fajny. Jedyne co go odróżniało od reszty to to, że kiedy by go nie spotkać,
to rył nosem po książce z Czarną Magią. Raz pamiętam jak powiedział, że
Gryfoni, a w szczególności Huncwoci, nie maja za grosz rozumu, tylko tupet i
coś na co inni mówią odwaga, ale on to woli nazywać głupotą i brakiem myślenia.
Tymi słowami przesadził. James w tamtym momencie już wyjmował różdżkę, ale w
ostatniej chwili Lupin go powstrzymał (Syriusz wtedy miał szlaban, więc go nie
było, a szkoda, bo wtedy Remus by nie dał rady opanować ich dwóch). Skoro
sprawy przybrały taki, a nie inny obrót, postanowiłam spetryfikować kotkę
Filcha – panią Norris i wrzucić mu ją do torby. Efekt był taki, że James z
Syriuszem przez tydzień szukali na własną rękę osoby, która to zrobiła, żeby
jej pogratulować i zarazem podziękować, bo Slytherinowi odjęto dwadzieścia
punktów, ale wolałam się nie przyznawać. Znaczy przyznałam się, ale tylko
Smarkerusowi, który zareagował na to syczącym szeptem: „To tyy…!”.
Gdy tak rozmyślałam, nawet nie
zauważyłam, że skończyło się przydzielanie do poszczególnych domów i przemowa
Dumbledore’a. Musiałam wyglądać jak idiotka siedząc pół godziny bez ruchu. Z
drugiej strony, musiałam wyglądać bardzo tajemniczo, a to akurat całkiem
dobrze.
- Nic nie jesz? – zapytał James,
nalewając sobie herbaty do szklanki – Przez podróż nie jadłaś, więc powinnaś
coś zjeść. Ja po prawie trzech godzinach spania byłbym głodny jak wilk.
- Spałam aż trzy godziny? – zdziwiło
mnie to, po trzygodzinnej drzemce powinnam się czuć wypoczęta, a byłam taka
zmęczona, że myślałam, że zaraz usnę.
- Dwie godziny i czterdzieści siedem
minut, Księżniczko. – odpowiedział
- Ariana, zgadnij, gdzie twój pies
się przytula. – powiedział to znacząco unosząc brew i uśmiechając się od ucha
do ucha.
- Jesteś idiotą. – skwitowałam
- I tak mnie lubisz. – powiedział i
mrugnął
Wychodząc z Wielkiej Sali
natknęliśmy się na Irytka, który śpiewał piosenkę:
Potter ma dosyć Evans już,
odkochał się – no cóż.
Potter ma teraz nową lalę,
taką cudowną, że aż się popłakałem.
I teraz Evans będzie płakać w głos…
Taki jej los!
-
Piękna piosenka Irytku. Zaśpiewasz mi coś jeszcze? – zapytał James
- Nie tym razem, Potterku – Cukierku.
– i odleciał
Z
sali zaczęło wychodzić coraz więcej osób. Emily patrzyła się na mnie równie
nienawistnym wzrokiem, co Lily. Czułam, że się zaprzyjaźnią. Zaczęliśmy iść w
stronę wieży Gryffindoru. Mijaliśmy korytarze, zakręty, schody… Hogwart jest
ogromy. Wreszcie znaleźliśmy się przed portretem Grubej Damy.
- Ciamajda. – powiedział Lupin po
czym naszym oczom ukazało się wejście do Pokoju Wspólnego.
- Sam jesteś ciamajda!
- Syriusz, to jest hasło. –
powiedział Remus
- Wiem, nie jestem idiotą. – warknął
Syriusz – W ogóle się nie znasz na żartach…
- Matko… ten pies źle na niego
działa. – zauważył Peter
- Od psa to ty się odczep. –
upomniałam go. Co on mi tu będzie się rządził. Weszliśmy do Pokoju Wspólnego i
usiedliśmy na fotelach. Byliśmy tam tylko my i dwie dziewczyny Vivian Rodriguez
i Cornelia Greenfance. Były całkiem w porządku. Vivian miała długie, czarne, lekko
pofalowane włosy i zielone oczy. Cornelia miała za to gęste, czerwone włosy do
ramion i brązowe oczy. Nie znałam ich zbyt dobrze, ale wiedziałam, że nie są
zbyt lubiane wśród dziewczyn. Myślę, że z powodu swojej niezależności, bo nigdy
ich nie widziałam, żeby latały za chłopakami z jakimiś laluniami. No i… z tego
co pamiętam dogadać nieźle potrafiły, szczególnie Vivian. Cornelia była raczej
opanowana i jeśli coś komentowała to uśmiechnięta, co totalnie irytowało
pozostałych. I dlatego właśnie, je zapamiętałam.
- Wow, wydaje mi się, że cię
nienawidzą bardziej, niż nas… - powiedziała do mnie Vivian. Spojrzałam na nią i
uśmiechnęłam się.
- Tak… zauważyłam.
- Wygląda na to, że Rivera i Evans
się zaprzyjaźniły. – zaśmiała się Cornelia
- Co? – śmiał się Syriusz – No… to
mamy już czwóreczkę Emily Rivera, Jenifer Tomilson, Ashley McCartney, a nawet
Lily Evans dołączyła do Grona Skrzywdzonych Przez Życie.
- Taa… Nie spodziewałam się tego po
niej. Przecież ona nigdy nie lubiła Jamesa, a teraz współczuje dziewczynom,
które kochają Huncwotów i knuje razem z nimi plan jakby ci tu dokuczyć. –
opowiadała Vivian, a ja się tym zainteresowałam. Wyglądało na to, że dużo wie.
- Słyszałaś? – zdziwiłam się
- No mistrzyniami zbrodni to one nie
są siedziałyśmy z Lily w przedziale, gdy nagle one wpadły zapłakane, a Lily
zaczęła im współczuć, mówiąc, że James to świetny chłopak i na ciebie nie
zasługuje. – zatkało mnie. Przecież ona go nienawidziła! Jak mogła teraz mówić,
że jest świetnym chłopakiem?!
- Coś więcej mówiły? – zapytałam,
nie poddając się emocjom, które mną szarpały. Na przemian strach i smutek,
strach i smutek. Smutek i strach, smutek i strach… Najgorsze było to, że James
nic nie mówił.
- Tak. Opracowały plan na najbliższy
miesiąc, a najlepsze jest to, że każda z nich go notowała i McCartney zostawiła
go na swoim siedzeniu w pociągu. Postanowiłyśmy go zabrać i przekazać tobie. –
powiedziała Vivian, a Cornelia wręczyła mi mały zwitek pergaminu. Otworzyłam go,
a wtedy odezwał się James:
- Czytaj na głos.
- Dobrze. - trochę odetchnęłam, bo
myślałam, że James jest właśnie w trakcie rozmyślania o tym, że podoba się Lily
i może uda mu się teraz z nią umówić, ale chociaż słuchał tego, co mówiła
Vivian – Punkt pierwszy: Dołować i denerwować Arianę, - zaśmiałam się – punkt
drugi: postarać się o wspólny szlaban z Jamesem, punkt trzeci: wrobić w coś
Arianę, żeby straciła dobre imię u Jamesa, na przykład w zdradę, najlepiej z
Syriuszem – Syriusz określił Emily i jej koleżanki bardzo niecenzuralnym słowem,
na co Vivian zaśmiała się – punkt czwarty: zastraszyć Arianę, punkt piąty:
postarać się o więcej wspólniczek – płakałam ze śmiechu – punkt szósty:
ośmieszyć Arianę przed całą szkołą… Wow. Plan godny Ślizgona.
- Spoko, nas już zastraszyły. –
powiedziała Vivian – Cytuję: „Jak piśniecie choćby słówko do kogokolwiek, to
będziecie miały przerąbane”.
- Tak, to była najstraszniejsza
chwila mojego życia. – dodała Cornelia
- Niedobrze mi. – powiedział James i
wybiegł z pokoju
- Na co czekasz? – zapytał mnie
Syriusz – Biegnij za nim!
- Ja? Może lepiej ty? – proponowałam
- Ty. Coś czuje, że on chce z tobą
porozmawiać na osobności…
Jego
słowa sprawiły, że zakręciło mi się w głowie i ścisnęło w żołądku. To chyba ja
będę wymiotować. Jak mi polecił Syriusz pobiegłam za Jamesem. Nie żartował z
tym, że mu niedobrze, bo nawet nie zamknął drzwi do sypialni Huncwotów. Za to
mi, znacznie to ułatwiło sprawę, bo skąd ja miałam wiedzieć, które drzwi są
ich? Weszłam do pokoju.
- Tu jestem. – powiedział do mnie
słabym głosem, dochodzącym z łazienki.
James
siedział na podłodze i opierał się o umywalkę. Poszłam tam i usiadłam obok
niego.
- Jak się czujesz? – zapytałam
odgarniając mu włosy z czoła
- Całkiem dobrze, tylko trochę mi
się rzygać chce i tylko trochę chcą cię zabić jakieś lafiryndy, i tylko trochę
nienawidzę wszystkich czterech!
- Nienawidzisz Lily Evans? – bałam
się odpowiedzi.
- Tak i szkoda mi tych trzech lat
zmarnowanych na lataniu za taką… osobą.
Siedzieliśmy
tak na podłodze bez słowa przez dłuższą chwilę. W końcu on zapytał:
- Jesteś na mnie zła? – kompletnie
nie spodziewałam się takiego pytania.
- Nie, dlaczego niby mam być na
ciebie zła?
- Nie wiem. Takie odnosiłem wrażenie
jak siedzieliśmy tam na dole, że jesteś na mnie zła.
- Nie byłam zła, tylko się bałam.
- Bałaś się? Kogo?
- Nie kogo, tylko czego. Bałam się,
że będziesz wolał Lily, bo najprawdopodobniej się jej bardzo podobasz.
- Tylko ciebie kocham, Księżniczko.
– powiedział zachrypniętym głosem i pogładził mnie po policzku. Ręce miał
bardzo zimne.
- K-kochasz mnie?
- No pewnie, że ciebie, Księżniczko,
a kogo? Twój pies jest zajęty. – zażartował, ale zaraz znowu spoważniał – A ty
mnie kochasz?
Bałam
się tego pytania. Bałam się go jak cholera. W ogóle ostatnio wielu rzeczy się
bałam.
- Chyba… chyba tak.
- Mam nadzieję, że twoje „chyba”
niedługo zamieni się w „na pewno”. – powiedział i nasze twarze były tak
bliziutko, no i już, już prawie…
- A co wy tu robicie? – w drzwiach
stał Syriusz z psem na rękach śmiejąc się od ucha do ucha.
- Syriusz, ty psi pedofilu, wyjdź
stąd! – krzyknął James
- Nawet o tym nie marz. – powiedział
i uśmiechnął się jeszcze szerzej – Uwielbiam takie lovestory, no dalej nie
krępu…
Nie
dokończył, bo James już na nim siedział.
- Och, James… Ja od dawna wiedziałem,
że cię pociągam. Mrr…
- Idiota. – powiedział James i
zaczął go tłuc poduszką po głowie. Syriusz rzucał się, śmiał i pluł pierzem.
Stwierdziłam, że fajną maja zabawę, więc i ja zdzieliłam Jamesa po głowie
poduszką.
- Ej! – zaśmiał się – Tak mnie? Po
głowie? Igrasz z ogniem, kochanie.
Myślałam,
że się posikam z emocji! Powiedział do mnie „KOCHANIE”! Z moich rozmyśleń o tym
jakie to było cudowne wyrwał mnie cios poduszką od Jamesa. Później z drugiej
strony od Syriusza.
- Ej, no bez przesady! Was jest
dwóch!
- Co z tego! – krzyknął i zaczął
mnie gonić po pokoju z poduszką. Do niego oczywiście dołączył się Syriusz.
James złapał mnie bardzo szybko, chociaż nie byłam zła w bieganiu. Przewrócił
na łóżko i zaczął łaskotać. Boże… nie mogłam się przestać śmiać, nawet oddechu
nie mogłam złapać.
- James, debilu! Nie łaskocz jej,
tylko rozbieraj. – podpowiedział mu Syriusz
- Nie marudź, tylko mi pomóż ją
łaskotać! – Jeszcze tego mi brakowało…
- Możeeehahaa juhahahahż
wyhahaa-A-star-A-czy?
- Warto mieć marzenia, Księżniczko.
– powiedział i zaśmiał się, razem z nim zaśmiał się Syriusz i po chwili
poczułam kolejną parę rąk na moim brzuchu. Łaskotali mnie i łaskotali. Nie wiem
kto się śmiał głośniej, ja czy oni. To było straszne, a zarazem fajne. W końcu
po jakichś piętnastu minutach, dali mi wreszcie spokój.
- James, chciałabym ci przypomnieć,
że niecałe półgodziny temu umierałeś pod umywalką.
- No bo jak ja przyszedłem, to
chciał się przede mną popisać, seksiak jeden. On mnie tak podrywa od dłuższego
czasu, a to niby zakochanie w Lily to był tylko taki kamufl… - Syriusz dostał poduszką
od Jamesa
- Nic nie zmądrzałeś przez
dwadzieścia minut. – skwitował go James. Oczywiście wszystko to były żarty, bo
wiadomo, że żaden z Huncwotów nie był gejem.
- Lepiej bój się dzisiejszej nocy,
James. Zrobię ci… - znowu dostał w głowę poduszką – kogel – mogel, James. Ale
bez jajek. Chyba, że wolisz z… - znowu dostał – zupę! To ugotuję ci zupę!
- Zamkniesz się dzisiaj, czy nie? –
zapytał go James
- Oczywiście, ale w jednej klatce z tobą,
Niedźwiadku. Grr… - James na serio zaczął się już robić poirytowany, ja wręcz
przeciwnie, coraz bardziej zaczynało mnie to bawić. Widząc to James, chcąc
posłuchać jeszcze dłużej mojego uwodzącego śmiechu mrugnął do Syriusza (myślał,
że nie widziałam). Na co Syriusz zareagował:
- James, kotku… Nie powiesz mi
chyba, że… że nie chcesz. Nie… nie zrobisz mi tego, prawda? – był świetnym
aktorem, nawet się nie uśmiechnął
- Ja? Nigdy! Pożądam cię w każdej
sekundzie mojego życia, chciałbym z tobą stracić moje dziewictwo! Ach…!– James
był równie dobry w graniu. Obaj byli świetni. Wręcz cudowni! O matko, zaczęli
się przytulać i… obmacywać, Jezu…
- Och, James! Jakie skarby skrywa
ten oto rozporek?!
- Największe, największe…
Ledwo
łapałam powietrze do płuc. Naprawdę nigdy w życiu się tak nie śmiałam…
- Syriusz, kotku, rozbierz mnie! –
jak James powiedział tak Syriusz zrobił, zaczął mu zdejmować koszulkę, a
później rozpiął i zsunął mu spodnie. James także rozebrał Syriusza. Nie powiem,
bo widok był całkiem, całkiem… Zaczęli się obmacywać nawzajem po swoich
genitaliach i tyłkach (przez majtki… jeszcze). Nie byłam zazdrosna. Tylko kompletna idiotka
byłaby zazdrosna. Mnie to po prostu bawiło. Ale bawiło na taką skalę, że o mało
co nie spadłam z łóżka. Jednak najlepsze miało być dopiero przed nami. Do
pokoju weszli Remus i Peter. Ich miny… były nie do opisania. James i Syriusz
przerwali na chwilę swoje zabawy. Spojrzeli w kierunku drzwi, a James
skomentował:
- A. To tylko wy.
I
zaczął dalej obmacywać Syriusza. Rozbrajali mnie. Wszyscy Huncwoci. Zaczynając
od napalonego Syriusza, a kończąc na przestraszonym Peterze. Wszyscy tak mnie
bawili, że w końcu spadłam z tego łóżka. James i Syriusz się wystraszyli i
wstali z podłogi.
- No Syriusz, koniec na dzisiaj
pieszczot, bo Ariana zrobi sobie krzywdę. – zaśmiał się i zaczął się ubierać –
Nie jesteś obrażona, prawda?
- Nie. Ja cechuję się otwartością na
homoseksualne związki, więc udzielam wam błogosławieństwa.
- Ale, kochanie, to dla jaj było…
- Jezu, naprawdę? – zapytałam
ironicznie – Nie domyśliłabym się.
- Podobało ci się, co nie? – zapytał
Syriusz
- I to jeszcze jak, musiałam się
bardzo pilnować, żeby ci nie zasikać łóżka.
- To łóżko Petera. – powiedział
Lupin
- O. To na drugi raz będzie jeszcze
milej. – powiedziałam i uśmiechnęłam się do Jamesa
- Przestańcie! – krzyknął Peter.
Zdziwiłam się, że on w ogóle potrafi krzyczeć – To co robicie jest chore!
Chore!!! Co to miało być?! Wy się całowaliście prawie nago!
- Nie całowaliśmy się! Ariana z łóżka
spadła i nam przeszkodziła, a akcja się dopiero rozkręcała… - powiedział
Syriusz z łobuzerskim uśmiechem.
-Peter, uspokój się. Przecież to
były żarty. W ogóle od kiedy ty taki asertywny jesteś? – zapytał James
- Od pewnego czasu. Nieważne. Macie
tak więcej nie robić! – krzyczał
- Och, no Peter… Oczywiście, że nie
będziemy tak więcej robić, na drugi raz ty zrobisz to z nami… - droczył się z
nim James stojąc w samych bokserkach
- James! Przestać sobie z niego
robić jaja! – wybuchł Lupin.
Zaczynało
się robić poważnie, ale naprawdę nie rozumiałam dlaczego Peter tak dziwnie na
to zareagował…
- Ja nie robie sobie z niego jaj! Z
Syriuszem urządziliśmy sobie cos na kształt kabaretu!
Ta.
Ładny mi kabaret…
- Kabaret?! To miał być kabaret?!!!
Zrobiliście tu dom wariatów!!! – darł się Peter
Przez
wakacje przeszedł poważną przemianę. Stał się nie do poznania. Chyba, że
dzisiaj coś mu odwaliło.
- Dobra, dobra… Nie róbmy afery.
Naprawdę nie wiem, w czym wam przeszkadza to, że staraliśmy się rozbawić
dziewczynę Jamesa. – spojrzał nam mnie – Jak widać, udało nam się. Ale skoro
tak wam to przeszkadza… to musimy sobie odpuścić…
- No. Mądra decyzja. – powiedział
Remus – A teraz lepiej idźcie spać. Jutro mamy ciężki dzień.
- A tam ciężki… - nie zgodził się z
nim Syriusz – Co w ogóle jutro mamy?
- Zaklęcia, dwie godziny Historii
Magii, Wróżbiarstwo, Eliksiry i Transmutację.
- Mam nadzieję, że na Zaklęciach
będę w parze z Emily. – powiedziałam, na co James spuścił głowę – Ale co…?
- No wiesz… myślałem, że będziesz
chciała być w parze ze mną… - powiedział, tak ślicznie się rumieniąc.
- A ja myślałam, że wolisz być ze
mną na Eliksirach… - powiedziałam
- Fakt. Tak będzie praktyczniej. Co
nie zmienia faktu, że na każdej lekcji siedzisz, ze mną.
- Chcesz zostawić Syriusza, na
pastwę losu? – zapytałam
- No tak, jest jeszcze on…
- Jak miło, że tyle osób o mnie
pamięta… - powiedział ironicznie Syriusz
- No to może… - zaczął James, ale ja
za niego dokończyłam
- … zobaczymy jutro. Chce mi się
spać.
- Nie widzę problemu. Możesz spać tutaj.
– zaproponował z uśmiechem James
- Może innym razem. – zaśmiałam się
i ruszyłam w stronę drzwi, ale coś mnie zatrzymało
- Dobranoc, Księżniczko. –
powiedział James i po raz pierwszy pocałował mnie. Całowaliśmy się i
całowaliśmy… aż Syriusz nam przerwał:
- Ej! Lubię patrzyć jak się ktoś
całuje itp., ale wy już tak stoicie od dziesięciu minut! – całkiem nieźle mu
szło udawanie poważnego – Ariana, wynocha! James, do wyra!
- Zanim wyjdę oddaj mi psa, idioto!
Syriusz
nie musiał mi oddawać Prince’a, bo ten sam do mnie przybiegł. Wzięłam go na
ręce, pożegnałam z Huncwotami i poszłam do swojego pokoju. Umyłam się,
przebrałam w piżamę i w ciszy poszłam spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz